Hity tygodnia: "A Young Doctor's Notebook", "Arrow", "Sons of Anarchy", "Rick and Morty"
Redakcja
15 grudnia 2013, 19:19
"A Young Doctor's Notebook" (2×04)
Andrzej Mandel: Zamknięcie sezonu miniserii z Jonem Hammem i Danielem Radcliffe'em nie zawiodło. Otrzymaliśmy kolejną porcję dobrej gry aktorskiej, czarnego humoru i okazji do zadumy. Luźne bazowanie na prozie Bułhakowa dało o wiele lepsze efekty niż filmowanie jego opowiadań. Twórcy serialu poradzili sobie w tym sezonie znacznie lepiej niż w poprzednim i w efekcie każdy odcinek "Zapisków młodego lekarza" był hitem. Perełka ma w tym roku duszę.
Marta Wawrzyn: W zeszłym roku chyba aż tak zachwycona nie byłam, w tym każdy odcinek oglądam po dwa razy i wciąż nie mogę uwierzyć w to, jak cudowną rzecz mam przed oczami. Groteskowy pogrzeb byłej dziewczyny młodego lekarza, dalsze starania o cudną i niedostępną Nataszę ("On tak pięknie pisze o śmierci, że myślałem, iż…" "…musi nie żyć?"), surrealistyczna podróż przez śniegi i koszmarne zakończenie – w tym odcinku wydarzyło się wiele, a chciałabym jeszcze więcej. Chciałabym, żeby to się nigdy nie kończyło.
"A Young Doctor's Notebook" to serial gorzki, choć wywołujący salwy śmiechu, zabawny, choć ponury, dojrzały i pełen życiowej mądrości, przemycanej zwykle cichaczem, między słowami. Jeśli jakimś cudem jeszcze go nie znacie, polecam. Dwa sezony to zaledwie osiem odcinków, po niecałe 25 minut każdy.
"Sons of Anarchy" (6×13 – "A Mother's Work")
Nikodem Pankowiak: Wciąż jestem w szoku. Znacie to uczucie, kiedy oglądacie serial i przez cały czas czujecie, że zaraz stanie się coś niedobrego? Przerzucie później zastępuje pewność, a biedni bohaterowie nadal niczego się nie spodziewają… Ta śmierć musiała nadejść, była logiczną konsekwencją całego sezonu, ale mimo to ciężko pewnie znaleźć osobę, która nie byłaby nią poruszona? Świetna scena na placu zabaw, wprowadzenie relacji między Gemmą i Juicem na zupełnie inny poziom, Nero, który w przyszłym sezonie z sojusznika może zamienić się we wroga…
Genialnych momentów w tym odcinku nie brakowało, ale i tak wszystko przebiły ostatnie minuty. Gdy wydawało się, że Jax i klub wreszcie wychodzą na prostą, nastąpił upadek najboleśniejszy ze wszystkich. Kolejny, finałowy już sezon, zapowiada się na najbardziej mroczny ze wszystkich, Jax znalazł się na dnie i ciężko będzie mu się stamtąd wygrzebać.
Wspaniały finał, do którego na Serialowej jeszcze powrócimy, gdy tylko opadną emocje.
Agnieszka Jędrzejczyk: Na przestrzeni sześciu sezonów wielokrotnie zdarzały się w "Sons of Anarchy" sytuacje, w których sytuacja bohaterów potrafiła w sekundzie zawalić się jak domek z kart. Żadna z nich jednak nie zostawiała widzów z wydartymi z piersi sercami, tak jak zrobił to "A Mother's Work".
Prawie półtorej godziny niespiesznego podsumowania wydawało się aż zbyt spokojne, czego dowodem okazało się szokujące, tragiczne zakończenie. Żywa rozpacz Jaxa była wręcz trudna do oglądania, choć tak naprawdę nie pobije jej to narastające, okropne uczucie, że widz wie, co się wydarzy, a bohaterowie nie są jeszcze niczego świadomi… Moment, w którym owa świadomość spada, to jak dla mnie koronne osiągnięcie tego serialu.
Pozwolę sobie podsumować je żartem napisanym przez Jakuba Ćwieka:
Przychodzi George R.R. Martin do Kurta Suttera ze łzami w oczach.
– Co się stało, George? – pyta Sutter.
– Przegiąłeś, skurwysynu.
"Arrow" (2×09 – "Three Ghosts")
Bartosz Wieremiej: W świątecznym "Three Ghosts" działo się wiele: pojawiły się trzy duchy, które dały Oliverowi (Stephen Amell) i widzom trochę do myślenia, a Barry (Grant Gustin), jak przystało na bardzo wiernego komiksowemu pierwowzorowi Barry'ego, oberwał błyskawicą. Z innych wiadomości: Laurel (Katie Cassidy) dalej nie ma szczęścia do facetów, Quentin (Paul Blackthorne) i Starling City PD zaliczyli zderzenie, hmm, ze ścianą, a Roy Harper (Colton Haynes) załapał się na zastrzyk, czego osobiście się nie spodziewałem. W teraźniejszości spotkaliśmy również Slade'a (Manu Bennett), co z kolei można było przewidzieć, choć niemniej i tak warto było zobaczyć.
Podsumowując, ten odcinek był jak długo oczekiwany prezent dla fanów serialu, a przyszły rok zapowiada się naprawdę ciekawie.
"Rick and Morty" (1×01 – "Pilot" i 1×02 – "Lawnmower Dog")
Marta Wawrzyn: Nie lubię seriali animowanych – takie moje dziwactwo – ale koło tego po prostu nie jestem w stanie przejść obojętnie. Dan Harmon, twórca "Community", robi to, co lubi najbardziej: przeżuwa popkulturę i wypluwa coś tak wariackiego i pokręconego, że można na to tylko patrzeć szeroko otwartymi oczami. W pierwszym odcinku jego nowego serialu "Rick and Morty" poznajemy Ricka, szalonego dziadka alkoholika, który jest też naukowcem i kimś w rodzaju Doktora Who (powiedzmy), oraz jego wnuka, niespecjalnie rozgarniętego Morty'ego. Razem podróżują w czasie i przestrzeni.
W drugim otrzymujemy najbardziej popapraną wersję "Incepcji", jaką sobie tylko jesteście w stanie wyobrazić. Choć nie, totalnie przeinterpretowany 11 września oraz pani Pancakes i jej sen sadomaso to już chyba nie są rzeczy, które mieszczą się w granicach wyobraźni. Podobnie jak klasyczny bunt robotów, tyle że w wykonaniu uciemiężonych psów (nie zdziwcie się, kiedy Wasz pupil wykręci Wam taki numer. One tylko udają, że lubią być psami, tak naprawdę to koty, uwięzione w psiej skórze i czekające na sygnał do odwetu). Po dwóch odcinkach absolutnie ten serial uwielbiam.
Dodatkowy plus: wszystkie odcinki można oglądać na YouTube (przynajmniej przez jakiś czas, pilot, z tego co widzę, już znikł). Poniżej odcinek 1×02.
"Hawaii Five-0" (4×10 – "Hoʻonani Makuakane"/"Honor Thy Father")
Bartosz Wieremiej: Bardzo, ale to bardzo podobał mi się ten odcinek "Hawaii Five-0" i trochę sam nie wierzę, że to piszę. Na dodatek moje zaskoczenie tym, co zobaczyłem, spotęgowane zostało faktem, że nie spodziewałem się, iż twórcy w epizodzie zahaczającym o Pearl Harbor wybiorą się w tak niewygodne rejony.
Od porządnie zrobionych pierwszych scen, przez bardzo ciekawą i osobistą dla niektórych postaci sprawę kryminalną oraz wspomniane już poruszenie tych elementów w amerykańskiej historii, które rzadko bywają poruszane (wspominałem o tym wczoraj), aż po bardzo ładne nawiązanie do rodziny McGarrettów i wzruszające ostatnie sceny – po prostu wszystko się w tym odcinku udało.
Drodzy czytelnicy, niezależnie od tego, jakie seriale lubicie oglądać, poświęćcie wolną godzinę na spotkanie "Honor Thy Father".