5 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Rosenblatt
18 listopada 2013, 20:03
tym tygodniu oczarował mnie m.in. Ryan Murphy. Niestety, nie swoim pomysłem na 5. sezon "Glee".
tym tygodniu oczarował mnie m.in. Ryan Murphy. Niestety, nie swoim pomysłem na 5. sezon "Glee".
1. Mia Kirshner w "Lost Girl". Skłamałabym, gdybym napisała, że od czasów "The L Word" nigdzie jej nie widziałam. Przeciwnie. Była w "Pamiętnikach wampirów", gdzie grała matkę Eleny. Ostatnio pojawiła się w koszmarku USA Network, "Graceland", i w rozczarowującej produkcji SyFy, "Defiance". Nie są to seriale najwyższych lotów. Oczywiście nie twierdzę, że "Lost Girl" jest arcydziełem, ale miło zobaczyć Mię w czymś strawnym. W swoim pierwszym występie w "LG" (4×01 – "In Memoriam") zrobiła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie i widzę spory potencjał w roli nimfy Cleo. Oczywiście Kirshner zasługuje na dużo, dużo więcej. Kto nie wierzy, niech zobaczy "Czarną Dalię" Briana de Palmy.
2. Wodzenie na pokuszenie w "Glee". 5. sezon "Glee" jest cienki jak barszcz. Na tyle cienki, że nie mam sumienia pastwić się nad nim w cotygodniowych recenzjach. Nic więc dziwnego, że Ryan Murphy próbuje wszelkimi sposobami przekupić widzów. Zazwyczaj jest to tyłek Blaine'a Andersona, czasami piersi Santany (pamiętacie bezsensowną fabularnie scenę rozmowy telefonicznej San?). W "The End of Twerk" była to goła klata Kurta. Oczywiście mogę się mylić i tak naprawdę zdejmowanie koszulki było głęboko uzasadnione. Przecież nie można pokazać tatuażu na plecach bez częściowego ściągnięcia ubrania, prawda?
3. Matthew Schuler – "Hallelujah" w "The Voice". To nie był oszałamiający tydzień pod względem występów. Poprzeczka podnosi się i co za tym idzie ciśnienie jest coraz wyższe. Nie wszyscy uczestnicy radzą sobie z występami na żywo. Co gorsza, nie wszyscy trenerzy są w stanie poradzić sobie z coraz większą presją. Jeśli chodzi o piosenki, to ostatnie wybory jurorów były fatalne. Jedną z największych pomyłek wydała się piosenka "Hallelujah", którą Christina wybrała dla Matthew Schulera. Wybór wydawał się sztampowy i banalny. Ileż to razy słyszeliśmy ten utwór w tego typu programach? Amerykańscy widzowie pukali się w komentarzach w czoło, a ja wraz z nimi. Po programie wszyscy musieliśmy odszczekać każde złe słowo, które powiedzieliśmy o "Halleluja".
Występ Mattew był najlepszym tego wieczoru. Mało tego, dostał się nawet na drugie miejsce amerykańskiego iTunes. Christina znakomicie wykorzystała fakt, że MS wyrósł z chóru gospel. To zadziwiające, że z tak oklepanej piosenki można jeszcze coś wycisnąć. Zadziwiające dla nas laików, dla Aguilery, która zdobyła te wszystkie statuetki Grammy już nie.
http://www.youtube.com/watch?v=0XFrLdq8eyE
4. Laura Prepon w czterech odcinkach "Orange Is the New Black". Kiedy gruchnęła wieść, że Laura Prepon nie pojawi się w nowym sezonie, byłam załamana. Zresztą nie tylko ja, cały fandom popadł w czarną rozpacz. Alex Vause to zdecydowanie jedna z najlepszych postaci "Orange Is the New Black". Poza tym nie wyobrażam sobie Piper bez Alex. Jej związek z Larrym jest nudny jak flaki z olejem, o wiele ciekawsza wydaje się relacja z Vause. Zdaję sobie sprawę, że twórcy mają gdzieś oczekiwania widzów. Na dłużą metę to dobrze, nie powinno naginać się scenariusza tylko po to, aby przypodobać się fanom. Jednak jakieś zamknięcie wątku Alex i pożegnanie z widzami by się przydało.
5. "Chirurdzy" 10×09 – "Sorry Seems to be the Hardest Word". O tym, że był to naprawdę znakomity odcinek chyba nie muszę nikogo przekonywać. Nie bez kozery wylądował w naszych hitach tygodnia.
Osobiście cieszę się trochę z innego powodu (choć oczywiście doceniam kunszt Shondy). Cieszę się, że w końcu wyjaśniono nam, co zaszło między Calzoną. Wątpliwości ciągnęły się za nami od zeszłego sezonu. Zdrada Arizony spadła na nas jak grom z jasnego nieba, chyba nikt się tego nie spodziewał (potem jak pojawiła się doktor Lauren mogliśmy przypuszczać, że coś będzie na rzeczy). To po prostu musiało mieć jakieś drugie dno.
Teraz wiemy trochę więcej o tym, co mogło dziać się w głowie dr Robbins. Najpierw wypadek i utrata nogi, potem strata dziecka. Arizona miała prawo się załamać. Naturalnie nie usprawiedliwia to jej zachowania, ale przyznajmy szczerze, nie każdy byłby w stanie przetrwać psychicznie tak ciężki okres. Zwłaszcza że Arizona zawsze uciekała od problemów.
Z drugiej strony mieliśmy prawo sądzić, że będąc w związku trochę się zmieniła (zdecydowanie się na zajście w ciążę o tym świadczy). Niestety, nie zmieniła ani o jotę. Wciąż jest wstrętną egocentryczką. Idealnie pokazała to ostatnia scena w "Sorry Seems to be the Hardest Word", kiedy to odesłała biedną Leah z kwitkiem.
Pytanie, co dalej z Calzoną. Jeśli Arizona zdecyduje się wrócić do Callie (a najprawdopodobniej zdecyduje się), to czy będzie udawać, że nie spała ze stażystką? Co będzie, jeśli Murphy będzie chciała walczyć o Arizonę? Jak zareaguje Callie, kiedy się o wszystkim dowie? To niesamowite, że odcinek, który wyjaśnił nam tak wiele, jednocześnie namnożył nam tyle nowych pytań.