Seryjnie oglądając #4: Czekanie na Red Johna
Andrzej Mandel
14 listopada 2013, 19:02
Tak, to prawda, nie mogę się doczekać ujawnienia, kim jest Red John. W międzyczasie znów odkryłem, że to co słuszne, niekoniecznie jest tym, co najlepsze. A nadrabianie "South Park" było naprawdę dobrym pomysłem. Spoilery.
Tak, to prawda, nie mogę się doczekać ujawnienia, kim jest Red John. W międzyczasie znów odkryłem, że to co słuszne, niekoniecznie jest tym, co najlepsze. A nadrabianie "South Park" było naprawdę dobrym pomysłem. Spoilery.
Życie nieustannie próbuje mnie zaskoczyć, ale rzadko się to udaje. Nie zdziwiło mnie więc, gdy musiałem nagle rzucić wszystko i zrobić to co słuszne, choć nie powiem, by było to dla mnie najlepsze. Czasem trzeba jednak wybrać mniejsze zło, tak po prostu. A dzięki temu uniknąłem pokusy przyglądania się demonstracji narodowców połączonej z brutalnym atakiem tęczy i budki strażniczej na spokojnych przecież demonstrantów.
Refleksja o mniejszym źle naszła mnie w czasie oglądania "Castle", gdy jasne stały się intencje zarówno ofiary, jak i mordercy. W niezłym odcinku dostaliśmy niełatwą historię o tym, jak całkiem szlachetne motywy potrafią doprowadzić do paskudnych konsekwencji. Notabene, to samo było swoistym morałem, jaki znalazłem w "South Park" i odcinku "Ginger Cow". Kyle miał naprawdę solidny dylemat i rzeczywiście się starał, pogarszając tylko sytuację.
Przy okazji "South Park" wyśmiał wszelkich fanatyków, pokazując, jak niewiele różnią się fundamentaliści wszelkich religii. Cudowne było też ustalanie warunków Wojny Ostatecznej, w której padło przepiękne zdanie: "Co to za Armageddon bez pocisków nuklearnych". I faktycznie, co to za Armageddon? Czterej Jeźdźcy powinni przybyć w spektakularny sposób.
Na pewno spektakularne są wejścia Jeźdźca bez Głowy w "Sleepy Hollow", ale cały show i tak kręci się wokół postaci Ichaboda i jego nieustannego zdziwienia współczesnym światem. Od dyskusji o płaceniu za wodę (a ma ona głębszy sens w obecnych czasach, gdy zasoby wody pitnej są coraz mniejsze) przez "kuzyn zapomniał wziąć leków" w muzeum aż po zdziwienie Crane'a faktem, że Jefferson miał kochankę i ukradł mu świetne powiedzenie. "Sleepy Hollow" nieustannie zaskakuje trzymaniem się na powierzchni – ten horror, fantasy i kryminał w jednym to jak dla mnie najmilsza niespodzianka obecnego sezonu.
Miłą niespodzianką jest też powrót "Kości" do formy, ale o tym pisałem już i powtarzać się nie będę.
Kolejną miłą niespodzianką jest zaskakująco dobry sezon "Revolution", który to serial nagle zaczął mieć sens i nadawać się do oglądania. Nawet Charlie przestała wkurzać, a to naprawdę osiągnięcie. W efekcie jesteśmy z Agnieszką nieustannie pozytywnie zdziwieni, a ja w każdy czwartek denerwuję ją na Twitterze, poruszając się na granicy spoilerów. Reszta redakcji Serialowej puka się lekko w czoła, gdyż dla nich "Revolution" jest skreślone i nic raczej tego nie zmieni.
Ale ostatni tydzień to i tak tylko czekanie na nowego "Mentalistę". Już niedługo będziemy wiedzieć, kim jest Red John i naprawdę nie mogę się doczekać. Bardzo bym chciał, aby to był tłusty agent FBI, bo z trójki ostatnich podejrzanych jest… najmniej podejrzany. I to byłoby coś. Ale kto to będzie? Zobaczymy. Niech więc będzie już poniedziałek!
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego.