"Castle" (6×05): Czas dobrze wykorzystany
Andrzej Mandel
23 października 2013, 14:46
Joshua Gomez miał świetny gościnny występ w "Castle". Efekt przerósł oczekiwania – zabawa konwencją i nawiązaniami do SF była rewelacją. Spoilery.
Joshua Gomez miał świetny gościnny występ w "Castle". Efekt przerósł oczekiwania – zabawa konwencją i nawiązaniami do SF była rewelacją. Spoilery.
W "Castle" zawsze dobrze wypadały odcinki pełne popkulturowych nawiązań i zabawy konwencją. W poprzednim sezonie świetnie wyszły odcinki będące nawiązaniem do "Okna na podwórze" czy "Napisała: morderstwo". Fakt, że nawiązania te zazwyczaj są robione bardzo wprost, nigdy nie przeszkadzał i nie miał szans przeszkodzić także teraz. Szczególnie że scenarzyści, w charakterystycznym dla "Castle" stylu, puścili oko do widza.
Efektem tego był najlepszy odcinek, jak do tej pory, w 6. sezonie. Po słabszym początku obserwujemy wreszcie zwyżkę formy i bardzo ona cieszy. W "Time Will Tell" dostaliśmy naprawdę dużo dobrej zabawy i ciekawą zagadkę, którą możemy rozwiązać według Beckett albo według Castle'a. Zależy, w co zechcemy uwierzyć i jak bardzo przemówi do nas rozlana kawa.
"Time Will Tell" był odcinkiem, w którym mieliśmy dowcipny miks motywów z "12 małp" i "Terminatora" ze szczyptą "Fringe" (urządzenie) oraz humorem charakterystycznym tak dla "Castle", jak i "Chucka". Ten ostatni serial pojawia się tu za sprawą jednego aktora – rolę jednego z podejrzanych zagrał Joshua Gomez, którego z "Chucka" pamiętamy dobrze. I tak jak w "Chucku", był nieco zakręcony, fajtłapowaty, ale śmieszny.
Jednak wszystko to mogłoby nie wypalić, gdyby nie wspomniany już humor, puszczanie oka do widza i nietraktowanie tematu nadmiernie poważnie. Dzięki temu, kto chce, może uwierzyć w zdroworozsądkowe wyjaśnienie Beckett, a kto woli wersję Castle'a, też może w nią wierzyć. I wszyscy są zadowoleni.
Przede wszystkim jednak, po raz pierwszy w tym sezonie wreszcie śmiałem się naprawdę głośno i dobrze się bawiłem, oglądając "Castle". Wszelkie uproszczenia znów mieściły się w granicach tolerancji (przynajmniej mojej) a wyłapywanie nawiązań (także tych podanych wprost) było dobrą rozrywką.
Były, oczywiście, momenty szczególnie dobre – Castle mówiący "It's just became my favorite case" czy niedowierzanie na jego twarzy, gdy usłyszał, że przerzucił się na pisanie literatury faktu. Trochę słabiej nadal wypadają wątki rodzinne – coś wydaje mi się, że scenarzyści nie mają dobrego pomysłu na rozwijanie postaci Alexis. Wypadałoby tu jakoś jednak wpasować ją lepiej w życie głównych bohaterów, bez uciekania się do łzawych wątków.
Nie zmienia to faktu, że odcinek był dobry i czas poświęcony na jego oglądanie był zdecydowanie dobrze wykorzystany. Na szczęście nie trzeba się cofać w czasie, aby znów go obejrzeć.