"AHS: Coven" (odc. 1): Wiedźmy wychodzą z cienia
Paweł Rybicki
14 października 2013, 17:08
Pierwszy odcinek nowej odsłony serialowego horroru zanotował rekordową oglądalność. Zbiera też świetne oceny od widzów – ale od krytyków nieco gorsze. Jakie więc jest długo oczekiwane "American Horror Story: Coven"?
Pierwszy odcinek nowej odsłony serialowego horroru zanotował rekordową oglądalność. Zbiera też świetne oceny od widzów – ale od krytyków nieco gorsze. Jakie więc jest długo oczekiwane "American Horror Story: Coven"?
Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa na to pytanie to: inne. W pierwszych dwóch sezonach "American Horror Story" dominował styl gore: oderwane kończyny, morze krwi, obrzydliwe stwory itp. (zwłaszcza w ostatnim sezonie). Tymczasem (póki co) "Coven" zahacza raczej o fantasy (przy czym jest to fantasy na wskroś przesiąknięte… feminizmem). Oczywiście, dalej poruszamy się w świecie horrorowej klasyki, ale tym razem historia jest nieco bardziej subtelna. I może nic dziwnego, bo jej głównymi bohaterkami są wyłącznie kobiety.
Akcja nowego "AHS" rozpoczyna się w Nowym Orleanie w roku 1834. Poznajemy Delphine LaLaurie (Kathy Bates) – matkę trzech córek na wydaniu, a zarazem amatorkę dosyć dziwnych kosmetyków. Warto jednak przy tym podkreślić, że w jej przypadku trudno mówić o "wiedźmowaniu" – można ją było uznać za zwykłą sadystkę. No, przynajmniej do czasu ostatniej sceny odcinka.
Do świata wiedźm wkraczamy z rozmachem dopiero po kilku minutach, gdy (już w czasach współczesnych) trafiamy do sypialni Zoe Benson (Taissa Farmiga znana już nam z 1. sezonu "AHS"). Zoe ma kłopot – podczas pierwszego w życiu seksu przypadkiem morduje swojego chłopaka za sprawą mocy, z których istnienie nie zdawała sobie sprawy.
Zszokowana dziewczyna dowiedziała się od matki, że w ich rodzinie część kobiet wykazuje nadzwyczajne zdolności. Nim zdąży to przetrawić, trafi w ręce Myrtele Snow (Frances Conroy, czyli starsza wersja puszczalskiej pokojówki z 1. sezonu "AHS") i dziwnych panów w czarnych garniturach. Pani Snow wiezie Zoe do specjalnej szkoły w Nowym Orleanie – szkoły wiedźm.
To ledwie wstęp do pełnego wydarzeń i zwrotów akcji odcinka, w którym pojawiło się mnóstwo aktorów znanych już z "AHS". Sarah Paulson gra tym razem Cordelię Foxx, szefową szkoły i zwolenniczką "życia w cieniu". Zupełnie inną taktykę ma matka Cordelii – Fiona Goode, czyli Jessica Lang. Rozrywkowa i bezwzględna Fiona chce, aby wiedźmy nie kryły się ze swoimi zdolnościami. Sama nie ma oporów, by używać ich w każdym celu. I nie wiemy jeszcze oczywiście, jak potoczy się fabuła sezonu, ale jak na razie młode adeptki chyba przyznają rację starej mentorce.
Gdy bowiem jedna z dziewczyn zostaje grupowo zgwałcona przez studentów z bractwa, wiedźmy wywierają krwawą zemstę. Co ciekawe, wśród zabitych jest Kyle grany przez Evana Petersa. Evan Peters jak na razie był jedynym aktorem grającym główne role w obu dotychczasowych sezonach "AHS". Także w "Coven" jego nazwisko pojawia się w czołówce i raczej trudno sobie wyobrazić, aby tak szybko zniknął. Pewnie wróci, a w jaki sposób, to jedna z pierwszych zagadek tego sezonu.
Wątków w nowym "AHS" jak zwykle nie brakuje, teraz prześlizgnąłem się tylko po części z nich – nie chcę też zdradzać zakończenia odcinka. Ta scena ma zapewne kluczowe znaczenie… no, ale sami zobaczcie, jeśli jeszcze nie widzieliście.
Czym nowa odsłona "AHS" różni się od poprzednich? Przede wszystkim, jak wspomniałem na wstępie, jej klimat jest zupełnie inny. Chociażby dlatego, że poprzednie sezony rozgrywały się głównie we wnętrzu pojedynczych budynków – nawiedzonego domu oraz opanowanego przez zło szpitala psychiatrycznego. Tym razem wychodzimy wraz z wiedźmami na ulice Nowego Orleanu i pojawiamy się w wielu różnych miejscach. I czasach, bo część akcji serialu będzie się dziać w 1834 roku.
Odmienny jest też sposób straszenia – i to najwyraźniej przeszkadza niektórym amerykańskim krytykom, którzy przyzwyczaili się już do typowej dla "AHS" krwawej jatki. Dziwią się, czemu niewolnikowi w jednej z pierwszych scen po prostu założono na głowę łeb byka, zamiast, bo ja wiem, mu ją doszyć, albo przybić gwoździami.
Tak, to by było w stylu poprzednich "AHS" (zwłaszcza "Asylum"), ale specyfika tego serialu polega właśnie na tym, że nie ma jednej specyfiki. Nowy sezon ze względu na sporą liczbę wrednych kobiet w różnym wieku (nieprzypadkowo otwierający sezon odcinek zatytułowany jest "Bitchcraft" – czyli w wolnym przekładzie: "Sukowanie" albo "Zdzirowanie") może chwilami przywodzić na myśl seriale typu "Gossip Girl", ale wcale nie uznaję tego za wadę. Przecież wiedźmy są kobietami (same się zresztą uważają za najlepszy rodzaj kobiet), a kobiety mają swój świat: mroczny i brutalny.
Jestem pewien, że kiedy już zostaniemy wciągnięci głębiej w historię nowoorleańskich wiedźm, to przerazi nas ona bardziej, niż poprzednie dwa sezony "AHS" razem wzięte.