"Kości" (9×04): Koniec pewnej męki
Andrzej Mandel
9 października 2013, 18:44
No nareszcie skończono najnudniejszy chyba wątek w "Kościach". Teraz przydałoby się, aby serial przestawał przypominać latynoską telenowelę. Spoilery.
No nareszcie skończono najnudniejszy chyba wątek w "Kościach". Teraz przydałoby się, aby serial przestawał przypominać latynoską telenowelę. Spoilery.
Na wstępie, aby nie było nieporozumień, powiem, że to wcale nie był pierwszy od dawna odcinek "Kości", który oglądało się bez większego znudzenia. Akcja mogła nawet trzymać w napięciu, choć zakończenie było przewidywalne jak wynik meczu polskiej reprezentacji. Jednak znacznie lepszym odcinkiem był "El Carnicero en el Coche", w którym całkiem fajnie poprowadzono zagadkę kryminalną.
W "The Sense in the Sacrifice" wróciła sprawa najnudniejszego, najbardziej żenującego i będącego kompletnie od tzw. czapy czarnego charakteru w tym serialu, czyli Pelanta. Nadal nie rozumiem, jakim cudem bohaterowie nie zorientowali się, że do walki z tym człowiekiem należało zrezygnować z nowoczesnych środków łączności i pracy (czasem się domyślali). Poszłoby im o wiele łatwiej, a my męczylibyśmy się krócej.
Na szczęście to już za nami – Pelant wreszcie nie żyje i miejmy nadzieję, że następny czarny charakter będzie o wiele bardziej interesujący. Tymczasem zęby mogą boleć od sposobu, w jaki zakończono ten wątek. Scenarzyści wymyślili bowiem, że Pelant zakochał się w Bones i wysyłał jej miłosny "liścik" w postaci poprzestawianych kości, z sygnałem, w których ma szukać na świeżych zwłokach. Zgadnijcie, kto był rycerzem na białym koniu?
Plusem jednak było nietypowe podejście zespołu Jeffersonian do złapania Pelanta. Pomysł z preparowanymi zwłokami, które miały zdenerwować psychopatę oceniam bardzo wysoko. Podobnie jak minę Bones, gdy chwaliła się, że pierwszy raz w życiu traktowała zwłoki palnikiem. Za takie pomysły lubiliśmy kiedyś ten serial i myślę, że dla takich drobiazgów wiele osób wciąż jeszcze śledzi tę telenowelę, w którą się zamienił.
Niestety, twórcy nie oszczędzili nam bowiem dużego natężenia słodyczy i dialogów rodem z latynoskiej telenoweli. Booth i Bones zachowywali się jak bohaterowie takiej serii i patrzenie na to było naprawdę trudne. Owszem, zdarzały się i momenty humorystyczne, co pozwala jakoś to ścierpieć, ale zdecydowanie zbyt mało humoru, zbyt dużo telenoweli.
Przyznaję, mam nadzieję na to, że zakończenie wątku Pelanta pozwoli "Kościom" złapać oddech. Fatalnie napisana postać psychopaty od dłuższego czasu blokowała serial i teraz jest szansa na to, że pojawi się coś bardziej sensownego. Choć wydaje mi się, że i tak skończy się to na tym, że najlepszymi scenami odcinka będą pomysły Hodginsa.