"Revenge" (3×01): Emily znów się mści
Marta Wawrzyn
4 października 2013, 19:13
Twórcy "Revenge" porzucili błazeństwa rodem z końcówki "Prison Break" i skupili się na emocjach głównych bohaterów. Efekt? Całkiem udany odcinek! Uwaga na spoilery.
Twórcy "Revenge" porzucili błazeństwa rodem z końcówki "Prison Break" i skupili się na emocjach głównych bohaterów. Efekt? Całkiem udany odcinek! Uwaga na spoilery.
W poprzednim sezonie żegnałam "Revenge" zniechęcona, po powrocie witam serial może nie zachwycona, ale z pewnością zadowolona z tego, co mi zaserwowano. Obietnice twórców nie pozostały obietnicami, "Revenge" rzeczywiście pozbyło się wszystkich Inicjatyw, Carrionów i innych niepotrzebnych bzdur, by w całkiem udany sposób wrócić do korzeni.
Powróciły najważniejsze rzeczy, które sprawiły, że dwa lata temu zakochaliśmy się w produkcji ABC: emocje, napięcie, doskonałe dialogi i przede wszystkim tytułowa zemsta. Emily nie walczy z żadnymi absurdalnymi spiskami, tylko skupia się na najbliższym otoczeniu i za jednym zamachem wrabia dwie osoby – Conrada i Ashley. Nie będę się zastanawiać, czy jej plan rzeczywiście był aż takim przebłyskiem geniuszu, że wszystko musiało pójść jak po maśle. Nie o to w tym chodzi, w końcu w 1. sezonie też nie brakowało dziur. Ważne, że znów były emocje, znów można było kibicować opanowanej żądzą zemsty blondynce i znów był efekt WOW.
Jestem też zaskoczona, jak sprawnie posprzątano ten bałagan, którego narobiono w finale 2. sezonu. Charlotte nie jest w ciąży, Nolan wychodzi zza krat i zamieszkuje w nowym domu, Victoria i Patrick, o dziwo, dają razem radę (choć już pojawił się cień wątpliwości, czy to naprawdę jej syn – nie idźcie tą drogą!). Emily planuje wielką imprezę, która połączy z powrotem rodzinę Graysonów, Ashley pojawia się tylko po to, by zniknąć na stałe, Jack wraca z wyprawy po Ameryce i w głąb siebie. Śmierć Declana była niepotrzebna, ale w sumie nie martwi mnie jego brak.
Najmilsza niespodzianka? Wróciły prawdziwe emocje! Emily znów nie jest robotem, jest kobietą, która coś czuje i jest wplątana w sieć kompletnie popapranych sytuacji. Planuje ślub z Danielem, ale kocha Jacka. Ten wraca, całuje ją namiętnie, by stwierdzić, że w sumie nie żywi już do niej żadnych ciepłych uczuć. I postawić jej ultimatum. O tak! Pojawia się też ten trzeci, Aiden, ale tylko po to, by ją zniszczyć.
Jak od tego kłębowiska uczuć dojdziemy do sytuacji, w której Emily zostanie postrzelona na własnym weselu, po tym jak będzie kogoś przepraszać? A nie mam pojęcia! Ale chcę wiedzieć, zdecydowanie znów mnie interesuje główna zagadka sezonu. Oby okazała się lepsza niż zeszłoroczna, bo ja mam ochotę na odrobinę thrillera w soap-operowej oprawie, a nie banalną telenowelę, w której nie ma ani jednego zaskoczenia.
Fantastycznie wypadły wspólne sceny Emily i Victorii – Emily VanCamp i Madeleine Stowe błyszczały, niezależnie od tego, czy ich bohaterki akurat knuły razem czy przeciwko sobie, czy były miłe, czy sączyły jad. Powróciły dobre dialogi! Zupełnie jak na początku serialu, oglądamy eleganckie kobiety, przechadzające się po stylowo urządzonych wnętrzach i wymieniające z uśmiechem większe i mniejsze złośliwości. Scena, w której Victoria i Emily odsyłają Ashley do domu, a następnie odjeżdżają dwiema limuzynami, to cudeńko. Liczę na więcej takich demonstracji.
Po raz pierwszy od dawna zauważyłam, jacy dobrzy są ci aktorzy w swoich rolach. Nie tylko Emily VanCamp i Madeleine Stowe, ale też Gabriel Mann czy Henry Czerny. Bardzo mnie cieszy nowy nabytek – znana z "Pan Am" Karine Vanasse w roli bogatej Francuzki i przy okazji dawnej znajomej Daniela, która chyba sporo namiesza. Ta dziewczyna świetnie pasuje do "Revenge".
Choć "Fear" to jeszcze nie jest powrót do poziomu znanego z pierwszych odcinków – za dużo tu wszystkiego upchnięto, za dużo było skrótów fabularnych i uproszczeń – to odnoszę wrażenie, że jesteśmy na dobrej drodze do odzyskania starej dobrej "Zemsty". Nic mnie nie cieszy tak, jak deklaracja Emily, że chce mieć wesele stulecia i zniszczyć Victorię Grayson. Oby tylko to wszystko nie rozmyło się, zanim zdąży rozkręcić się na dobre.
Tak, ja naprawdę bardzo chcę wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze. Ale w zeszłym roku też nic nie zapowiadało aż takiej katastrofy. Stąd też na razie pozwolicie, że podejdę do 3. sezonu "Revenge" ostrożnie: jest OK, ale czekam na więcej. Znacznie więcej.