"Ironside" (1×01): Bez ikry, bez pomysłu
Andrzej Mandel
4 października 2013, 17:08
Kolejny serial o policjancie z problemem. Było, było i jeszcze raz to wszystko było. Ale posłuchać można. Spoilery.
Kolejny serial o policjancie z problemem. Było, było i jeszcze raz to wszystko było. Ale posłuchać można. Spoilery.
W nowym serialu NBC, "Ironside", mamy klimatyczne zdjęcia, muzykę i zgrabnie wplatane retrospekcje. Poza tym nie dostaliśmy niczego, co wyróżniłoby tę produkcję spośród licznych procedurali. Powiem więcej – "Ironside" jest wręcz nudne.
Jedynym pomysłem, jaki mieli twórcy tego serialu, było wskrzeszenie serii z lat 60. o niepełnosprawnym policjancie. Czarny tym razem gliniarz, ma poważne problemy z przestrzeganiem procedur i praw podejrzanych oraz jest bardzo skuteczny. A przy tym szlachetny do szczękościsku i oczywiście niezwykle błyskotliwy. Dzielnie też walczy z ograniczeniami, jakie nakłada na niego niepełnosprawność i tak dalej… W efekcie jest nudny i kompletnie nie przykuwa uwagi, choć Blairowi Underwoodowi trzeba przyznać, że bardzo się stara wykrzesać coś z tej postaci. Bezskutecznie.
Scenarzyści, swoją drogą, nie postarali się też, by zagadka kryminalna w pilocie była choć trochę interesująca. Rozgryźć się ją dało w zasadzie w dwie, trzy minuty i niewiadomymi były tylko jakieś dodatkowe postacie mające wpływ na samobójstwo postaci, wokół której zagadkę owinięto. Oczywiście, na moje postrzeganie może wpływać fakt, że procedurali obejrzałem już całkiem sporo i chwyty scenarzystów nie stanowią dla mnie większego zaskoczenia. Niemniej, można takie rzeczy kręcić lepiej, co udowadniają inne seriale, w których punkty zwrotne też bywają wzięte z przysłowiowej dolnej części ciała.
Na dokładkę dostaliśmy jeszcze liczne i nieciekawe postacie drugoplanowe, które zaludniają ekran, ale w zasadzie nic poza tym. Dawny partner głównego bohatera (winny jego niepełnosprawności) gdzieś tam się zatacza w alkoholowym upojeniu i wyznaje swoje grzechy, powtarzając kolejną kliszę serialową. Zespół współpracowników też jest schematyczny i to do tego stopnia, że nawet nie było sensu, by zadać sobie trud zapamiętania ich nazwisk.
"Ironside" jest serialem nie tylko wtórnym wobec oryginału – w tej wtórności nie ma zresztą niczego złego, gdyż takie seriale potrafią być dobre – jest wtórny i pełen klisz wobec licznych seriali obecnych na naszych i amerykańskich ekranach. Nie wnosi przy tym niczego oryginalnego (skoro policjant na wózku już był…) i w żaden sposób nie przekonuje, by spędzać z nim te 40 minut w tygodniu.
Dobrze chociaż, że zdjęcia i muzyka są przyjemne w odbiorze. Ale to też już było, więc serial w niczym się tu nie wyróżnia. Plusem jest też to, że scenarzyści nie przesadzili z łzawymi wątkami, ale to zdecydowanie zbyt mało, by "Irondside" było godną polecenia pozycją, nawet w kategorii wyrobów masowych.
Albo stałem się już zbyt wymagający.
W każdym razie, temu serialowi bez ikry i pomysłu wystawiam ocenę mierną. Gdyby to było szkolne wypracowanie, to autor by zaliczył. Ale nic ponadto.