"The Michael J. Fox Show" (1×01-02): Choroba i nic więcej
Nikodem Pankowiak
2 października 2013, 21:02
Gdy tylko zobaczyłem tytuł nowej komedii NBC, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Rozumiem, że obserwujemy właśnie wielki powrót do telewizji, ale jeśli na nazwisku aktora musisz opierać nawet tytuł, nie zwiastuje to nic dobrego…
Gdy tylko zobaczyłem tytuł nowej komedii NBC, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Rozumiem, że obserwujemy właśnie wielki powrót do telewizji, ale jeśli na nazwisku aktora musisz opierać nawet tytuł, nie zwiastuje to nic dobrego…
…w tym wypadku jest jednak trochę inaczej. "The Michael J. Fox Show" to serial… Hmmm… Dziwny. Tak, to chyba najlepsze słowo na opisanie tego, co zobaczyłem na ekranie. Śmiesznie jest tylko momentami, przez większość czasu nie ma powodów do uśmiechu. Niby, tak jak w przypadku "The Crazy Ones", wszystko jest na miejscu, a jednak czegoś nam brakuje.
Może niesłusznie, ale mam wrażenie, że nad tym serialem rozłożono parasol ochronny. W końcu to na wpół biograficzna, autoironiczna opowieść o życiu jego twórcy. Facet postanowił pożartować sobie z własnej choroby, pokazuje w ten sposób dystans do siebie, jak zatem można go skrytykować? Przecież to Michael J. Fox, amerykański bohater. Patrzę na ekran i zadaję sobie pytanie: mam się śmiać z Parkinsona, bo cierpiąca na niego osoba sama mi na to pozwala? Trudno czuć się komfortowo w takiej sytuacji. Podziwiam walkę, jaką stoczył główny aktor, ale skoro zdecydował się na zrobienie serialu na ten temat, należy oceniać go tak, jak wszystkie inne.
Otrzymujemy komedię niezbyt śmieszną, co w sumie powinno zdyskwalifikować ją już na samym wstępie. Ponownie, działa tutaj magia tytułu. Paradoksalnie – tytułu najgorszego od lat. Trudno zarzucić cokolwiek obsadzie, w końcu Foxowi na ekranie w roli jego żony partneruje Betsy Brandt z "Breaking Bad". Zmiana tak poważnego serialu na zwykłą, 20-minutową komedię to bardzo ryzykowny krok, ale z drugiej strony, może się bardzo opłacić, jeśli serial w dłuższej perspektywie okaże się hitem. No bo jak inaczej udowodnić swoją wszechstronność i umiejętności, jeśli nie poprzez udział w skrajnie różnych produkcjach? W tle przewijają się też dzieciaki Michaela (w serialu nazywanego Mike'iem) oraz jego siostra (Katie Finneran). Oczywiście główny bohater może być tylko jeden. Choć właściwie to jest ich dwoje. Michael i jego choroba.
Wątek powrotu Mike'a do telewizji wydaje się najbardziej obiecujący, w końcu świat mediów w ciągu kilku lat zmienił się szalenie, widzów interesują inne historie niż jeszcze kilka lat wcześniej. Można się spodziewać, że Michael będzie miał wiele problemów z przystosowaniem się do nowych realiów. Póki co tylko w tym wątku widzę obietnicę na interesujący rozwój fabuły. Jeśli tutaj twórcy zawiodą, będziemy mieli do czynienia z kolejną porażką. Tak naprawdę, gdyby odrzeć ten serial z Parkinsona, już teraz nie ma on praktycznie nic do zaoferowania.
"The Michael J. Fox" to serial wymykający się jednoznacznym ocenom, mimo że wyraźnie próbuje zyskać uznanie publiczności poprzez historię głównego bohatera będącego alter ego Foxa. Jeśli nie damy się nią omamić, zobaczymy, że król telewizji powrócił do niej nagi.