"Hawaii Five-0" (4×01): Z zapartym tchem
Agnieszka Jędrzejczyk
28 września 2013, 21:29
Tak długo, jak oglądam "Hawaii Five-0" i zachwycam się jego nasyconą akcją konwencją, chyba nie widziałam w nim jeszcze odcinka pędzącego w tak szalonym tempie. W "We Need One Another" dzieje się tak dużo niesamowitych rzeczy, że aż trudno złapać oddech. Spoilery.
Tak długo, jak oglądam "Hawaii Five-0" i zachwycam się jego nasyconą akcją konwencją, chyba nie widziałam w nim jeszcze odcinka pędzącego w tak szalonym tempie. W "We Need One Another" dzieje się tak dużo niesamowitych rzeczy, że aż trudno złapać oddech. Spoilery.
Premiera 4. sezonu na początku rozwiązuje zawieszoną w niepewności sytuację w więzieniu, kiedy Steve ma zostać lada moment osaczony przez tajemniczych napastników, którzy chcą zrobić krzywdę Wo Fatowi. Ponieważ Wo Fat jest McGarrettowi potrzebny do udzielenia kilku kluczowych odpowiedzi, komandor dzielnie powstrzymuje atak i na dodatek bierze na przesłuchanie rannego napastnika. Na nieszczęście dla niego – i całej kwatery H50 – napastnik należy do zorganizowanej grupy terrorostycznej, i przy okazji jest krewnym jej dowódcy. Ten błyskawicznie organizuje zbrojny atak na siedzibę bohaterów, biorąc zakładników i odcinając Steve'owi, Danny'emu i Chinowi drogę ucieczki. Jednak zamiast rozwijającej się przez cały odcinek sytuacji terrorystycznej, dostajemy zaledwie przedsmak przyszłych wydarzeń. Wątki, które następują później to zwariowany kalejdoskop wszystkich najlepszych cech tego serialu, za którymi z dziecinną radością ledwo udawało mi się nadążać.
To było coś niesamowitego. Zanim zaczęła się prawdziwa jazda, zdążyliśmy jeszcze poznać nowego bohatera granego przez Chi McBride'a, dowódcy SWAT, który z niczym się po prostu nie patyczkuje. Rozebrać się do slipków i podkoszulka tylko po to, żeby pod pretekstem przyjaznej rozmowy w drzwiach ogarnąć możliwości napastników? Żaden problem – no i ta niczym niewzruszona, żelazna mina. Koleś już teraz absolutnie mi się podoba i choć wygląda na tok, że będzie H50 raczej wchodził w drogę, niż współpracował, relacja zapowiada się na zdecydowanie ciekawszą niż wszystkie wcześniejsze sprzeczki z gubernatorami razem wzięte.
Tak czy inaczej, gdy napastnicy z własnej woli oddają się we władze policji, bohaterowie zaczynają wietrzyć podstęp. I słusznie, bo lider grupy porywa w międzyczasie Catherine i żąda od Steve'a uwolnienia swoich ludzi w zamian za jej życie. Od tego momentu rozpoczyna się prawdziwe szaleństwo, z pościgami, strzelaninami i awaryjnie lądującym helikopterem na deser. W tym zawrocie głowy znalazło się jednak miejsce na tradycyjne komediowe narzekania Danny'ego, chwilę czułości pomiędzy kochankami, jak zwykle zabawnego Kamekonę i nawet Maxa, który się przez odcinek co prawda tylko przewinął, ale nie bez celu. Inaczej mówiąc, dawno nie widziałam w "Hawaii Five-0" odcinka, który potrafił w końcu wykorzystać wszystkich swoich bohaterów, a przy tym stworzyć trzymającą się kupy fabułę, która nawet w uproszczeniu do końca trzyma w napięciu.
Najważniejszy cliffhanger zostawił mimo to na deser, pokazując nam, jak dramatycznie posypała się pozornie bezpieczna sytuacja Kono i Adama. Jeśli premiera tego sezonu mówi nam cokolwiek, to uciekająca przed Yakuzą para będzie miała pełne ręce roboty. Ciężko przewidzieć, jak twórcy obmyśleli ten wątek – w jednym odcinku będziemy oglądać i wydarzenia na wyspach, i przygody Kono i Adama? – ale jestem pewna, że nie będziemy się nudzić.
Ale to i tak jeszcze nie koniec. Jak można się było spodziewać, uratowany przez Steve'a Wo Fat nie ma zamiaru zdradzić McGarrettowi wszystkich tajemnic, jednak jego lakoniczne podpowiedzi wreszcie skłaniają bohatera do zrozumienia, jakie pionki rozstawione są w grze. Jeśli wynik testu DNA potwierdzi jego podejrzenia, iż Wo Fat jest w rzeczywistości jego bratem, będzie to najbardziej oczywista rzecz na świecie, mam jednak nadzieję, że ten scenariusz nie okaże się wcale tak banalny. W "We Need One Another" zabrakło Doris, ale mając uwadze, że obok Christne Lahti później pojawi się również Terry O'Quinn, można się spodziewać odkrywania prawdziwych rodzinnych sekretów.
Wszystkie zalety tego zwariowanego odcinka były na tyle widoczne, że skutecznie przysłoniły mi jego wady. Po pierwsze, o ile naprawdę cieszę się z obecności Catherine – tej postaci po prostu scenarzystom nie odpuszczę – znacznie więcej radości przyniósłby mi fakt, gdyby zamiast damą w opresji, była, mówiąc kolokwialnie, badassem. Uwielbiam jej romantyczną relację ze Stevem, ale w poprzednim sezonie jej wojskowe doświadczenie odgrywało znacznie mniejszą rolę. Liczę na to, że w tym się to zmieni, bo naprawdę, nie tylko Kono potrafi w tym serialu kopać tyłki.
Po drugie, wciąż nie dowiedzieliśmy się, czy Fong przeżył. Nie chcę myśleć, że brak jakiejkolwiek wzmianki jest sygnałem na "nie", dlatego wciąż wyczekuję wiadomości o naukowcu z utęsknieniem.
A co na koniec? Wielkie, ogromne życzenie, aby pomimo przesunięcia serialu na piątek "Hawaii Five-0" nie straciło swojego miejsca w ramówce, bo 4. sezon zapowiada się znacznie ciekawiej niż ten, z lekka rozczarowujący, poprzedni. Jeśli scenarzyści nauczyli się już, że jak się daje, to się nie odbiera, możemy mieć nadzieję, że ekscytujących rewelacji będzie tu na pęczki. Dodać do tego czar tych błękitnych, słonecznych Hawajów – i mój ulubiony procedural policyjny z pewnością wróci na właściwe tory.