"Hell on Wheels" (3×01-02): Nowe tory, stara kolej
Agnieszka Jędrzejczyk
14 sierpnia 2013, 20:04
"Hell on Wheels" ma przed sobą nie lada zadanie, 3. sezon westernu o budowie transkontynentalnej kolei to bowiem trzecia próba obrania kierunku, który trafi w końcu w dziesiątkę. Po wielu wpadkach nie będzie to łatwe, ale podwójna premiera daje nadzieję, że wciąż warto trzymać za ten serial kciuki. Spoilery.
"Hell on Wheels" ma przed sobą nie lada zadanie, 3. sezon westernu o budowie transkontynentalnej kolei to bowiem trzecia próba obrania kierunku, który trafi w końcu w dziesiątkę. Po wielu wpadkach nie będzie to łatwe, ale podwójna premiera daje nadzieję, że wciąż warto trzymać za ten serial kciuki. Spoilery.
Po historii o zemście, a potem opowieści o odnajdywaniu swojego miejsca na świecie – i po gruntownych zmianach na stanowiskach producentów – "Hell on Wheels" postanawia być teraz historią o człowieku, który chce zbudować kolej. Tym razem nie chodzi jednak o chciwego i jak zwykle nieuczciwego Duranta, ale Cullena Bohannona, który z buntowniczego kowboja zmienia się w prawego przywódcę z misją. Bohannon pragnie zakończyć budowę kolei, choćby była to ostatnia rzecz, jakiej miałby dokonać – bo po tym, jak wiele już mu odebrała, poddanie się oznacza porażkę. Po kilku miesiącach kryzysu spędzonego wśród śniegów i dziczy wraca więc do cywilizowanego świata, przekonuje zarząd do przekazania mu dowodzenia i wyrusza z powrotem do Hell on Wheels zrobić, co na jego miejscu zrobiłby każdy człowiek honoru – doprowadzić tę sprawę do końca. I na tej nucie serial może się wreszcie naprawdę zacząć.
Nie zrozumcie mnie źle, ja całe "Hell on Wheels" uwielbiam od samego początku i wcale mi się to nie odwidziało. Nie mogę jednak przechodzić obojętnie wobec faktu, że w paru miejscach ten serial wyraźnie pobłądził. W pierwszym sezonie było jasne, że chodzi o zemstę, dla której praca na kolei była tylko przykrywką. Drugi sezon miał coś wspólnego z odkupieniem upadłego bohatera, ale przy ilości niepotrzebnych wątków (obłęd pastora, machlojstwa Durantów, zemsta Szweda), główny wątek zdecydowanie się rozmył. Na szczęście trzeci sezon już na starcie ma w stosunku do nich fory, bo nie tracąc wyrobionego charakteru, tym razem od samego początku stawia sobie wyraźny cel, a potem konsekwentnie go realizuje. Byłam naprawdę zadowolona z poziomu obu odcinków, a przy tym stosunkowo zdumiona, że zmiana formuły i wymiana kilku bohaterów aż tak odświeżyła jego wizerunek.
Ale zacznijmy od staroci, bo pewne rzeczy w "Hell on Wheels" są najlepsze dokładnie takie, jakimi były wcześniej. Na czoło wysuwa się tu relacja pomiędzy Bohannonem a Fergusonem, którą w całych swych wzlotach i upadkach można określić jako bromance. Panowie to się wspierają, to skaczą sobie do gardeł, to obiecują odwet, to walczą ramię w ramię, to się lubią, to się nienawidzą, ale nigdy, po męsku, nie powiedzą sobie niczego wprost, a do tego zawsze gdzieś po drodze sobie wybaczą. Praktyczny, ale wrażliwy Bohannon oraz buntowniczy, ale racjonalny Ferguson świetnie się uzupełniają, nigdy nie rozdmuchując konfliktu na dobre, a zawsze dostarczając rozrywki. Ta relacja w premierze 3. sezonu działa jak nigdy dotąd i oby się to nie zmieniło – bo dla obu panów przewidziane są spore przeciwności losu.
Z całą pewnością miło też zobaczyć całą bandę pozostałych bohaterów, z przedsiębiorczymi braćmi McGuinnes, oddaną kościołowi Ruth i gadatliwym Psalmsem na czele. 3. sezon zaczyna po kilku miesiącach rozłąki, więc spotkanie z bohaterami jest tym świeższe i przyjemne. Nie zabrakło oczywiście i Duranta, który nawet siedząc w więzieniu nie zamierza rezygnować z prób przejęcia utraconej kontroli – choć to akurat postać już moim zdaniem tak wyeksploatowana, że najchętniej bym się z nim na stałe pożegnała. Od razu widać, że będzie Bohannonowi stawiał kłody pod nogi, a bohaterów kierowanych czystą zawiścią i nie posiadających ani grama zalety po prostu nie znoszę. W Durancie nie ostało się póki co nic, co w jakiś sposób mogłoby odcupić jego winy, a budowanie postaci według jednej wytycznej – Ten Zły – to w dzisiejszych serialowych czasach za mało.
Jednak najciekawszym krokiem 3. sezonu jest wprowadzenie nowej postaci kobiecej, rezolutnej dziennikarki, która ma zamiar ocieplić wizerunek trudów związanych z budową kolei. Znalezienie zastępstwa dla Lily Bell było chyba najtrudniejszą decyzją, przed jaką stanęli nowi twórcy, bo Lily zdołała zaskarbić sobie sympatię widzów, a jej tragiczna śmierć jeszcze bardziej tę sympatię pogłębiła. Tymczasem wychodzi na to, że scenarzyści nie zamierzają niczego wpychać widzom na siłę, bo Louise Ellison to inteligentna i sensowna kobieta, której wrażliwość służy głównie jako narzędzie pracy.
Jej pojawienie się w Hell on Wheels nie jest nawet centralnym punktem odcinka, a jakakolwiek relacja z Bohannonem porusza się głównie w granicach profesjonalnego kontaktu. Można oczywiście przewidzieć, że coś kiedyś się tam stanie, ale z całą pewnością nie jest to wątek priorytetowy – za co należą się twórcom uznania. Z przyjemnością poznam, w jaki sposób Louise będzie wchodzić w interakcje z mieszkańcami i pracownikami kolejowego miasteczka, bo choć w zasadzie jest do Lily podobna – niezależna, twarda i trzeźwo myśląca – to jednak ma w sobie znaczniej mniej z idealistycznej damy, do jakiej Lily nas przyzwyczaiła. Nie widzę powodów, bym miała jej nie polubić – ba, by nie stała się moją faworytką.
Jak na razie, werdykt jest więc jasny: "Hell on Wheels" właśnie wjechało na nowe tory, które może w końcu zaprowadzą je do celu. Dwa długie odcinki to soczysta rozrywka w świetnym, nastrojowym klimacie, w której może i widać błędy – czasami na przykład nastrój jest przesadzony – ale już nie można zapomnieć, o co w niej biega. Wygląda na to, że brakujący element właśnie znalazł dla siebie odpowiednie miejsce.