Z nosem przy ekranie #19: Bohaterowie z kartonu
Bartosz Wieremiej
10 sierpnia 2013, 17:49
Już nawet nie chce mi się złościć na pogodę. Słońce, słońce, słońce… Tego tygodnia nie wynagrodzi mi nawet kwartał pełen burz. Spoilery.
Już nawet nie chce mi się złościć na pogodę. Słońce, słońce, słońce… Tego tygodnia nie wynagrodzi mi nawet kwartał pełen burz. Spoilery.
Ewidentnie ktoś odpowiedzialny za niebiańską żarówę postanowił porządnie się zabawić naszym kosztem. I o ile chwilowo pada, to obawiam się, że ów wredny typ po prostu zrobił sobie przerwę na kawę i już za chwilę powróci do grillowania ludności.
Do tego jeszcze w pewnym mieście, co to w nim obecnie przesiaduję (choć nie wiem dlaczego), uprawiane są dziwne harce znane wtajemniczonym pod nazwą dni gumiastego pieroga. Nie znam dokładnych zasad tego konkursu, jednak mogę tylko przypuszczać, że chodzi o to, aby wygnieść ciasto konsystencją i smakiem najbliższe gumie do żucia, a następnie wypełnić je możliwie najdziwaczniejszym farszem i zasypać lub zalać czymś zdecydowanie niewiadomego pochodzenia.
Pozostaje tylko docenić, że z każdym rokiem uczestnicy tej imprezy są coraz bliżej balonowego ideału, a już niedługo konkursowe pierogi z łatwością będą mogły konkurować z potentatami na rynku dziwnych rzeczy zawijanych w papierki z naklejkami (lub bez) w środku.
A tymczasem…
…za każdym razem, gdy znajduję przy nazwie istniejącego serialu magiczne słówko revamped, zaczynam się robić bardzo nerwowy. Nie dlatego, że miewam problemy z wyrazami dłuższymi niż dwie sylaby (no dobrze, czasem miewam), a ponieważ przeraża mnie, co są w stanie zrobić twórcy serialu, by odzyskać lub utrzymać miejsce na antenie.
Weźmy takie "Unforgettable". Produkcja dręczona była rozmaitymi kłopocikami, które zresztą finalnie doprowadziły do całkiem zrozumiałej kasacji. Serial powrócił ostatnio, magiczne słowo znalazło swoje miejsce w licznych tekstach, a kłopociki i problemiki stały się wielkimi kłopotami i problemami.
W nowym, podobno ulepszonym 2. sezonie serialu Carrie (Poppy Montgomery) stała się całkiem szczęśliwą i radosną policjantką, a jej hipermnezja czymś fantastycznym i bez negatywnych konsekwencji. Jej dotychczasowy szef, czyli Al (Dylan Walsh), postanowił zmienić zajęcie i porzucił życie sprawiedliwego oraz troskliwego przełożonego na rzecz niesamowitych korzyści płynących z bycia niepotrzebnym towarzyszem/pomocnikiem. Na dodatek po wycięciu prawie wszystkich mieszkańców krainy nudnych postaci drugoplanowych, owo tajemne miejsce zasiedlono pakietem nowych, równie zbędnych ludków, a wszyscy wspomniani bohaterowie są tak płascy, że nawet płyty stołów bilardowych nie mogą z nimi konkurować.
Słowem zmieniono wystrój, skalę działań, za zostawiono wszystkie błędy. Czy naprawdę w trakcie rozmyślań nad nową serią, nikomu nie przeszło przez głowę: "Nie, to się nie może udać"?
Tak, nie będzie o tzw. papierowych postaciach w pewnym serialu, który był na tapecie w ostatnich dniach. (np. tutaj i tutaj).
Za to ostatnio…
…w "Covert Affairs" nie oszczędza się na nieruchomościach i gadżetach. Apartamenty, domki z płotkami, specjalny sprzęt do podsłuchiwania… Wszystko nowe, piękne, choć czasem nieco ubabrane krwią.
Pytanie: czy tylko mi przyszło do głowy po zobaczeniu sceny, w trakcie której Auggie (Christopher Gorham) wręczył Annie (Piper Perabo) jedyny w swoim rodzaju telefon ("Into the White"), że za chwilę zza rogu wyskoczy Steven Moffat, a Dwunasty Doktor okaże się, o zgrozo, Amerykaninem?
Nie wspomnę również o pierścionkach, samochodach, cmentarzu i domku na drzewie…
Trochę to zajęło…
…ale powoli zaczynam rozumieć, dlaczego scenarzyści "Graceland" wpletli w fabułę kogoś takiego jak Bello (Gbenga Akinnagbe). Nasz miłośnik westernów jest po prostu ucieleśnieniem najważniejszych zainteresowań mediów wszelakich. Bywa gangsterem, biznesmenem i psychopatą – o ile da się nimi bywać. Lubuje się w torturach, maczetach i półnagich kobietach, a jego jedynym celem jest wcielanie w życie swojego małego amerykańskiego snu. Jak nie patrzeć, media w pigułce.
…a morderca z chusteczką na każdą okazję niech, ekhm, spada na drzewo.
Żmudnie nadrabiam…
…a zresztą wiadomo. W ostatnich tygodniach zmagań z Doktorem i okolicami przyszło mi powitać na moment Johna Harta (James Marsters) oraz pożegnać Tosh (Naoko Mori) i Owena (Burn Gorman). Tego ostatniego dwa razy. Spotkałem też niejakiego Graya (Lachlan Nieboer), który był raczej blady, oraz River Song (Alex Kingston), której kolejnych wizyt zwyczajnie nie mogę się doczekać. Spędziłbym też trochę czasu w pewnej bibliotece oraz podpytał o adres słynnej kardifskiej pizzerii, choć tylko jeśli Ianto (Gareth David-Lloyd) regularnie przynosić będzie kawę.
Polubiłem także Doktor Donnę (Catherine Tate) – szkoda, że spędziła z widzami tak niewiele czasu. Ucieszyło mnie także, że pomimo upływu czasu Rose Tyler (Billie Piper) była wciąż Rose Tyler, a Jack (John Barrowman) – Jackiem, nawet jeśli nieco bardziej ponurym.
Teraz pozostaje przygotować się do pożegnania Dziesiątego Doktora (David Tennant).
Po prostu szkoda mi tych godzin spędzonych na obserwowaniu postępów pewnej pary detektywów…
W telewizji zabrzmiał…
…Bach, który o dziwo był takim "zwykłym" Bachem, bez żadnych udziwnień czy błędnie przypisanych utworów. Chociaż całej tej bachowej imprezie towarzyszyło morderstwo, to tym razem nikt nie poczuł potrzeby, aby kogokolwiek wypatroszyć albo by przerobić czyjeś jelita na struny.
Jednak wplecenie utworu słynnego kompozytora nie odbyło się bez udziwnień. Fragment wiolonczelowej I Suity G-dur (BWV 1007) poprzedziły odwiedziny zmarłego rodzica, wizyty u hochsztaplerów oraz znikające nowotwory. O ile do rozmów z wyimaginowanymi zmarłymi krewnym zawsze podchodziłem z pewną dozą rezerwy, to zobaczenie dra Daniela Pierce'a (Eric McCormack) w trakcie odsłuchiwania wspomnianego utworu od razu stało się jednym z nielicznych miłych wspomnień tego serialowego tygodnia.
…a wszystko przez ten nieszczęsny finał. Twór znany jako 3. sezon "The Killing" nie powinien był powstać. Nigdy.
Do zobaczenia!