"Tylko jedno spojrzenie" to kolejny polski Coben, który wygląda jak murowany hit – recenzja serialu
Nikodem Pankowiak
5 marca 2025, 09:01
Czy adaptacja książki Harlana Cobena to prosty przepis na sukces serialu? "Tylko jedno spojrzenie" to trzecia polska produkcja Netfliksa oparta na książce tego autora, która zapewne szybko podbije serialowy top platformy.
Czy adaptacja książki Harlana Cobena to prosty przepis na sukces serialu? "Tylko jedno spojrzenie" to trzecia polska produkcja Netfliksa oparta na książce tego autora, która zapewne szybko podbije serialowy top platformy.
"Tylko jedno spojrzenie" to trzeci już polski serial serwisu Netflix, który oparto na prozie Harlana Cobena. Amerykański pisarz cieszy się niezwykłą popularnością w naszym kraju, o czym może świadczyć chociażby fakt, że książka, na której bazuje serial, doczekała się w Polsce kilkunastu wznowień nakładu. Wydaje się zatem, że nazwisko autora oraz gatunek serialu gwarantują, że oto mamy do czynienia z kolejnym polskim hitem na Netfliksie, co najmniej na miarę "W głębi lasu" i "Zachowaj spokój".
Tylko jedno spojrzenie – o czym jest serial Netfliksa?
Za reżyserię sześcioodcinkowego serialu (widziałem całość przedpremierowo) odpowiada duet Marek Lechki ("Brokat") i Monika Filipowicz ("Znaki"), zaś za scenariusz Maciej Kowalewski i Agata Malesińska, która pracowała już przy poprzednich polskich serialach Cobena. Sam Harlan Coben, mający tutaj status producenta wykonawczego, był jednak mocno zaangażowany w cały proces tworzenia serialu, jego rola nie ograniczała się jedynie do dostarczenia scenarzystom materiału książkowego i skasowania kolejnego czeku. Czy zatem opieka pisarza nad serialem sprawiła, że ten sprosta oczekiwaniom?
"Tylko jedno spojrzenie" zaczyna się od spotkania prokuratora Borysa Gajewicza (Mirosław Zbrojewicz, "Czarne stokrotki") z przebywającym w więzieniu mordercą, który wyjawia mu prawdę o śmierci jego córki. To prosty zabieg, który ma przykuć uwagę widza i zatrzymać go przed ekranem, bo już po chwili przenosimy się z znacznie bardziej sielankowe klimaty. Poznajemy Gretę (Maria Dębska, "Śleboda"), dręczoną przez duchy przeszłości matkę dwójki dzieci, które wychowuje wraz ze swoim mężem, Jackiem (Cezary Łukaszewicz, "Odwilż"), i przez chwilę możemy obserwować jej spokojne rodzinne życie. Wiadomo jednak, że nikt nie chce oglądać w kryminałach szczęśliwych ludzi, dlatego ta sielanka musi szybko się skończyć.
W paczce świeżo wywołanych zdjęć Greta znajduje jedno zupełnie niepasujące do reszty – widnieje na nim czworo młodych ludzi, z których jeden wyraźnie przypomina Jacka. Ten zaprzecza jednak, by to on był, ale niedługo później zabiera fotografię, wyłącza telefon i znika. Greta zaczyna poszukiwania męża i, jak to u Cobena bywa, zatapia się w świecie tajemnic, które niektórzy bardzo chcieliby zostawić pogrzebane, a z czasem zorientuje się, że jej dotychczasowe życie było zbudowane na kłamstwie. By to wszystko zrozumieć, będzie musiała odnaleźć Jacka i wrócić do traumatycznych wydarzeń sprzed lat, gdzie cudem przeżyła katastrofę na koncercie Jimmy'ego X (Piotr Stramowski, "Bracia").
Tylko jedno spojrzenie to typowy serial Harlana Cobena
Fabuła serialu "Tylko jedno spojrzenie" gna do przodu bardzo szybko, do czego przyzwyczajeni mogą być wszyscy ci, którzy widzieli już jakikolwiek serial na podstawie prozy Cobena. Sam autor, co przyznał z rozmowie z wyżej podpisanym, chciał osiągnąć efekt, gdzie po obejrzeniu jednego odcinka widzowie natychmiast będą chcieli sięgnąć po kolejny – i tak aż do końca historii. W moim przekonaniu ten efekt udało się osiągnąć, czego sam jestem dowodem, jako że obejrzałem całość naraz. Ale mimo wszystko znajdziemy tutaj momenty, kiedy będziemy zastanawiać się, czy to wszystko aby na pewno ma sens, czy historia nie jest pogmatwana aż za bardzo.
Bo oczywiście nie brakuje tu zwrotów akcji – aż do ostatniej sceny – czy podsuwania mylnych tropów, ale mam wrażenie, że w całym tym festiwalu kryminalnych sztuczek Harlana Cobena zapomniano chociażby o bohaterach. Maria Dębska wyciska ze swojej roli, ile tylko może, ale nie da się ukryć, że o jej bohaterce trudno powiedzieć coś więcej poza tym, że przydarzyła jej się tragedia i bardzo kocha swoją rodzinę. W tę miłość do męża będziemy musieli jednak uwierzyć przede wszystkim na słowo, bo Dębska i Łukaszewicz – przez większość serialu bity lub związany – nie mają zbyt wiele czasu, by zbudować chemię między swoimi postaciami. Właściwie każdego bohatera można byłoby opisać tutaj w jednym lub dwóch punktach, dlatego ciężko z którymkolwiek z nich się utożsamiać czy chociaż poczuć więź. To samo zresztą tyczy się samego serialu.
Z założenia wszystkie seriale Netfliksa oparte na prozie Cobena mają być na tyle uniwersalne, by – nieważne, w jakim języku i kraju były kręcone – trafiały do odbiorców na całym świecie. Łatwo zrozumieć to podejście, mówimy w końcu o szalenie popularnym pisarzu, więc ograniczanie komercyjnego potencjału jego historii nie ma sensu. Problem w tym, że "Tylko jedno spojrzenie" jest tak uniwersalne, że aż nijakie, jeśli chodzi o klimat. Szczypta polskości naprawdę nie zaszkodziłaby temu serialowi, tymczasem miejsce akcji nie ma tutaj najmniejszego znaczenia. Serial równie dobrze można byłoby przetłumaczyć na przykład na węgierski, powiedzieć, że akcja dzieje się w Budapeszcie i jest szansa, że nikt nie zauważyłby różnicy. Dlatego też nowej produkcji Netfliksa nie traktuję tak do końca jako polskiego serialu. Traktuję ją jako serial po polsku.
Tylko jedno spojrzenie – czy warto oglądać serial Cobena?
"Tylko jedno spojrzenie" to adaptacja powieści sprzed dwóch dekad, więc oczywiście musiała ona zostać uwspółcześniona, a przy okazji także doszło do pewnych fabularnych zmian względem oryginału. Jeśli zatem czytaliście książkę i jesteście przekonani, że znacie zakończenie tej historii – serial może was nieco zaskoczyć.
Zmiany nie są może ogromne, nie wywracają całej opowieści do góry nogami, ale mający w pamięci książkę na pewno szybko je zauważą. Problem w tym, że nie zawsze są to zmiany na lepsze. Przykładem może być chociażby Kamila (Marta Malikowska, "Skazana"), przyjaciółka głównej bohaterki, będąca tak naprawdę fuzją dwóch postaci z książki. Ich złączenie w jedną skutkuje fabularnym zbiegiem okoliczności, który widzom może być trudno zaakceptować.
Skoro to serialowy Coben, nie mogło zabraknąć w nim elementów dobrze nam znanych z innych jego produkcji. I tak kolejny raz mamy do czynienia – choć chyba w nieco mniejszym stężeniu – z montażem scen do znanych piosenek czy sugestywnymi ujęciami, które każą nam zwrócić na pewne rzeczy szczególną uwagę. Pod względem klimatu jest to więc produkcja bardzo zbliżona do innych dzieł Cobena, ale w przeciwieństwie do niektórych poprzedników ma historię, w którą można się zaangażować. Zdjęcie z przeszłości, które nagle wywraca życie bohaterów do góry nogami, to naprawdę niezły fabularny punkt wyjścia, który zatrzyma nas przy serialu nawet jeśli czasem motywacje i decyzje podejmowane przez bohaterów będą budziły nasze wątpliwości.
Zdecydowanie uważam "Tylko jedno spojrzenie" za serial lepszy od poprzednich, brytyjskich hitów Netfliksa na podstawie prozy Cobena – "Już mnie nie oszukasz" i "Tęsknię za tobą". Nadal jednak brakuje mi w tych produkcjach czegoś, jakiejś iskry życia, dzięki której widziałbym w nich coś więcej niż seriale zjeżdżające z taśmy produkcyjnej – "Tylko jedno spojrzenie" zdecydowanie jest jednym z nich. Wygląda jednak na to, że cobenowska formuła na seriale się nie wyczerpuje, a jej autor jest na tyle świadomy swoich własnych słabych stron, że potrafi przykryć je warstwą szybkiej akcji i plot twistów, często balansujących na granicy wiarygodności. Dlatego też choć finalnie chciałbym ten serial skrytykować bardziej, nie potrafię, bo bawiłem się przy nim naprawdę nieźle. A czy nie o to chodzi w takich produkcjach?