"Toksyczne miasto" jest jak ten hitowy film. I wypada świetnie – recenzja brytyjskiego miniserialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
2 marca 2025, 09:00
O tej sprawie było głośno. Świetnie obsadzone "Toksyczne miasto" zabiera nas za kulisy skandalu i nierównej walki grupy zdesperowanych matek o sprawiedliwość w brytyjskim mieście Corby.
O tej sprawie było głośno. Świetnie obsadzone "Toksyczne miasto" zabiera nas za kulisy skandalu i nierównej walki grupy zdesperowanych matek o sprawiedliwość w brytyjskim mieście Corby.
Gdy w 1979 roku w Corby zamknięto funkcjonującą tam od dziesięcioleci hutę stali, władze brytyjskiego miasta musiały praktycznie wymyślić je na nowo. Wkrótce potem rozpoczęła się rekultywacja i oczyszczanie terenu po dawnym zakładzie, a poczynione wówczas zaniedbania miały mieć tragiczne konsekwencje dla części lokalnej społeczności. "Toksyczne miasto" opowiada właśnie o nich i grupie kobiet, które stanęły do walki z urzędniczą chciwością i niesprawiedliwością.
Toksyczne miasto – o czym jest serial Netfliksa?
Dostępny na Netfliksie 4-odcinkowy miniserial autorstwa Jacka Thorne'a ("Mroczne materie") ukazuje nam losy bohaterek na przestrzeni kilkunastu lat od urodzenia przez nie dzieci z wadami wrodzonymi aż do głośnego procesu, który wytoczyły one w tej sprawie władzom miasta. Według nich fakt, że w jednym miejscu i czasie na świat przyszło kilkoro dzieci z podobnymi problemami, nie był przypadkowy. Gdzie jednak szukać przyczyn i czy zwykłe matki mają jakiekolwiek szanse w starciu z przeżartą korupcją biurokratyczną machiną?
Susan (Jodie Whittaker, "Doktor Who"), Tracey (Aimee Lou Wood, "Sex Education") czy Maggie (Claudia Jessie, "Bridgertonowie") to tylko niektóre z kobiet, które postanowiły walczyć o sprawiedliwość, dając początek bardzo głośnej w Wielkiej Brytanii sprawie łączącej niepełnosprawności u nowo narodzonych dzieci z toksycznymi odpadami w atmosferze. Nie mając żadnej gwarancji sukcesu, nie wiedząc, czego dokładnie szukać i jak długa droga przed nimi, matki z Corby stanęły do nierównego starcia z zepsutym systemem, a "Toksyczne miasto" to historia głównie o nich. Jeśli czujecie vibe "Erin Brockovich", to macie rację.
Serial pokazuje zmagania bohaterek zarówno na polu dowodowym i procesowym, gdzie wspiera je prawnik Des Collins (Rory Kinnear, "Dyplomatka"), jak też prywatnym, gdzie obserwujemy trudności towarzyszące wychowywaniu dzieci z niepełnosprawnościami. Jednocześnie podglądamy również drugą stronę barykady, gdzie w zacieraniu śladów i uciszaniu głosów sprzeciwu wobec wątpliwych moralnie i etycznie praktyk bryluje zwłaszcza przewodniczący rady miejskiej Roy Thomas (Brendan Coyle, "Downton Abbey"). Wszystko to prowadzi do nieuchronnego spotkania na sali sądowej.
Toksyczne miasto skupia się na walce, nie na cierpieniu
Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że mamy do czynienia z klasyczną opowieścią o starciu Dawida z Goliatem w wydaniu feministycznym, ale takie postawienie sprawy byłoby nadmiernym uproszczeniem. "Toksyczne miasto" nie unika co prawda ani fabularnych skrótów, ani pewnej dawki kiczu, ale twórcy robią dużo, by ich historia miała jak najbardziej przyziemny wymiar, jednocześnie nie zarzucając widzów masą technicznych szczegółów.
W czterech odcinkach otrzymujemy zatem zwięźle przedstawioną fabułę unikającą niepotrzebnych dłużyzn, a przy tym nieżerującą na cierpieniu i nieszczęściu jednostek. Codzienne sprawy bohaterek są oczywiście ukazane przez pryzmat osobistych traum i domowych problemów, ale twórcy nie robią z kobiet męczenniczek czy posągowych postaci walczących z niesprawiedliwością. Przeciwnie, matki z Corby są dokładnie nimi – matkami, które mimo przeciwności starają się żyć tak normalnie, jak to tylko możliwe i po prostu robią, co w ich mocy dla siebie i swoich dzieci.
Toksyczne miasto – siła serialu tkwi w zwyczajności
Ta zwyczajność jest bardzo mocnym punktem "Toksycznego miasta", bo nadaje całej historii ludzkiego wymiaru. Łatwo tu o wrażenie, że to samo, co bohaterkom, mogłoby się przytrafić każdemu innemu, bo też w gruncie rzeczy nie miało miejsca nic niezwykłego. Ot, po prostu ktoś zlekceważył przepisy, ktoś inny chciał zaoszczędzić, zabrakło odpowiedniej kontroli. Choć łatwo zidentyfikować winnych, nie ma tu szczególnie groteskowych czarnych charakterów, a zło ma zazwyczaj banalne urzędnicze oblicze.
Twórca serialu wraz z reżyserką Minkie Spiro ("Problem trzech ciał") nie karmią widzów sensacją, chcąc raczej wzbudzić w nich poczucie, że mimo wszystko jest jeszcze trochę sprawiedliwości na tym świecie. Bez uporu i cierpliwości w dążeniu do niej się nie obejdzie, ale jednak rzeczywistość może oferować coś więcej, niż nihilistyczna pustka i świadomość, że zwykła ludzka przyzwoitość już nie istnieje.
Możecie uznać to podejście za naiwne, ale w tym przypadku jest ono skuteczne. Także dlatego, że serial nie oferuje bajkowych rozwiązań i cukierkowych happy endów. Sądowa batalia jest długa i trudna, do tego wymaga pójścia na trudne kompromisy. Ludzie, którzy mogliby wesprzeć sprawę, to nie nieskazitelni herosi, lecz niemający siły przebicia radny Sam Hagen (Robert Carlyle, "Goło i wesoło"), czy zastraszony technik Ted Jenkins (Stephen McMillan, "Na wodach północy"). A wreszcie wszelkie rozwiązania są słodko-gorzkie, bo żaden, nawet najbardziej korzystny wyrok nie może przywrócić dzieciom sprawności.
Toksyczne miasto – czy warto oglądać miniserial?
Łatwo byłoby w takich okolicznościach uderzać w sentymentalne tony, jednak "Toksyczne miasto" zwykle oszczędza widzom takich wrażeń. Twórcy potrafią być dosadni, ale nie przesadzają z tandetnym graniem na emocjach i łzawą tandetą. Powiedziałbym, że momentami naginają granicę subtelności, ale robią to rzadko, po czym rozluźniają atmosferę odpowiednią sceną czy dialogiem. To ważne, bo tematyka serialu jest trudna – tu czuje się jej ciężar, ale nigdy nie jest on przytłaczający.
Ogromna w tym zasługa świetnie napisanych i zagranych postaci, wśród których prym wiodą zwłaszcza Susan i Tracey w wykonaniu Jodie Whittaker i Aimee Lou Wood (kolejny świetny występ w krótkim czasie po roli w "Białym Lotosie"). Choć to zupełnie inne charaktery, dobrze się uzupełniają, razem nadając historii odpowiedniej dynamiki i emocjonalnego podłoża – energia wygadanej i zjadliwej Susan napędza wydarzenia, ale to cicha determinacja niepozornej Tracey jest fundamentem, na którym wszystko się opiera. W zestawieniu z nimi mało wykorzystuje się natomiast Maggie, co jest nieco rozczarowujące, zwłaszcza w kontekście zmarginalizowanej roli w sprawie jej męża, pracującego przy rekultywacji terenu po hucie Dereka (Joe Dempsie, "Gra o tron").
Ostatecznie jednak nie jest to wielką wadą, bo "Toksyczne miasto" bardziej niż na jednostkach opiera się na bohaterze zbiorowym. Kobieca batalia ma tu bowiem dwojaki charakter. Z jednej strony oczywisty instytucjonalny, ale z drugiej osobisty, gdy bohaterki muszą mierzyć się z własnymi myślami i zewnętrznymi oskarżeniami o to, że same są źródłem problemów swoich dzieci. Ponownie łatwo było tu przesadzić i ponownie twórcy wyszli obronną ręką, zamiast na głośny dramat stawiając na skuteczniejszą oszczędność środków.
Warto jeszcze dodać, że mimo niewielkich rozmiarów całości, serial nie lekceważy żadnego aspektu historii, do każdego podchodząc z odpowiednim wyczuciem i dając widzowi dokładnie tyle materiału, by wszystko zrozumiał, ale nie czuł się przeciążony. Razem składa się to na seans, który wciąga i przynosi satysfakcjonujące rozwiązania, jednocześnie oddając, co trzeba prawdziwym bohaterkom tych wydarzeń. Tak powinna wyglądać zaangażowana telewizja.