"Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy" szuka odpowiedzi i zadaje niewygodne pytania – recenzja
Mateusz Piesowicz
28 lutego 2025, 09:01
Czy blisko 40 lat po jednym z najtragiczniejszych zamachów terrorystycznych w historii wiemy o nim wszystko? "Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy" szuka odpowiedzi i zadaje niewygodne pytania.
Czy blisko 40 lat po jednym z najtragiczniejszych zamachów terrorystycznych w historii wiemy o nim wszystko? "Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy" szuka odpowiedzi i zadaje niewygodne pytania.
21 grudnia 1988 roku lecący z Londynu do Nowego Jorku samolot linii Pan Am 103 z 259 osobami na pokładzie eksplodował na wysokości Szkocji. Katastrofy nie przeżył żaden z pasażerów, życie straciło także 11 mieszkańców miasta Lockerbie, na które spadły szczątki uszkodzonej maszyny. Jak wyjaśniło późniejsze dochodzenie, przyczyną tragedii był wybuch bomby, którą mieli podłożyć w samolocie agenci libijskiego wywiadu. Ale czy to cała prawda?
Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy – o czym jest serial?
Debiutujący dzisiaj na SkyShowtime miniserial "Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy" (nie mylić z "Lockerbie", czyli przygotowywanym przez BBC i Netfliksa konkurencyjnym serialem na ten sam temat) to oparta na wspomnieniach ojca jednej z ofiar, Jima Swire'a (Colin Firth, "Schody"), historia zamachu i długiego procesu dochodzenia do prawdy na jego temat. O ile bowiem sam fakt, że doszło do ataku terrorystycznego, nie budził od początku żadnych wątpliwości, o tyle szczegóły sprawy osnute były mgłą tajemnicy, która wcale nie rozrzedzała się wraz z upływem czasu i ustaleniami śledczych.
Tak przynajmniej uważał Swire, którego wytrwałe poszukiwania odpowiedzi śledzimy na przestrzeni pięciu odcinków i wielu lat po tragedii, gdy z roli zrozpaczonego ojca zamordowanej Flory (Rosanna Adams) i rzecznika rodzin ofiar staje się coraz bardziej osamotnionym orędownikiem ukrywanej przed opinią publiczną prawdy. Albo "prawdy", bo wraz z biegiem czasu, wychodzącymi na jaw politycznymi układami i mnożącymi się teoriami spiskowymi, obok zadawanych przez Jima pytań zasadne stają się też te o jego własne motywacje i przekonania.
Czy niezłomność bohatera wynika z racjonalnych przesłanek? Czy stał się bezwiednym pionkiem w międzynarodowej rozgrywce politycznej? A może po prostu kieruje nim niezaleczony żal, bo nigdy nie zdołał się tak naprawdę pogodzić z utratą córki? "Robię to dla niej", twierdzi niezmiennie Jim, ale krąg dających mu wiarę osób staje się coraz węższy, a jego działania rzutują nawet na relacje z najbliższymi, w tym przeżywającą żałobę w zupełnie inny sposób żoną Jane (Catherine McCormack, "Kulawe konie"). W końcu i on musi zadać sobie inne pytanie – czy odkrycie prawdy jest w ogóle możliwe?
Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy to kronika bezsilności
Miniserial, który wyreżyserowali Otto Brathurst ("Peaky Blinders") i Jim Loach ("Kartoteka policyjna"), a scenariusz na podstawie książki Jima Swire'a i Petera Biddulpha napisał szkocki dramaturg David Harrower, przedstawia kolejne wydarzenia z niemal dokumentalną precyzją, przyjmując formę swoistej kroniki dokumentalnej. Dni od zamachu przechodzą w tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata, my tymczasem na równi z upartym dążeniem Jima do znalezienia odpowiedzi obserwujemy też, jak zmienia się uwaga i podejście opinii publicznej do sprawy.
Niewyobrażalna tragedia, o której kiedyś mówił cały świat, z czasem traci na znaczeniu. Krzyczące do czytelnika z okładek nagłówki zamieniają się w krótkie notki na dalszych stronach gazet, zainteresowanie czytelników i telewidzów skupia się na bieżących wydarzeniach, aż w końcu pamięć o bólu i ofiarach zostaje już tylko z ich najbliższymi. To smutne, ale prawdziwe przedstawienie mechanizmów działania ludzkiej zbiorowej pamięci jest najmocniejszym punktem "Lockerbie".
Twórcy serialu nie próbują pudrować fabułą rzeczywistości, nie dopatrują się też w niej sensacji, o którą byłoby tutaj bardzo łatwo. Szukając winnych, wyciągają co prawda na jaw wątpliwości i dziury w ciągnącym się latami śledztwie, ale nie stawiają przy tym twardych tez. Ton ich produkcji nie jest oskarżycielski ani propagandowy, choć przyjmuje oczywiście wersję wydarzeń propagowaną przez Swire'a.
Z serialu wybrzmiewają jednak raczej żal i rozczarowanie, a nade wszystko przejmująca bezsilność wobec zastanych okoliczności. Niezgoda na nie okazywana przez Jima jest godna podziwu bez względu na to, czy się z nim zgadzacie, czy nie (zwłaszcza że Colin Firth w swoim zwyczaju osiąga wiele niewielkimi środkami), ale i ona musi zderzyć się z murem.
Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy na dużą skalę
Takie podejście sprawia, że "Lockerbie" to seans niełatwy, szczególnie, gdy skupia się właśnie na osobistym wymiarze tragedii. Zamach, który przedstawiono tu z wyczuciem, ale też niczego w nim nie upiększając, robi wrażenie dzięki nagłemu zderzeniu zwyczajnej codzienności z nieopisanym dramatem. Niby wiadomo, czego się spodziewać, a jednak sposób, w jaki spokojny przedświąteczny wieczór na prowincji w jednej chwili zmienia się w krajobraz rodem z piekła, wciąż jest uderzający. Potem jest inaczej, choć wcale nie łatwiej.
Po katastrofie i jej bezpośrednich skutkach widzowie są konfrontowani z konsekwencjami zdarzeń w bardziej odległej perspektywie. Tu pojawiają się różne sposoby radzenia sobie ze stratą przez Jima i Jane, publiczne poszukiwanie przyczyn oraz osób odpowiedzialnych za zamach, a wreszcie też tło polityczne zamachu i śledztwa. Tło, które wkrótce przechodzi w pierwszy plan, rzutując na charakter całej opowieści.
Skupiająca się wcześniej na intymnych emocjach zrozpaczonych rodziców historia zmienia podejście, kierując naszą uwagę na wątki związane z procesem, nieścisłościami w dochodzeniu i interesami wielkich mocarstw. Paradoks, że to właśnie wówczas, gdy wkraczamy w strefę udokumentowanych faktów zamiast arbitralnie wprowadzonych do fabuły emocji, serial staje się znacznie mniej przekonujący.
Jim, którego amatorskie próby dochodzenia sprawiedliwości w imieniu córki wspomagał dotąd miejscowy dziennikarz Murray Guthrie (Sam Troughton, "Black Doves"), nagle trafia osobiście w sam środek politycznego kotła na Bliskim Wschodzie. Ta zmiana skali, której towarzyszy też relacja, jaka niespodziewanie powstaje między ojcem ofiary a jednym z podejrzanych zamachowców, nadaje całości zupełnie inny wydźwięk.
Żeby jednak było jasne – to nie serialowa fikcja, lecz autentyczne wydarzenia. Mimo to emocjonalna wiarygodność fabuły cierpi i na ich wprowadzeniu, i na tempie, w jakim przeskakujemy po kolejnych faktach, spychając na bok wszystko, co miało znaczenie do tej pory. Powątpiewanie w ogólnie przyjętą wersję wydarzeń to jedno, ale zbudowanie tylko na tym wiary w więź pomiędzy ofiarą i (potencjalnym) oprawcą? Tu potrzeba znacznie więcej, niż serial ma do zaoferowania.
Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy – czy warto oglądać?
Inna sprawa, że nawet traktując pewne elementy historii po łebkach, twórcy zachowali wierność prawdziwym wydarzeniom, co nie było bynajmniej oczywistą decyzją z ich strony. "Lockerbie" łatwo mogłoby wszak skręcić w stronę efektownej sensacji, czyniąc całość znacznie bardziej ekscytującą dla oglądających. Zamiast tego dostaliśmy opowieść tak mocno osadzoną w przyziemnej rzeczywistości, że momentami wręcz antytelewizyjną. Jeśli więc szukacie mocnych wrażeń, twistów i tabloidowych spisków – to nie ten adres.
Jeśli natomiast nad potrzebę ekranowych emocji stawiacie fabułę gęstą od faktów, skupioną na detalach i zadającą niewygodne pytania w zawsze aktualnej dyskusji o moralnej szarości w geopolityce, to śmiało możecie umieścić "Lockerbie: W poszukiwaniu prawdy" na liście tytułów, których nie powinniście przegapić. Zwłaszcza że serial stacji Sky może służyć za lekcję historii o zdarzeniu, o którym pamięć przeminęła zdecydowanie zbyt szybko.