"Siostra Jackie" (5×10): Coś pozytywnego
Nikodem Pankowiak
23 czerwca 2013, 15:49
Gdy już zdążyłem postawić krzyżyk na "Siostrze Jackie" i zjechać w recenzji premierę najnowszego sezonu, nagle spotkało mnie pozytywne zaskoczenie. Produkcja Showtime odżyła i ma się naprawdę dobrze. Spoilery.
Gdy już zdążyłem postawić krzyżyk na "Siostrze Jackie" i zjechać w recenzji premierę najnowszego sezonu, nagle spotkało mnie pozytywne zaskoczenie. Produkcja Showtime odżyła i ma się naprawdę dobrze. Spoilery.
Jestem zdziwiony, że to mówię, ale 5. sezon "Siostry Jackie" naprawdę mi się podobał. Zaskoczenie jest tym większe, że, delikatnie mówiąc, nie byłem zachwycony jego premierą, o czym możecie się przekonać, czytając moją recenzję. Na całe szczęście były to jedynie złe miłego początki, przez kolejne odcinki było już tylko lepiej, widzowie mogli odczuć wreszcie powiew świeżości. Okazuje się, że Showtime podjął jedyną słuszną decyzję, wymieniając prowadzących produkcję, dzięki czemu serial przeżywa drugą młodość, przyciągając przed ekrany więcej osób niż w poprzednich dwóch sezonach.
Ciężko utrzymać przy sobie widzów w piątym roku emisji, nie mówiąc już o powiększeniu ich grona. W tym wypadku recepta na sukces okazała się bardzo prosta – tytułowa bohaterka wreszcie jest szczęśliwa. Owszem, Jackie nadal spotykają problemy, mniejsze lub większe. Najpierw Kevin zachowuje się jak dupek, później pazurki pokazuje Grace, ale to wszystko wydaje się niczym w porównaniu do tego, jakim bagnem jej życie było kiedyś. Ktoś pamięta, kiedy mogliśmy zobaczyć ją śmiejącą się szczerze? Na przestrzeni poprzednich czterech sezonów takich sytuacji było naprawdę niewiele, teraz zdarzają się one całkiem często.
Bardzo dobrze prezentują się nowe postacie, każda z nich jest jakaś i działa wyłącznie na korzyść serialu. Frank, nowa miłość Jackie, mimo że pracuje w policji, sprawia wrażenie ciepłej kluchy, ale właśnie kogoś takiego jej teraz potrzeba. Facet jest czuły, zabawny, wyrozumiały, czego chcieć więcej? Z kolei doktorzy Ike Prentiss i Carrie Roman świetnie wpasowali się w szpitalną rzeczywistość z serialu. On, poważny, z przeszłością, wymagający i utalentowany. Ona, pretensjonalna, leniwa, seksowna i absolutnie nie nadająca się do tej pracy. Między innymi dzięki nim tak szybko zapomniałem o odejściu O'Hary. Serio, ktoś jeszcze o niej pamięta i zauważył jakąś pustkę?
U dobrze znanych nam postaci też trochę się dzieje. Gloria przeżywa problemy z pamięcią, co staje się kłopotem nie tylko dla niej, Eddie próbuje przyzwyczaić się do nowych relacji panujących między nim a Jackie, a Coop jakby nieco wydoroślał. Najbardziej zaskakuje Zoey, która pod koniec sezonu wdaje się w dość zaskakujący romans. Nagle, nie wiedzieć nawet kiedy, w All Saints Hospital zaczyna się robić ciekawie. Dlatego też powinienem odszczekać właściwie wszystko to, co powiedziałem o nich w recenzji powrotu 5. serii. Tak naprawdę cały tamten tekst nadaje się już tylko do kosza, niemal każde jego zdanie stało się nieaktualne.
Nie ma sensu kolejny raz pisać o tym, że "Siostra Jackie" typową komedią nie jest, wiedzą to wszyscy, którzy widzieli choć kilka minut tej produkcji. Jednak, o dziwo, w tym sezonie powodów do uśmiechu widzowie mieli jakby nieco więcej. Nie był to głośny rechot, ale w każdym odcinku można było znaleźć sporo powodów do lekkiego choćby uśmiechu. Nawet jeśli nie wszystkie problemy bohaterów, z Jackie na czele, się skończyły, a w miejsce starych przyszły nowe, cały serial nabrał bardziej pozytywnego wyrazu. Oby tak było nadal, choć przedostatnia scena sugeruje, że możemy wrócić do dawnego stanu rzeczy. A może to tylko symboliczne, ostateczne pożegnanie ze starymi nawykami?
Przyznaję szczerze, nie myślałem, że oglądanie "Siostra Jackie" sprawi mi jeszcze jakąkolwiek przyjemność. Piąty sezon tego serialu dał mi nauczkę, że czasem lepiej wstrzymać się z osądami. Ta ostatnimi czasy niemrawa produkcja nagle i zupełnie niespodziewanie wróciła na właściwe tory. Oby jak najwięcej takich pozytywnych zaskoczeń.