"PLL" (4×01): Kłamczuchy mają się dobrze
Marta Rosenblatt
15 czerwca 2013, 17:33
Premierowy odcinek 4. sezonu utwierdził nas w jednym – scenarzyści nadal nie mają pojęcia, co robią.
Premierowy odcinek 4. sezonu utwierdził nas w jednym – scenarzyści nadal nie mają pojęcia, co robią.
Oczywiście mogę się mylić. Może "finał finałów" da nam odpowiedzi na wszystkie pytania. Może okaże się, że te wszystkie serialowe absurdy miały sens. Póki to nie nastąpi (jeśli w ogóle nastąpi) bezlitośnie będę punktować wszystkie błędy scenarzystów. Na szczęście "'A' is for A-l-i-v-e" całkiem dobrze się oglądało, oczywiście jeśli przymkniemy oko na błędy i wypaczenia. Poza tym było kilka fajnych nawiązań do pilota.
Odcinek rozpoczął się w momencie zakończenia "A dAngerous gAme". Uznam to za co pozytyw, bo spodziewałam się kolejnego odcinka z serii "miesiąc po". Niestety rozwiązanie zagadki trudno zaliczyć na plus. Jeżeli zastanawialiście się przez te tygodnie rozłąki z kłamczuchami, co znajduje się w bagażniku (a raczej czyje ciało znajduje się w bagażniku), prawdopodobnie musicie czuć niezły zawód. Cała ta sprawa ze świnią i późniejszym znalezieniem ciała Wildena może i byłaby sprytnym zagraniem A., gdyby nie jeden mały szczegół – jak do cholery A. zamieniło ciała? Jak już wspominałam, żeby wytłumaczyć wszystkie sztuczki A. w finale, musiałoby się okazać, że tajemnicze A. ma nadprzyrodzone zdolności. Ewentualnie mieszkańcy Rosewood są niewidomi i niesłyszący, skoro postacie w kapturach i czerwonych płaszczach niezauważalnie śmigają po mieście.
Za sprawą Mony dostaliśmy kilka odpowiedzi na ważne pytania. Przede wszystkim wyjaśniło się, kto był Królową Kier. O ile Melissa była przeze mnie brana pod uwagę, to Wilden nie. Do Mony mam ambiwalentny stosunek. Po tym wszystkim, co zrobiła dziewczynom, dziwnie patrzy się na nią jako jedną z kłamczuch. Z drugiej strony wygląda na totalnie skrzywdzoną i zagubioną dziewczynę. Wydaje się, że desperacko łaknie przyjaźni z Hanną. Oddanie dysku było bardzo fair, oczywiście może się okazać, że to wszystko to nic innego jak kolejny podstęp.
Naturalnie scenarzyści nie byliby sobą, gdybyśmy w zamian za te kilka odpowiedzi nie otrzymali garści kolejnych pytań. Pytanie numer jeden: kim była kobieta w woalce? Czy Red Coat i Lady in Black to jedna i ta sama osoba? I końcu: czy pod którąś z tych postaci kryje się Ali? Wygląda na to, że od pewnego czasu scenarzyści chcą nam dać do zrozumienia, że Alison żyje. Prawdopodobnie to ona uratowała dziewczyny z pożaru, bo raczej mało prawdopodobne, żeby Hanna i Mona miały jednakowe omamy.
Od początku prócz osoby szkodzącej dziewczętom jest też osoba im pomagająca. Swoją drogą, czy dziewczyny nie mógłby po prostu zagadać do postaci w czerni zamiast stać jak cielaki i zastanawiać się "hmm, ciekawe kim jest ta osoba w woalce?".
Nagły powrót Mrs. D. też nie wydaje się bez znaczenia w kontekście "żyjącej" Ali. Być może jest to kolejny znak, że serial potoczy się jak w książce i okaże się, że Ali ma siostrę bliźniaczkę. Trzymam kciuki, żeby tak się nie stało, bo to zagranie rodem z "Mody na sukces" zrobiłoby z "PLL" totalne scenariuszowe kuriozum.
Pytanie numer dwa: co z tym wszystkim ma wspólnego matka Hanny? A może to ona była kobietą w czerni?
Ze wszystkimi tymi pytaniami będzie musiał zmierzyć się (o ile nie współpracuje z A.) – Gabriel Holbrook, nowy gliniarz, który będzie miał za zadanie uprzykrzyć życie kłamczuchom.
Przyzwyczaiłam się już do tego, ze każdy facet w "PLL" wygląda jak model. Zastanawia mnie jedna rzecz: po cholerę wprowadzać nową postać, skoro nie ogarnia się starych. No chyba że Marlene King w końcu pozbędzie się Ezry. Jeżeli jesteśmy już przy moim ulubionym inaczej bohaterze, to muszę przyznać, że scena, która rozgrywa się w wyobraźni Arii, była całkiem dobra. Naprawdę byłam przekonana, że pan Fitz został aresztowany. Wielka szkoda, że to wszystko okazało się tylko wyobrażeniem panny Montgomery. Będziemy musieli dalej patrzeć na tę melodramatyczną historię. No chyba, że Aria w końcu zainteresuje się kimś spoza grona pedagogicznego.
Następną dziewczyną, której raczej nie poszczęściło się w miłości, jest Spencer. Wygląda na to, że Toby wciąż ją oszukuje. Niestety wydaje się, że scenarzyści trochę pogubili się z tą postacią. Już nawet nie chodzi mi o to, czy chłopak jest teraz "zły" czy "dobry". Toby był aspołecznym chłopakiem, którego się wszyscy bali. Czy naprawdę Alison poszłaby do domu kogoś takiego? I tym bardziej – czy próbowała z nim flirtować?
Na szczęście (Hanny nie liczę, bo trudno stwierdzić, jak jest w jej związku) chociaż Emily się poszczęściło. O ile nigdy nie lubiłam Paige, to od jakiegoś czasu jestem w stanie strawić tę postać. Ciekawe, czy decyzja o wyjeździe oznacza, że Shay Mitchell pożegna się z serialem? Shay nie rób mi tego! Z czyich min będę się śmiała? Czyje drewniane aktorstwo będę wyszydzać? Poza tym przyzwyczaiłam się już, że Emily to kompletna pierdoła z sarnim wzorkiem.
Reasumując, nasze ulubione guilty pleasurewciąż ma się dobrze. "'A' is for A-l-i-v-e" było typowym "Pretty Little Liars", ze wszystkimi jego wadami i zaletami.