"Demony da Vinci" (1×08): Czas na egzorcyzm
Michał Kolanko
14 czerwca 2013, 17:27
Leonardo da Vinci należy do najbardziej fascynujących postaci w historii sztuki i nauki. Ale serial luźno nawiązujący do jego życia wybitnym dziełem nie jest. Spoilery!
Leonardo da Vinci należy do najbardziej fascynujących postaci w historii sztuki i nauki. Ale serial luźno nawiązujący do jego życia wybitnym dziełem nie jest. Spoilery!
Czy można zepsuć taki temat jak życie Leonarda da Vinci, wybitnego malarza, wynalazcy, człowieka, który fascynuje do dzisiaj? Prace Leonarda cały czas są w centrum uwagi, ciągle dowiadujemy się o nim czegoś nowego. Niestety ani Starz, ani showrunner David S. Goyer nie przemyśleli chyba do końca, na czym polegał sukces "Spartakusa". "Da Vinci's Demons" to serial, w którym nie brakuje udanych pomysłów, dobrych kreacji i ciekawych, trzymających w napięciu momentów. Ale całość nie jest godna uwagi. Nawet bardzo dynamiczny finał nie ratuje tego projektu.
Można było wyśmiewać się ze "Spartakusa" lub traktować ten serial jako mało poważny projekt dla mało wymagającej widowni. Szyderstwa nie zmieniły jednak prostego faktu, że był oparty na bardzo charakterystycznym pomyśle. Można było go nie znosić, ale nawet fragment dowolnego odcinka od razu mówił, na czym cała koncepcja polega. I nie dało się jej pomylić z niczym innym. Co najważniejsze: była to konstrukcja dość prosta. Spartakus kontra Rzym, walki na arenie a później wojna – wokół tego wszystko się kręciło.
Z produkcją o Leonardo da Vinci problem ze zdefiniowaniem tego na czym ten serial polega jest o wiele większy. Są trzy podstawowe płaszczyzny: Leonardo jako wynalazca i malarz (tego w serialu jest najmniej, zwłaszcza w ostatnich odcinkach), intryga polityczna i walka o władzę między Florencją a Rzymem oraz wątek tajemniczego kultu boga Mitry – i poszukiwań jeszcze bardziej tajemniczej "Księgi liści". Wszystkie płaszczyzny zazębiają się, ale rezultatem nie jest spójna całość. Raczej jest to miszmasz idei, wątków i intryg, które nie intrygują widza w równym stopniu. Szczególnie warstwa czystej polityki może być nużąca, chociaż oparta jest na prawdziwych wydarzeniach. Pokazany w serialu Spisek Pazzich miał miejsce naprawdę – i był tak samo krwawy.
Problemem tego serialu są postacie, a zwłaszcza Leonardo. O ile jego drużyna (skojarzenia z RPG narzucają się same) to tylko tło, to główna postać serialu zaskakująco słabym "napędem" dla całości. O ile momenty gdy Leo rozwiązuje skomplikowane problemy, albo bawi się w detektywa są interesujące, to jego obsesja na punkcie "Księgi Liści" i cały wątek dotyczący zaginionej matki nie mają większego sensu. Najsłabszym punktem serialu jest osoba, która siłą rzeczy powinna być jego motorem. Leonardo rozwiązuje kolejne misje, które mają przybliżyć go do celu ostatecznego – a w międzyczasie poznaje plejadę postaci historycznych, z Władem Palownikiem (jeden z najlepszych odcinków sezonu) i Tomasem de Torquemadą na czele. Wątek nauka kontra wiara – zarysowany w pierwszym odcinku – nie pojawia się bardzo wyraźnie później. Całość przypomina bardzo grę RPG, w której rozwiązuje się zadania, poszukuje przedmiotów i poznaje nowe postacie.
Tzw. realizm historyczny serialu nie jest problemem tak dużym, jak nużący wątek przewodni. Niektóre eksperymenty i wynalazki Leonarda pokazano bardzo wiarygodnie, z zachowaniem jego oryginalnych pomysłów. Umieszczenie akcji serialu w 1478 roku (wtedy miał miejsce spisek Pazzich, czyli nieudana próba przejęcia władzy we Florencji z rąk Medyceuszy) spowodowało, że w serialu mogły pojawić się ciekawe postacie z epoki, przy mniejszym lub większym naciąganiu prawdy historycznej. Również niektóre wydarzenia – jak oskarżenie Leonarda o "niemoralne" kontakty – miały miejsce w rzeczywistości (chociaż to akurat odbyło się w 1476). Machiavelli – będący w serialu pomocnikiem Leo – miał w 1478 roku zaledwie 9 lat. Wład Palownik zmarł w 1476 roku. I tak dalej.
Detale nie są w tym serialu najważniejsze – zakładamy, że nie jest to produkcja historyczna. Problemem są ciekawe postacie. Tylko Julian Medyceusz (Tom Bateman) rozwija się na przestrzeni tych ośmiu odcinków. Jego brat Wawrzyniec ma charyzmę niekoronowanego władcy Florencji, ale poza tym nie przyciąga bardzo uwagi. Tak samo jest ze wszystkimi innymi postaciami, z samym Leonardo na czele. Tom Riley bardzo się stara, ale jego obsesja na punkcie wiedzy nie wypada przekonująco.
To nie oznacza, że ten serial źle się ogląda. Wręcz przeciwnie – jako rozrywka jest to produkcja na bardzo przyzwoitym poziomie. Finał, a zwłaszcza ostatnie sceny walki i rozpoczęcie otwartej wojny o Florencję są tego najlepszym dowodem. Tak samo jest z zamykającym sezon cliffhangerem. Niektóre sceny i pomysły były w tych ośmiu odcinkach znakomite. Zamek Włada Palownika, podwodna infiltracja Watykanu, tajny magazyn artefaktów papieża, gra w go jako metafora walki o władzę, opanowany przez tajemnicze siły klasztor pod Florencją, proces twórcy Leonarda – to wszystko zapadało w pamięć.
Niestety całość nie robi już tak dobrego wrażenie. To serial kiepsko zdefiniowany, z zbyt dużą liczbą wątków i płaszczyzn, nużącym i mało oryginalnym motywem przewodnim. Jest jak danie w fast-foodzie – można je zjeść, ale o smaku zapomina się w kilkadziesiąt sekund po końcu posiłku. Na zatłoczonym serialowym rynku to zdecydowanie za mało. Jeśli w 2. sezonie serial się zmieni – stanie się bardziej spójny i skoncentrowany, a wątek główny nabierze rozpędu – to wówczas będzie to znacznie lepsza produkcja.