"Lady Love" wciąga nas za kulisy branży porno wraz z jej polską królową – recenzja serialu platformy Max
Karol Urbański
20 grudnia 2024, 08:01
"Lady Love" (Fot. Max)
Od dziś w serwisie Max możecie zobaczyć pierwsze dwa odcinki "Lady Love" – nowego polskiego serialu platformy Max, który zabiera nas za kulisy branży pornograficznej lat 80. i 90. Czy warto obejrzeć produkcję? Oto nasza recenzja.
Od dziś w serwisie Max możecie zobaczyć pierwsze dwa odcinki "Lady Love" – nowego polskiego serialu platformy Max, który zabiera nas za kulisy branży pornograficznej lat 80. i 90. Czy warto obejrzeć produkcję? Oto nasza recenzja.
Świat polskich seriali coraz prężniej otwiera się na nowe rejony, więc dlaczego nie miałby zgłębić branży, która samym swym istnieniem wywołuje kontrowersje (znane również jako rozgłos, autoreklama tudzież wyświetlenia)? Pornografii w różnych jej odcieniach przyglądali się już twórcy rodzimych filmów i dokumentów*, ale ta – skryta pod hasłem tabu – sfera do tej pory nie spełniła swego dramaturgicznego potencjału w "nowoczesnej" polskiej telewizji. Ten stan rzeczy podważyła "Lady Love" – najnowsza produkcja oryginalna od platformy Max, której premierowe odcinki możecie od dziś oglądać w streamingu.
Lady Love – o czym jest polski serial serwisu Max?
Sześcioodcinkowy tytuł (widziałem przedpremierowo pięć z nich) śledzi losy Lucyny Liss (Anna Szymańczyk, "Znachor") – dziewczyny stojącej przed drzwiami dorosłego życia na tle małomiasteczkowej rzeczywistości PRL-owskiej smuty lat 70. i 80. Brak perspektyw wypisany jest dużymi literami na szarym bloku z wielkiej płyty. Rodzice patrzą na córkę albo jak na towar (ojciec – świetny Adam Woronowicz, "The Office PL") albo jak na długonogi problem o tym, co ludzie powiedzą (matka – równie dobra Anna Krotoska, "Napad"), a najlepszym kandydatem na męża jest śliniący się do niej taksówkarz, Janusz (Julian Świeżewski, "Krucjata").
Chłopy bynajmniej nie chodzą Lucynie po głowie. Dziewczyna wiąże przyszłość z Kościołem, ale nawet tam nie każdy potrafi utrzymać żądzę na wodzy. Przymusowa zmiana otoczenia popycha bohaterkę z jednej fatalnej ścieżki na drugą, gdzie – niczym Jagna z animowanych "Chłopów" – staje się ofiarą własnego wdzięku i seksapilu. Nie minie wiele czasu, nim nasza Lissówna wyląduje za żelazną kurtyną. Tam dojdzie do niej, że może się na tym wszystkim wzbogacić. No i że inni mogą wzbogacić się na niej.
Ejtisowy RFN wreszcie jawi się jako kraina, w której pieniądze rosną na drzewach. Rzeczywistość wygląda jak wyjęta z teledysku Modern Talking, głęboki dekolt zamiast kilku dodatkowych kartek przelicza się na francuskie perfumy, a biznes filmów dla dorosłych kwitnie dzięki kasetom VHS i nowym pornopotentatom takim jak Klaus Baron (Clemens Schick, "Andor"). Z początku niechętna Lucyna szybko decyduje, że "pójdzie na całość". Nie ma nic do stracenia, bo to, co miała, straciła już w Polsce – dobre imię, nadzieję na przyszłość i córkę.
Lady Love, czyli świetna obsada w serialu o królowej porno
No właśnie, scenarzystki "Lady Love" – Ewa Popiołek ("Skazana") i Dorota Jankojć-Poddębniak ("Barwy szczęścia") – upatrują w rodzicielstwie bohaterki niejako głównego motoru napędowego fabuły. Ta rozgrywa się zresztą na dwóch przestrzeniach czasowych. Serial otwiera sekwencja współczesna (tj. z lat 2000), kiedy brawurową wizytę Lucyny w talk-show, znanej już pod pseudonimem Lucy Love, przerywa porucznik policji (Michał Żurawski, "Kruk"). Nie dość, że Lucyna jest podejrzana o morderstwo, to jeszcze jej córka przedawkowała i walczy o życie w szpitalu.
Za pośrednictwem przesłuchania Lucyny i innych postaci uwikłanych w pewną kryminalną sprawę wracamy do przeszłości, z której twórcy chcą zrobić swego rodzaju kronikę minionych dekad. Mamy tutaj zarówno rodzimą szarzyznę przełomu lat 70. i 80., jak i cekinowe zachodnie ejtisty z dodatkiem przaśnych polskich lat 90 i ich formującej się otwartości na porno. "Kolega otworzył sex shop, kupił asortyment na miesiąc i wyprzedał się w dzień" – mówi w którymś momencie cwany dystrybutor Boguś o twarzy Borysa Szyca ("Warszawianka").
Reżyserujący Bartosz Konopka ("Skazana") i odpowiadający za zdjęcia Jacek Podgórski ("Dzień matki") mocno eksperymentują z wizualnym kształtem "Lady Love". Choć ich praca pozostaje od początku do końca kusząca (wśród często przewijających się motywów mamy tu m.in. POV, rybie oko czy nadużywane slow motion), wydaje się niekonsekwentna, a nawet dość pochopna w kwestii decyzji co do tego, który efekt ma dominować w danym fragmencie. Reżysersko-operatorskie bajery zdają się przez to niemalże nachodzić na siebie czy odwracać uwagę od samej historii.
Ta koniec końców okazuje się z kolei atrakcyjnie opakowaną sztampą, w której pobrzmiewają echa generycznej biografii à la Teresa Orlowski (twórcy zawdzięczają jej historii naprawdę wiele) i przewidywalnej narracji w duchu "od zera do bohatera". Dwa pierwsze żwawo poprowadzone odcinki dają obietnicę powiewu świeżości i zostawiają ochotę na więcej, ale entuzjazm ucieka dość prędko z każdą kolejną odsłoną. Wówczas orientujemy się, że to powszednia i bezpieczna (poza paroma wyjątkami) opowieść, która zbyt wiele do dyskursu raczej nie wniesie.
Lady Love – czy warto oglądać polski serial serwisu Max?
Mogę się mylić, bo wciąż nie widziałem ostatniego odcinka, niemniej odnoszę wrażenie, że zamiast odważnej polemiki z wadami i zaletami branży XXX, seksualnością Polaków czy tym jak (albo czy w ogóle) feminizm idzie w parze porno, filmowcy stawiają w "Lady Love" na całkiem jednoznaczną w wydźwięku opowieść, w której bohaterowie częściej niż rzadziej mówią frazesami. Podczas gdy intryga kryminalna pozostaje boleśnie pretekstowa, wątek relacji na linii matka – córka ma w sobie tyle samo potencjału, co po prostu dramaturgicznego banału.
Serial najlepszy jest w tych momentach, gdy oprócz operatora i reżysera odwagi nabierają również scenarzystki. Fabuła potrafi wówczas zabrać nas w nietypowe miejsca głęboko skrywanych pragnień, seksualnych kompleksów czy branżowych nadużyć, od których włos jeży się na głowie. Werwy nie można natomiast odmówić aktorom i aktorkom, którzy wraz z fantastycznie obsadzoną Szymańczyk w główną roli tworzą w "Lady Love" naprawdę rzetelną ekipę. Nie zawiódł również pion scenograficzny i kostiumowy, który sprawia, że nawet w najmniej udanych scenach serial wygląda obłędnie.
Nie jest to propozycja, która pozostanie mi w głowie na długie tygodnie, ale kilka odcinków wystarczyło, by polubić się z uroczą tytułową bohaterką i wyruszyć wraz z nią w zupełnie nowy świat za żelazną kurtyną. Jednego w końcu nie można jej odmówić – dziewczyna wie, jak się bawić. Ja też bawiłem się całkiem nieźle i z chęcią poczekam na finał. Kto wie, może jeszcze znów zdążę się zdziwić. Tego życzę sobie i wam.
*Lady Love jest pierwszym tytułem zgłębiającym tematykę pracy seksualnej w branży pornograficznej w "nowoczesnej" polskiej telewizji, ale w latach 2003-2004 emitowano zapomniany już dziś serial dokumentalny pt. "Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym", który może stanowić ciekawe uzupełnienie produkcji od serwisu Max. Polecam go waszej uwadze.