"Black Doves" miksuje szpiegów i świąteczny klimat – recenzja serialu Netfliksa z Keirą Knightley
Kamila Czaja
5 grudnia 2024, 09:01
"Black Doves" (Fot. Netflix)
Gwiazdorska obsada, spiski, gangi, zmieniające się sojusze, zobowiązania rodzinne, złamane serca… "Black Doves" to masa gatunkowych atrakcji, na szczęście podanych z humorem i w bożonarodzeniowej oprawie.
Gwiazdorska obsada, spiski, gangi, zmieniające się sojusze, zobowiązania rodzinne, złamane serca… "Black Doves" to masa gatunkowych atrakcji, na szczęście podanych z humorem i w bożonarodzeniowej oprawie.
Mamy ostatnio straszliwy wysyp seriali sensacyjnych, w tym masę szpiegowskich, co może osłabić czujność i ochotę na nowe tytuły. Trudno spośród konwencjonalnych historii, zmieniających tylko powierzchniową warstwę, wyłapać coś godnego uwagi, ale twórcy "Black Doves" znaną obsadą zagwarantowali sobie przynajmniej trochę uwagi. W efekcie po serial, który wymyślił i napisał Joe Barton ("Giri/Haji", "The Lazarus Project"), a wyreżyserowali Alex Gabassi ("The Crown") i Lisa Gunning ("Siła"), sięgną może nawet osoby unikające takiej tematyki. I chyba słusznie uczynią.
Black Doves – o czym jest serial Netfliksa?
Nie żeby "Black Doves" Netfliksa było jakoś szczególnie niekonwencjonalne, chociaż ode mnie ma punkty już za to, że nie jest adaptacją – coraz mniej w serialach scenariuszy nieopartych na, bardzo różnej jakości, "bestsellerach". Ale sama fabuła, nawet jeśli zdrowo pokręcona, to nie jakaś rewolucja. Oto Helen Webb (Keira Knightley, "Piraci z Karaibów", "Pokuta"), żona ministra, Wallace'a (Andrew Buchan, "Broadchurch"), i matka kilkuletnich bliźniąt, a przy tym agentka pewnej tajemniczej szpiegowskiej firmy, trzymającej zawsze z tym, kto da więcej, wdała się w romans z Jasonem (Andrew Koji, "Wojownik").
Gdy mężczyzna zostaje zamordowany, Helen za wszelką cenę chcę odkryć prawdę i się zemścić. Jej szefowa, Reed (Sarah Lancashire, "Happy Valley"), jako wsparcie ściąga przebywającego od lat za granicą Sama (Ben Whishaw, "Skandal w angielskim stylu"), który dobrze zna Helen i ma jej pomóc, ale też chronić ją przed pochopnymi ruchami.
Sprawa okaże się oczywiście niezwykle zagmatwana. Jason najwyraźniej jakoś zamieszany był w sprawę śmierci chińskiego ambasadora i zaginięcia jego córki, Kai-Ming (Isabella Wei, "1899"). Chińczycy oskarżają Amerykanów, na Brytyjczykach ciąży zarzut tuszowania sprawy, wszyscy szukają nagrania, które mogłoby wyjaśnić sytuację, ale i wielu wysoko postawionych ludzi pogrążyć. W tle jest jeszcze londyński półświatek, z zabójcami i zabójczyniami na zlecenie, narkotykami i masą broni. I pewnie samo śledzenie kolejnych konfliktów i sojuszy, zleceń, porwań etc. nieszczególnie warte byłoby poświęcenia sześciu godzin (tyle trwa 1. sezon, który wdziałam przedpremierowo), gdyby nie obsada, pomysłowo napisane postaci, dystans serialu do siebie i… Boże Narodzenie.
Black Doves – serial z Keirą Knightley w roli głównej
Knightley ma tu co grać. Świetnie przeskakuje między wizerunkiem pani domu, organizującej przyjęcia i przygotowującej z dziećmi świąteczne ozdoby, a znakomicie wyszkoloną agentką żądną krwi za śmierć kochanka. Na dodatek w retrospekcjach zobaczymy ją w jeszcze innym wariancie – młodej dziewczyny po przejściach znajdującej pracę w szpiegowskiej branży, realizującej pierwsze misje i uczącej się wiele od Sama. W wydaniu dwukrotnie nominowanej do Oscara aktorki Helen to postać charyzmatyczna, potrafiąca obie radzić, ale i zaangażowana w życie rodzinne, które miało być tylko przykrywką, a stało się czymś więcej. Czasem zresztą różne role bohaterki dość oryginalnie się łączą, choćby w pomyśle wykorzystania kuchennych sprzętów jako narzędzi tortur.
Świetna, i zdecydowanie ciekawsza niż romanse, jest jej relacja z Samem, pokazywana na przestrzeni dekady. On też ma trudną przeszłość i złamane serce, ale ich przyjaźń okazuje się silniejsza niż różne przeciwności. Przyjaźń platoniczna, dodajmy – to odświeżające, że ceniony "cyngiel" jest tęskniącym za byłym chłopakiem, Michaelem (Omari Douglas, "Bo to grzech"), szczuplutkim gejem o spojrzeniu szczeniaczka (czy raczej misia, wszak Whishaw to głos Paddingtona). Więź z partnerką nie zawiera więc miłosnych podtekstów. I Helen, i Sam mają też ciekawą relację z przełożoną, a Lanceshire odchodzi od jowialności Julii Child z "Julii" i etycznej niezłomności Catherine z "Happy Valley", grając postać wyjątkowo pragmatyczną (by nie rzec, bezwzględną), co intrygująco kontrastuje z wizerunkiem i charakterystycznym ciepłym głosem.
Sensacyjne Black Doves patrzy na siebie z dystansem
Ten szpiegowski świat i uzupełniające go środowisko kryminalne wypadają znacznie ciekawiej niż wszystkie raczej standardowe polityczne intrygi, w których obraca się stosunkowo prostolinijny mąż Helen. Zdecydowanie lepsze niż chińsko-amerykańsko-brytyjskie przepychanki czy wręcz, dość absurdalne, strzelaniny są interakcje nie tylko między Helen, Samem i Reed, ale też te związane z żywiołowym duetem zabójczyń: Williams (Elia Lily Hyland, "Fifteen-Love") i Eleanor (Gabrielle Creevy, "Trzy kobiety"). A bardziej niż premier Wielkiej Brytanii (Adeel Akhtar, "Łasuch") w pamięć zapada prowadząca specyficzny biznes Lenny (Kathryn Hunter, "Andor").
Do tego wątek polityczny zbyt często udaje, że jest serio, podczas gdy sceny głównych postaci pełne są błyskotliwych dialogów i często absurdalnego humoru, przez co widać, że to wszystko trochę z przymrużeniem oka i świadomością konwencji. Ostre frazy i riposty sprawiają, że zamiast oglądać dla rozwiązania intrygi, ogląda się głównie dla stylu. Widziałam zestawienia z "Dyplomatką", ale ja częściej myślałam raczej o 1. sezonie "Obsesji Eve". Sama intryga natomiast bywa zaskakująca i okazuje się całkiem składna, jeśli już przyjmie się typowe dla thrillerów spiskowych założenia, ale dla niej samej bym chyba "Black Doves" nie polecała, bo jednak sporo tu zbiegów okoliczności, znanych chwytów i powtarzanych wspomnień mających motywować zachowania (ile razy można przypominać to samo?).
Black Doves – czy warto oglądać świąteczny thriller?
No ale za to są święta! Bożenarodzeniowy czas odgrywa tu ważną rolę. Odpowiednie scenerie, dużo świątecznych rekwizytów (uwaga: niektóre wybuchają), przyjęcia, jasełka, dyskusje o ulubionych świątecznych filmach… Kontrast takiego klimatu i przygotowań do rodzinnego Bożego Narodzenia z całym tym strzelaniem i mordowaniem przywodzi na myśl wzorcową "Szklaną pułapkę".
I chociaż "Black Doves" nie trzyma w napięciu aż tak skutecznie jak kultowy film z Bruce'em Willisem, bo w połowie sezon trochę traci impet (by ożywić się w czołówce), to taką świąteczną zabawą wyróżnia się na tle gatunku. I jeszcze ostrością obrazu i pięknymi kadrami – to serial nakręcony zdecydowanie powyżej standardów Netfliksa i BBC, jeśli chodzi o takie sensacyjne produkcje. Bliżej mu z wyglądu do przepychu adaptacji bestsellerów w wydaniu Apple'a, ale pod ładnymi zdjęciami jest tu często ciekawiej niż w propozycjach tamtej platformy.
Świetnie zagrana, elegancko nakręcona brytyjska rozrywka w świecie szpiegów, z ciekawymi postaciami, na dodatek w świątecznym klimacie? Może nie jest to dzieło wybitne, ale sprawia sporo frajdy, więc warto rzucić okiem. Teraz lub dopiero bliżej Bożego Narodzenia – 2. sezon i tak już zamówiony. Oby trzymał poziom, bo tu akurat skojarzenia z "Obsesją Eve" nie są dobrą wróżbą.