"Elementary" (1×23-24): Obrazoburcy i heretycy
Bartosz Wieremiej
28 maja 2013, 20:24
Dwuodcinkowy finał "Elementary" prawdopodobnie rozzłościł niejednego miłośnika prozy Conan Doyle'a. Może nawet słusznie, choć trzeba przyznać, że był to bardzo przemyślany i intrygujący przykład telewizyjnej herezji. Spoilery.
Dwuodcinkowy finał "Elementary" prawdopodobnie rozzłościł niejednego miłośnika prozy Conan Doyle'a. Może nawet słusznie, choć trzeba przyznać, że był to bardzo przemyślany i intrygujący przykład telewizyjnej herezji. Spoilery.
Na przestrzeni ostatnich kilku dni za każdym razem, gdy próbowałem napisać cokolwiek o "Elementary", nie potrafiłem wyjść poza dwa nazwiska: Holmes i Moriarty, Moriarty i Holmes – kolejność dowolna. Niezwykły spór nietuzinkowego detektywa i jego największego wyzwania lub z drugiej strony: wyjątkowego złoczyńcy i jego najzajadlejszego wroga, od zawsze miał swój utarty bieg – jasno zdefiniowany początek, rozwinięcie i zakończenie.
To nietypowe, czasem telewizyjne a czasem kinowe wypracowanie, zazwyczaj kończyło się jakąś formą śmiertelnego pojedynku dwóch gentlemanów. Często nad wodospadem, a czasem chociażby i na dachu budynku tak, aby przy okazji można było empirycznie dowieść, że człowiek nie samolot i sam z siebie nie poleci.
Wspominam o tym tylko dlatego, że scenarzyści "Elementary" postanowili zamachnąć się na świętość, zburzyć ład i zwyczajowy przebieg tego pojedynku. W "The Woman" oraz w "Heroine" nie było ani wodospadu, ani dachu, ani wieńczącego wszystko zgonu któregoś z przeciwników – rzeczywistego czy sfingowanego, ani nawet dwóch facetów, jako największych przeciwników. Była za to Irene (Natalie Dormer).
Mogliśmy ją poznać zarówno w przeszłości, jak i w teraźniejszości. Obserwowaliśmy te cechy, które spowodowały, że dla Sherlocka (Jonny Lee Miller) była kobietą niezwykłą. Pozwolono nam docenić jak bliską i ważną osobą stała się dla niego. Wreszcie pokazano nam dzień, w którym ją stracił.
Poza przestawieniem nowej postaci londyńskie retrospekcje były również wspaniałą okazją, aby porównać ówczesnego Holmesa do wersji obecnej. Przed ostatecznym narkotycznym upadkiem był on nieco bardziej pewny siebie, pogodniejszy, bardziej rozluźniony i niewątpliwie służył mu ten związek. Cóż, przeszłość.
Można byłoby w tym miejscu spokojnie przyjąć, że całe "The Woman" – zarówno retrospekcje, jak i teraźniejsze poszukiwania profesora i opieka nad Adler – nie jest niczym nowym, jednak w ostatnich minutach odcinka świat stanął na głowie. Irene w świecie "Elementary" nigdy nie istniała i była jedynie fikcyjną tożsamością panny, uwaga, Moriarty. Ten zwrot akcji zupełnie mnie zaskoczył, a dalszy jej tok stał się kompletną niewiadomą. Zapomniałem dodać – Natalie Dormer wypada naprawdę nieźle jako nowa wersja profesora.
Wiele innych rzeczy udało się w finałowych odcinkach. Interakcje Sherlocka i Watson (Lucy Liu) jak zawsze oglądało się z wielką przyjemnością, a twórcom należą się ogromne brawa za umiejętne prowadzenie relacji tych dwojga. Znów widzieliśmy ich w rozmaitych sytuacjach, czasem tak pełnych napięcia, jak pożegnanie na komisariacie czy kłótnia po śmierci Bacerów, a czasem tak ciepłych, jak ostatnia scena, w której Holmes nazwał nowy gatunek pszczoły na cześć Joan. To niesamowite jak złożoną relację udało się stworzyć przez 24 odcinki, a Euglassia watsonia nie tylko brzmiała pięknie, ale również świetnie podkreśla długą drogę, jaką przeszło partnerstwo tych dwojga.
Miłym dodatkiem była obecność na ekranie Arnolda Vosloo. Trafiła mu się naprawdę fajna rola. Ciekawym elementem był również grecko-macedoński konflikt wpleciony w intrygę Moriarty – wypadło to całkiem wiarygodnie, a przecież nazwa The New Republic of Macedonia kilka lat temu była jednym z rzeczywiście proponowanych kompromisów.
Jeśli miałbym trochę pogrymasić, to żałuję tylko, że nikomu nie chciało się sprawdzić, na jakiej zasadzie poszczególne państwa są przyjmowane do UE. Zawiodło również trochę rzekome ponowne sięgnięcie po narkotyki przez Sherlocka. Po całym sezonie i w tym konkretnym momencie było to zbyt nieprawdopodobne, by rzeczywiście mogło się zdarzyć.
Ostatecznie dobry 1. sezon "Elementary" zakończony został porządnym finałem. Moriarty została złapana, widzom oszczędzono cliffhangera. Owszem, zamach na tradycję i liczne odstępstwa od kanonu raczej nie przysporzą serialowi popularności wśród holmesowskich tradycjonalistów (o ile jacyś jeszcze istnieją) jednak w tłumie sherlockowskich ekranizacji, również dzięki "The Woman"/"Heroine", produkcja stacji CBS stała się wreszcie czymś więcej niż tylko nieudaną wariacją na temat brytyjskiego "Sherlocka". Całe szczęście.