"Dyplomatka" w 2. sezonie to jeszcze więcej twistów, znakomitych występów i totalnej frajdy – recenzja
Marta Wawrzyn
31 października 2024, 08:01
"Dyplomatka" (Fot. Netflix)
O ile jeszcze w 1. sezonie traktowaliśmy serial "Dyplomatka" trochę jak ciekawostkę, 2. sezon udowadnia, że wyrasta nam wyrazista, zabawna i świeża produkcja polityczna, miksująca "Homeland", "The West Wing" i "House of Cards".
O ile jeszcze w 1. sezonie traktowaliśmy serial "Dyplomatka" trochę jak ciekawostkę, 2. sezon udowadnia, że wyrasta nam wyrazista, zabawna i świeża produkcja polityczna, miksująca "Homeland", "The West Wing" i "House of Cards".
Toż to lepsze "House of Cards" niż "House of Cards"! – taka była moja pierwsza myśl po obejrzeniu przedpremierowo całego 2. sezonu serialu "Dyplomatka" i finałowych twistach, które wyniosły tę zabawę na nowy poziom, sprawiając, że ta dość niepozorna, a przy tym specyficznie napisana produkcja Netfliksa stała się właśnie seansem obowiązkowym przynajmniej dla fanów produkcji politycznych. To, co w debiutanckim sezonie wyglądało na połączenie "The West Wing" i "Homeland" z dziwną, porąbaną komedią małżeńską, teraz odnalazło swój głos, swoją własną drogę i bawi się waszyngtońską polityką tak, że Frank Underwood mógłby zagwizdać z uznaniem.
Dyplomatka sezon 2 – twist za twistem i czysta polityka
Jak pewnie pamiętacie, 1. sezon zakończył się eksplozją bomby w Londynie i mocną sugestią, że za aktami terroryzmu stoi brytyjski premier (Rory Kinnear) we własnej osobie. Być może zdziwiło was, iż już w materiałach promocyjnych zdradzono, że zarówno Hal (Rufus Sewell), jak i Stuart (Ato Essandoh) zamach przeżyli, ale w sumie robienie z tego wielkiej tajemnicy nie miało sensu, ponieważ główne atrakcje 2. sezonu "Dyplomatki" – który liczy sobie zaledwie sześć odcinków – leżą gdzie indziej.
Kate Wyler (Keri Russell) z pomocą Hala i swojej ekipy w nowych odcinkach odkrywa kolejne elementy prawdy zarówno o zamachu na brytyjski okręt marynarki wojennej, od którego wszystko się zaczęło, jak i eksplozji, która o mało nie zabiła jej męża – i jest to prawda znacznie bardziej trudna i skomplikowana, niż mogło się wydawać.
W tym momencie być może warto już się zatrzymać, jeśli chodzi o opis fabuły 2. sezonu "Dyplomatki", w którym twist goni twist, a finał przynosi kolejne bomby, choć bardziej polityczne niż dosłowne. Ten sezon mniej przypomina "Homeland" i "24 godziny" niż poprzedni, a bardziej rasowe dramaty polityczne, od "The West Wing" i "Madam Secretary" począwszy, a skończywszy właśnie na "House of Cards". Choć i fani komedii w stylu kultowego "Veepa" HBO coś tu dla siebie znajdą. Showrunnerka Debora Cahn już w 1. sezonie udowodniła, że ma bardzo specyficzny styl, w którym jest sporo miejsca na komedię, a teraz kontynuuje ten kurs może w trochę mniej odpałowy sposób (nie ma np. odpowiednika małżeńskiej bójki z tarzaniem się w krzakach, choć jest i trochę komedii sytuacyjnej, i sporo zabawnych dialogów), ale za to znacznie pewniejszą ręką.
2. sezon idzie na całość, serwując tysiąc zwrotów akcji i opowiadając historię tak przesadzoną i wypakowaną fajerwerkami, że często aż kuriozalną. Co w sumie łączy "Dyplomatkę" z "House of Cards" – to, co te seriale dzieli i przemawia na korzyść nowego hitu Netfliksa, to fakt, że Cahn i spółka świetnie rozumieją, co tworzą. Świadomość własnej absurdalności i przerysowania czyni tę bzdurną często fabułę nie tylko bardzo angażującą, ale też paradoksalnie inteligentną. Podczas gdy "House of Cards" było grubymi nićmi szyte, a przy tym superpoważne i napuszone, "Dyplomatka" raz po raz puszcza do widza oko, mówiąc: tak, tak, my dobrze wiemy, co tu robimy.
Dyplomatka sezon 2 – Allison Janney kontra Keri Russell
Mówiąc bardzo ogólnikowo, w centrum uwagi w tym sezonie są przede wszystkim Stany Zjednoczone, w szczególności zaś interesy geopolityczne tego kraju i jego sposoby zapewniania sobie bezpieczeństwa na arenie międzynarodowej. Podczas gdy Brytyjczycy mają własny orzech do zgryzienia, a ze szczególnymi komplikacjami mierzy się sekretarz spraw zagranicznych Austin Dennison (David Gyasi), który omal nie wylądował w łóżku z Kate i nie zakończył jej małżeństwa, dużo ciekawsze rzeczy dzieją się w amerykańskim gronie, zwłaszcza kiedy na scenę wkracza wiceprezydentka Grace Penn (Allison Janney, "The West Wing"), a my zaczynamy poznawać różne jej oblicza.
Bez większej przesady można powiedzieć, że to właśnie Janney – na którą będziecie niestety musieli parę odcinków poczekać – wnosi nową jakość do "Dyplomatki", zamieniając ją w rasowy dramat polityczny. Wszelkie interakcje tej postaci z Kate to złoto, zwłaszcza że nasza dyplomatka – która, przypomnijmy, ma być kandydatką na stanowisko Penn, ponieważ amerykańska administracja chce się jej pozbyć, oficjalnie ze względu na skandal z mężem – wypada przy niej jak uczennica, i to nie najlepsza. Nie muszę chyba dodawać, że aktorsko jest to pojedynek na najwyższym poziomie?
Lekcje nie tylko Realpolitik, ale też zwykłej ogłady (zobaczcie ten cudowny klip) udzielane Kate przez Grace to czyste złoto, a charyzma, którą wnosi do serialu Janney, jest po prostu skarbem. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że oglądamy dwie rywalizujące ze sobą i bardzo od siebie różne kobiety na szczytach władzy, co samo w sobie niestety wciąż stanowi pewną atrakcję (serial nawet w pewnym momencie to uroczo komentuje, każąc Kate i Grace wypatrywać na ścianie pełnej zdjęć mężczyzn jej jedynej kobiecej poprzedniczki na stanowisku ambasadora USA w Wielkiej Brytanii).
Można więc powiedzieć, że "Dyplomatka" pokazuje w 2. sezonie różne oblicza bycia kobietą w polityce, ale też nie przesadzałabym za bardzo z tym, że to jest "kobiecy serial polityczny" czy "kobieca perspektywa w polityce". Po "Madam Secretary", "Veepie" czy znakomitym duńskim "Borgen" to nie jest aż taką atrakcją samo w sobie, choć na pewno gdzieś z tyłu głowy pojawia się pytanie, czemu bycie polityczką nadal nie jest i nie chce być, nawet w serialach, czymś tak zwyczajnym, jak bycie mamą trójki dzieci albo superagentką wywiadu. Polityka nie ma płci, a ten sezon hitu Netfliksa, wypakowany twistami, przesadzonymi akcjami i szybkimi dialogami, przede wszystkim świetnie pokazuje chaos towarzyszący decyzjom na szczycie, niezależnie od tego, kto je podejmuje. Niekoniecznie cynizm, bo bohaterowie "Dyplomatki" nie są z gruntu źli i zdemoralizowani, jak ci z "House of Cards", a właśnie to, jak niewielka w sumie decyzja kogoś, kto wcale nie znajduje się na szczycie władzy, może spowodować trzęsienie ziemi na arenie międzynarodowej i wręcz być w stanie wywołać prawdziwą wojnę.
Dyplomatka sezon 2 – Kate i Hal wciąż rządzą na ekranie
Amerykańska polityka od kuchni, pokazywana zdecydowanie bez – dla wielu widzów irytującego – idealizmu charakterystycznego dla "The West Wing", ale i bez totalnego cynizmu znanego z wielu innych produkcji politycznych, a także kulisy dyplomacji, sprawy globalne i terroryzm to były i są główne obiekty zainteresowania Debory Cahn i jej ekipy. Ale równie wyraźny był i pozostaje wątek małżeński, od początku wyróżniający "Dyplomatkę" na tle właściwie wszystkich tytułów tego typu. W relacji Kate i Hala Wylerów komizm miesza się z tragizmem, tak bardzo są od siebie współzależni.
Choć aż tak rozbrykanych scen, jak pamiętna bójka w krzakach, w 2. sezonie nie uświadczycie, to właściwie każdy moment, w którym zostajemy sami z Russell i Sewellem, przynosi jakieś fajerwerki. Czasem dosłowne. Nowe odcinki "Dyplomatki" pokazują całą złożoność tego małżeństwa, gdzie jest i miłość, i nienawiść, i wszystko pośrodku. Nie brak też prawdziwie czułych momentów – oraz takich, w których Wylerowie dosłownie działają jak jedna sprawna maszyna. To niewątpliwie jedna z najciekawszych relacji typu power couple w historii telewizji i choćby dlatego nigdy nie mogło być mowy ani o zabijaniu Hala, ani o rozwodzie. To by się twórcom nie opłacało.
Choć 2. sezon "Dyplomatki" jest krótszy i na dobrą sprawę przypomina epilog czy też dokończenie pierwszego, odnoszę wrażenie, że to właśnie te sześć odcinków pozwoliło serialowi stanąć pewnie na własnych nogach, znaleźć swój głos i z rozmysłem iść na całość. Choć sama tematyka serialu nigdy nie była ani zbyt oryginalna, ani specjalnie wnikliwie przedstawiona, a głupiutkie wstawki komediowe, nie tylko małżeńskie, odstraszały część widzów, wydaje się, że utrzymana w lekko absurdalnym tonie historia, w połączeniu z tym, że "Dyplomatka" zwyczajnie wciąga swoimi szalonymi zwrotami akcji oraz mówi więcej o współczesnym świecie, niż byśmy chcieli, sprawia, iż serialowi jeszcze trudniej się oprzeć. Nawet jeśli to tylko czysta rozrywka, nie jakieś wielkie dzieło.
Po tych dwóch sezonach – w przypadku wielu seriali Netfliksa to byłby już prawie koniec! – wydaje mi się też, że zobaczyliśmy zaledwie wstęp do całości, a Cahn ma w zanadrzu znacznie większą, głębszą i bardziej rozbudowaną historię. Jak już oficjalnie zdradzono, akcja 3. sezonu "Dyplomatki" będzie działa się w Stanach Zjednoczonych i dojdzie do "przewrócenia szachownicy", a "Kate przeżyje specyficzny koszmar, jakim jest otrzymanie tego, czego się chce". Cokolwiek by to nie znaczyło, nie mogę się już doczekać. Mało który serial sprawia mi tyle czystej frajdy, co polityczny hicior Netfliksa.