"Switched at Birth": Po prostu sympatyczny serial
Marta Wawrzyn
30 sierpnia 2011, 20:22
Przedziwna sytuacja, inteligentne, niebanalne postaci, porządne cliffhangery, sporo humoru. "Switched at Birth" okazał się zaskakująco dobrą propozycją – nie tylko dla nastolatek.
Przedziwna sytuacja, inteligentne, niebanalne postaci, porządne cliffhangery, sporo humoru. "Switched at Birth" okazał się zaskakująco dobrą propozycją – nie tylko dla nastolatek.
Nie lubię seriali dla nastolatek. Wielu moich znajomych, całkiem już dorosłych widzów nie drażnią infantylizm, kicz i płycizna emocjonalna, obecne niemal w każdej tego typu produkcji. Ot, taka konwencja. Mnie denerwują one do tego stopnia, że nawet "Glee", serial bądź co bądź zrobiony z jajem, oglądam raczej siłą woli niż dla przyjemności. Dlatego sama się zdziwiłam, jak łatwo mnie wciągnęła letnia propozycja ABC Family, "Switched at Birth".
Opowieść o dwóch nastolatkach zamienionych w szpitalu podczas narodzin to w sumie nic nadzwyczajnego. Czarnowłosa Bay wychowuje się w pełnej, szczęśliwej rodzinie, która daje jej absolutnie wszystko – mimo to brakuje jej czegoś nieokreślonego. Głucha (nie niesłysząca, a głucha! Dzięki ci, ABC Family, za odczarowanie tego kiedyś normalnego, a dziś grzesznego brakiem politycznej poprawności słowa) blondynka Daphne mieszka z latynoską matką Reginą w biednej dzielnicy. Nie zna swojego ojca i nie chce go znać. Pewnego dnia jedna z dziewczyn robi sobie test krwi i uruchamia ciąg zdarzeń, które sprawiają, że światy obu rodzin przewracają się do góry nogami.
Brzmi to całkiem ciekawie, ale nie na tyle, żeby oglądać o tym serial? A jednak warto. Twórcy "Switched at Birth" wyciągnęli z tej prostej historii pełną gamę emocji. Niemal wszystkie postaci mają w sobie to coś, co sprawia, że może niekoniecznie od razu je lubimy, ale na pewno zapamiętujemy. Występujące w głównych rolach Katie Leclerc (Daphne) i Vanessa Marano (Bay) grają po prostu koncertowo. Postaci obu dziewczyn są zaskakująco niebanalnymi, wygadanymi nastolatkami, które mają swoje pasje i dobrze wiedzą, czego chcą w życiu.
W przeciwieństwie do wielu seriali dla nastolatek dialogi nie trącą tu infantylizmem. Wszyscy są ostrzy jak brzytwa, mimo że nie wszyscy w ogóle mówią. Bohaterowie, którzy używają języka migowego, mają swój specyficzny, na pozór bezpieczniejszy świat. Opuszczanie go jest za każdym razem trudne, ale czego się nie robi dla pięknej dziewczyny czy zabawnego chłopaka z tego drugiego świata.
W "Switched at Birth" nie brakuje typowo nastoletnich problemów miłosnych, bardziej skomplikowanych niż w "normalnych" rodzinach starć na linii rodzice – dzieci i mrocznych tajemnic rodzinnych odkrywanych krok po kroku. Niektóre odcinki (tak jak i letni finał, który wyemitowano 8 sierpnia) kończą się klasycznymi, emocjonalnymi cliffhangerami.
Fajną sprawą dla mnie jest też miejsce akcji: przeciętne do bólu Kansas City w Missouri. O tym, że w zwykłych miejscach potrafią dziać się serialowe rzeczy niezwykłe, przekonywaliśmy się już wiele razy. Oczywiście wciąż będą widzowie, którzy i tak będą woleć plastikowe Beverly Hills – ale to już ich prawo. Ja nie wolę. Lubię przeciętniaków z charakterem.
Wszystko to razem, choć nie jest wybitne, sprawia dobre wrażenie. "Switched at Birth" to po prostu sympatyczny serial, na który warto zerknąć, zanim zacznie się jesienny wysyp nowości.