"Makabreska" jest jak "Detektyw" w pokręconej wersji Ryana Murphy'ego – recenzja serialu Disney+
Jacek Werner
23 października 2024, 17:01
"Makabreska" (Fot. FX)
Po wszystkich kontrowersjach, które zaserwował 2. sezonem "Potwora", Ryan Murphy wraca (na szczęście) do kryminalnej fikcji. Jak wypada serial "Makabreska"?
Po wszystkich kontrowersjach, które zaserwował 2. sezonem "Potwora", Ryan Murphy wraca (na szczęście) do kryminalnej fikcji. Jak wypada serial "Makabreska"?
Czy wam się to podoba, czy nie: Ryan Murphy to tytan małego ekranu, odpowiadający za tytuły, które najchętniej przewijają się w streamingowych toplistach. Mnóstwo czynników składa się na popularność tego twórcy – na czele z jego umiłowaniem do ociekających krwią i obsypanych brokatem narracji, wypełnionych po brzegi sensacją, sadomasochistycznym seksem i przemocą. Murphy'ego można chwalić za wiele, m.in castingi opierające się branżowym stereotypom (zwłaszcza w odniesieniu do starszych aktorek) czy oswojenie mainstreamu z queerowymi narracjami i postaciami.
Makabreska – o czym jest serial Ryana Murphy'ego?
A jednak, w pogoni za przekraczaniem norm, twórca "American Horror Story" zaczął się zapętlać – i to już dobrych kilka lat temu – sięgając po transgresje nie tylko w aktach artystycznej ekspresji i branżowego egalitaryzmu, a w trosce o pompowanie kontrowersji. Wyrazem tego jest przede wszystkim inspirowana prawdziwymi historiami antologia "Potwór" Netfliksa, przy której zwyczajowy treatment Murphy'ego poskutkował tabloidową wydmuszką (rodzina "potworów" z 2. sezonu określiła serię jeszcze dosadniej – i w sumie trudno się im dziwić).
"Makabreska" telewizji FX, którą w Polsce od dzisiaj możecie oglądać na Disney+ (całość ma liczyć 10 odcinków, na razie dostępne są dwa pierwsze), może zadziałać jako swego rodzaju odtrutka po historii braci Menendezów. Serialowi daleko wprawdzie do ideału – za dużo w nim dygresji, przeciągania i oklepanych rymów z "American Horror Story" – ale i tak wydaje się jednym z bardziej spełnionych projektów Murphy'ego. I, o dziwo, całkiem jak na niego subtelnych, mimo tony gore'u).
O czym jest "Makabreska"? Akcja miniserialu koncentruje się na detektywce Lois Tyron (Niecy Nash-Betts, "Pazury") i śledztwie w sprawie seryjnego zabójcy, kryjącego się za tytułowym pseudonimem (oryg. "Grotesquerie"). Niczym John Doe z filmu "Siedem", morderca zostawia na miejscach zbrodni wskazówki: koszmarnie okalecza ciała i aranżuje je w układach drwiących ze scen Nowego Testamentu. Gatunkowy chwyt – z "barwnym" zabójcą i gliniarzem – przykuwa uwagę, ale fabuła serialu szybko rozbiega się na wiele innych wątków. Dotyczą przede wszystkim samej Lois, która pełną sukcesów karierę policyjną okupiła alkoholizmem; jej uzależnionej od jedzenia córki (Raven Goodwin, "Lola") i męża (Courtney B. Vance, "American Crime Story"), który znajduje się w śpiączce od czasu tajemniczego wypadku.
Makabreska to nie powtórka z American Horror Story, ale…
Murphy, który współodpowiada tym razem za scenariusz (stanął nawet za kamerą jednego z odcinków), nie próbuje powtarzać w serialu stylu opowiadania z "American Horror Story", ale i nie jest w stanie zupełnie od niego uciec. "Makabresce" bliżej do gotyckiego horroru, w którym zabójca i jego poczynania symbolizują opłakaną kondycję świata. Jak tłumaczy serial, "dzieła" Grotesquerie są w równej mierze elementem kryminalnej układanki, co swoistym zwiastunem upadku cywilizacji. Ten może nastąpić z powodu globalnych konfliktów, pandemii, politycznych podziałów, kryzysu klimatycznego – do wyboru, do koloru. Próbując rozwikłać zagadkę, detektywka wdaje się w egzystencjalne poszukiwania naśladujące 1. sezon "Detektywa" – z kolei narracja staje się coraz bardziej surrealistyczna: pełna halucynacji, apokaliptycznych symboli, niespójności.
Na tym jednak nie koniec. Serial nawiązuje też do fascynacji true crime, gdy wprowadza na drugi plan zakonnicę, siostrę Megan (Micaela Diamond, "To jest w nas"), piszącą do chrześcijańskiego dziennika i wykorzystującą najbardziej "mięsiste" kąski policyjnego śledztwa, by zwiększyć "zasięgi" Kościoła. Trzeba przyznać: motyw wzmacniania wiary w Boga dzięki aktom okrucieństwa popełnianym w imię Diabła to interesujący pomysł i przeważnie udaje się "Makabresce" dobrze go pokazać – trudno tylko nie dostrzec ironii, że akurat Murphy chce tłumaczyć widowni, co jest nie tak w obsesji na punkcie prawdziwych zabójców.
Makabreska – czy warto oglądać serial Disney+?
Zakres tematyczny "Makabreski" jest więc obszerny, a koncepcja na serię – całkiem świeża. Na dokładkę dostajemy też ładną reżyserię (zwróćcie uwagę zwłaszcza na 5. odcinek, w wykonaniu Maxa Winklera, "Obserwator") i przeważnie mocne aktorstwo (mimo topornych dialogów, Nash-Betts sprawnie przeprowadza widzów przez całą serię – gorzej wypada Travis Kelce w serialowym debiucie).
Co nie wypala? Mimo wszystkich czytelnych aluzji do klasyków Davida Finchera, wspomnianego "Detektywa" czy nawet doskonałego 3. sezonu "Twin Peaks", "Makabreska" jest zbyt skłonna do zastojów, dłużyzn, powtórzeń i przesadnego tłumaczenia się widowni. Wiele scen wiruje tu też bez żadnego celu, dialogi zbyt często przetwarzają te same treści, a takimi postaciami, jak pielęgniarka (Lesley Manville, "The Crown"), która czuwa nad mężem Lois, czy ojciec Charlie (komicznie przeseksualizowany Nicholas Alexander Chavez, "Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów") serial cofa się do niepotrzebnych i kiczowatych ekscesów w stylu późnych sezonów "American Horror Story".
Pod koniec historii widzów czeka też niezbyt udany twist, który znawcy gatunku odszyfrują na wiele odcinków przed tym, jak w morderczych dłużyznach uczyni to sam serial. Szczęśliwie, nie jest on chyba ostatnią zagadką "Makabreski" i jest szansa, że kolejne zaskoczenia sprowadzą fabułę z powrotem na ciekawsze tory. Niestety, ponieważ serial pociągnięto w tę, a nie inną stronę (nie powiem wam w jaką, bo to jednak duży spoiler), to pewnie właśnie od "ostatniej prostej" zależeć będzie, czy produkcję Murphy'ego zapamiętamy jako naprawdę godną uwagi.
To powiedziawszy, w serialu jest sporo udanych pomysłów, a surrealistyczna intryga kryminalna – gdy nie gubi tempa – potrafi zainteresować. Nawet gdy ciekawą alegorię za nią twórcy rysują zbyt grubymi krechami. Jeśli cenicie historie z dreszczykiem, a nie jest wam po drodze z typowym horrorem Murphy'ego, który bardziej niż na tym, co opowiada, koncentruje się na tym, co w ogóle może opowiedzieć, "Makabreska" i jej wciągająca, choć nierówna, historia to dobra alternatywa.