"Citadel: Diana" to pełen akcji blockbuster, który stara się aż za bardzo – recenzja spin-offu "Cytadeli"
Nikodem Pankowiak
12 października 2024, 10:08
"Citadel: Diana" (Fot. Amazon Prime Video)
Amazon umiłował sobie wielkie projekty, które co prawda pochłaniają ogromne budżety, ale też władają wyobraźnią widzów. I takim projektem miało być właśnie uniwersum "Cytadeli". Coś chyba poszło jednak nie tak. Znowu.
Amazon umiłował sobie wielkie projekty, które co prawda pochłaniają ogromne budżety, ale też władają wyobraźnią widzów. I takim projektem miało być właśnie uniwersum "Cytadeli". Coś chyba poszło jednak nie tak. Znowu.
"Citadel: Diana" to włoski spin-off mającej premierę w zeszłym roku na Prime Video "Cytadeli". Choć serial–matka kosztował Amazona ogromne pieniądze, nie spotkał się z ciepłym przyjęciem ze strony krytyków. Streamingowa platforma nie porzuciła jednak ambitnych planów na rozwijanie tego świata, a stworzona przez Alessandro Fabbriego ("Wierność") "Diana" to tylko pierwszy krok w budowie znacznie większego uniwersum. Na swoją listopadową premierę czeka już indyjski spin-off, "Citadel": Honey Bunny", a wcześniej zapowiadano także seriale z tego świata z akcją w Meksyku i Hiszpanii.
Citadel: Diana – o czym jest włoski spin-off Cytadeli?
Kto śledził historię serialu "Cytadela", ten wie, że budowane przez Amazona szpiegowskie uniwersum musiało mierzyć się z wieloma przeciwnościami. Ogromne roszady personalne wśród twórców i drogie dokrętki, które najprawdopodobniej zupełnie odmieniły cały serial, sprawiły, że dostaliśmy dzieło, o którym można byłoby w najlepszym razie powiedzieć, że jest wybrakowane. Na ekranie nie było widać tych kilkuset milionów dolarów wydanych na produkcję, a cała historia zdawała się poszatkowana i chaotyczna, bez ciągłości i większego sensu. Czy "Citadel: Diana" powiela te błędy?
Na szczęście nie. "Citadel: Diana" to także sześcioodcinkowa, ale znacznie lepiej skondensowana historia. Tytułowa bohaterka (Matilda De Angelis, " Prawo Lidii Poët") to podwójna agentka, która od lat znajduje się sama za linią wrogą. Wyszkolona przez Cytadelę, przenika w struktury włoskiej filii Mantrykory – zbrodniczej organizacji w stylu tych z filmów o Bondzie. Kontrast nie mógł być tu większy – Cytadela to niezależna szpiegowska agencja, której celem jest jedynie czynienie dobra, podczas gdy Mantrykora, założona przez kilka najbogatszych rodzin na świecie, chce jedynie siać chaos i zniszczenie.
Podobnie jak w oryginalnej serii, historia w "Citadel: Diana" rozpoczyna się już po tym, gdy Mantrykorze udaje się zinfiltrować Cytadelę i zabić większość jej agentów. Dianie, działającej jako podwójna agentka, udaje się ujść z życiem, ale od tego momentu jest zdana wyłącznie na siebie. Czy mimo to uda jej się wyprowadzić śmiertelny cios we wroga, zanim jej sekret zostanie odkryty? Gra toczy się o najwyższą stawkę, bo Mantrykora, choć targana wewnętrznymi konfliktami, jest coraz bliżej odtworzenia należącej niegdyś do Cytadeli technologii, a to dałoby tej organizacji, potężnej i bez tego, praktycznie nieograniczone możliwości.
Citadel: Diana w teorii ma wszystko, by osiągnąć sukces
Informacja techniczna – nie musicie znać oryginalnej "Cytadeli", by odnaleźć się w świecie, który przedstawia widzom "Citadel: Diana". Włoski serial szybko i jasno wyjaśnia wszelkie zależności, więc możemy traktować go jako osobną produkcję, w zupełnym oderwaniu od serialu–matki. Choć mówimy o serialu szpiegowskim, fabuła jest w sumie bardzo prosta – by pomścić tragiczną śmierć swoich rodziców, za którą odpowiada Mantrykora, Diana wstępuje do Cytadeli i zaczyna trening, który skończy się przeniknięciem do obozu wroga – to wszystko zobaczymy dzięki retrospekcjom. Główna część akcji – gdy Diana pod przykrywką działa w najlepsze w szeregach Mantrykory – dzieje się w niedalekiej przyszłości, tj. w roku 2030.
Dzięki temu na ekranie zobaczymy oczywiście masę nieistniejącej technologii, czasem futurystycznej aż do przesady, która z bohaterów czyni wręcz robotów. Między innymi z tego powodu przez większość czasu będą nam oni zupełnie obojętni – misję Diany będziemy obserwować bez wielkich emocji, tak jak zresztą wewnętrzne rozgrywki w Mantrykorze i kierującej jej włoską częścią rodziną Zanich, na której czele stoi despotyczny Ettore (Maurizio Lombardi, "Ripley"). Między nim a jego synem, Edo (Lorenzo Cervasio, "Il grande gioco") mającym bliską relację z Dianą, pojawia się coraz więcej rozbieżności odnośnie tego, jak zarządzać ich organizacją, więc starcie między nimi zdaje się nieubłagane.
Sam fabularny koncept tego serialu na papierze wygląda naprawdę dobrze – mamy tutaj bowiem wszystko, co w teorii powinna mieć szpiegowska produkcja. Masa scen akcji – proszę bardzo, gadżetomania – jak najbardziej, wielki spisek – ależ oczywiście. Zabrakło w tym wszystkim jednak jednej rzeczy – choć odrobiny serca. "Citadel: Diana" wydaje nieco zbyt odklejona od rzeczywistości – niby mamy tu wszystko, czego potrzeba, ale jednocześnie to wszystko jest za wielkie, za bardzo. Ten wielki spisek jest aż za duży, gadżetomania przesadzona, i tylko do scen akcji faktycznie nie można się przyczepić.
Citadel: Diana – czy warto oglądać serial Prime Video?
Oczywiście, dużo tu uproszczeń i zabiegów typowych dla takich produkcji. Gdy trzeba nieco przeciągnąć akcję, zaprogramowani niemal jak maszyny agenci nie potrafią trafić do celu. Gdy ktoś zaczyna uciekać na motorze, oczywiście, że obok stoi drugi, żebyśmy tylko mogli obejrzeć scenę pościgu. Gdy myślimy, że to już koniec zwrotów akcji, za rogiem czeka kolejny. Na takie rzeczy przymykam jednak oko, ponieważ zwykle są nieodłączną częścią takiej konwencji. "Citadel: Diana" to z definicji serialowy blockbuster, więc pewne zagrania twórców zwyczajnie trzeba zaakceptować.
No dobrze, nie trzeba, ale w sumie nie mam o nie żadnych pretensji. Dzięki nim w końcu seans, choć wyzuty z emocji, mija bardzo szybko, a widz nie ma czasu, by się znudzić. Ktoś mógłby powiedzieć, że to serial idealny do prasowania i oglądania jednym okiem (odmawiam robienia z tego zalety), ale mimo wszystko zachęcałbym, by poświęcić mu więcej uwagi, jeśli już zdecydujecie się na seans. Od strony technicznej jest to produkcja, której niczego nie można zarzucić, a jej wizytówką oprócz wysokiego poziomu scen akcji mogą być także zdjęcia. Wiadomo, skoro jesteśmy we Włoszech, trudno zupełnie uniknąć pocztówkowych widoków.
Jestem ciekaw, jakie plany wobec całego uniwersum "Cytadeli" ma Amazon. Choć od premiery oryginalnego serialu minęło półtora roku, nie wiemy, na jakim etapie produkcji jest jego 2. sezon. "Citadel: Diana" również spokojnie mogłoby się doczekać kontynuacji (wręcz powinno, biorąc pod uwagę ostatnią scenę), ale mam wątpliwości, czy faktycznie mamy do czynienia tu z tak wielkim hitem, na jaki liczyła ta platforma. Szpiegowskie uniwersum wygląda bardziej imponująco na papierze niż w rzeczywistości i mam wrażenie, że widzowie też doszli do takiego wniosku, a hajp na serial jest niewielki. Być może debiutujące już za chwilę "Citadel: Honey Bunny" da nam jakąś odpowiedź odnośnie tego, co dalej. Już teraz mogę powiedzieć, że w przypadku ewentualnej śmierci całej tej serii nie uronię nawet jednej łzy.