"Oddana przyjaciółka" wraca do zamachów w Paryżu, ale nie tak, jak sądzicie – recenzja serialu Max
Mateusz Piesowicz
11 października 2024, 13:13
"Oddana przyjaciółka" (Fot. Max)
15 listopada 2015 roku cały świat śledził tragiczne doniesienia z paryskiego teatru Bataclan. "Oddana przyjaciółka" wraca do ofiar i świadków tych zdarzeń, ale nie w taki sposób, jak można by zakładać.
15 listopada 2015 roku cały świat śledził tragiczne doniesienia z paryskiego teatru Bataclan. "Oddana przyjaciółka" wraca do ofiar i świadków tych zdarzeń, ale nie w taki sposób, jak można by zakładać.
Dla Christelle Blandin (Laure Calamy, "Gdzie jest mój agent?"), podstarzałej punkówy z Paryża, tamten listopadowy wieczór zapowiadał się jak każdy inny. Wyjście na miasto, nieudana randka, chwila na zapijanie smutków w samotności i powrót do domu, w którym mieszka sama z matką. Seria zamachów terrorystycznych sprawiła jednak, że jej życie uległo całkowitej zmianie, podobnie jak w przypadku setek innych ofiar, świadków i ich bliskich. Problem tylko w tym, że Chris nie należała do żadnej z tych grup.
Oddana przyjaciółka – o czym jest serial platformy Max?
Debiutujący dzisiaj miniserial "Oddana przyjaciółka" to ekranizacja opartej na faktach książki "La mythomane du Bataclan" autorstwa Alexandre'a Kauffmanna, a zarazem pierwsza francuska produkcja platformy Max. Nie dziwi mnie ani trochę, że padło akurat na taką historię, bo trzeba przyznać, że rzecz jest wprost skrojona pod telewizję – mocna i trzymająca w napięciu, a przy tym iście sensacyjna i wywołująca silne emocje. A zapewniam was, że te w trakcie czteroodcinkowego sezonu (widziałem przedpremierowo całość) będą tylko rosły.
Akcję śledzimy, począwszy od koszmarnego wieczoru na ulicach Paryża, przez cały ten czas towarzysząc Chris i obserwując jej kolejne ruchy. Te natomiast są dalekie od oczekiwanych, bo jeśli myśleliście, że nasza bohaterka będzie, tak jak cały świat, współczuć poszkodowanym i opłakiwać zamordowanych, to nic z tego. Chris jest znacznie bardziej aktywna, dostrzegając w całej sytuacji okazję dla siebie.
Podając się za przyjaciółkę jednej z ofiar, przenika do społeczności ocalałych i osób związanych z tragedią, stając się tam wiodącą postacią. Od postów w mediach społecznościowych, przez prywatne spotkania z przeżywającymi dramat ludźmi w rodzaju z trudem wracającej do siebie Emilie (Annabelle Lengronne, "Matka i syn"), aż po założenie grupy wsparcia i oficjalną działalność prospołeczną, Chris wkręca się w sytuację coraz bardziej, a wraz z jej zaangażowaniem rośnie też góra kłamstw, którymi się otacza. Po co to wszystko? Czy materialne korzyści są tego warte? I kto tak w ogóle robi?
Oddana przyjaciółka to historia o traumie i patologii
Tego rodzaju pytania będziecie sobie zadawać podczas seansu od samego początku, a ich nasilenie będzie rosło wprost proporcjonalnie do znaczenia Chris w życiach poszkodowanych z Bataclan. Przeciwnie z kolei do wątpliwości, jakie można mieć wobec bohaterki, która co prawda sama twierdzi, że jest ludziom potrzebna, a prawda nikogo nie obchodzi, ale której czyny najczęściej jednoznacznie przeczą słowom, wywołując w najlepszym razie niechęć, a w najgorszym zwykłą odrazę.
Bo jakiekolwiek byłoby wasze początkowe nastawienie wobec Chris, gwarantuję, że raczej prędzej niż później stanie się ono negatywne. Jestem przekonany, że próby zrozumienia czy logicznego uzasadnienia jej zachowania porzucą w końcu nawet najbardziej wytrwali, co jednak nie oznacza, że w którymkolwiek momencie przestanie ona fascynować. O nie, wręcz przeciwnie. Ta fascynacja będzie tylko rosła, tak samo jak napięcie związane z jej potencjalną wpadką, gdy co bardziej spostrzegawcze i odporne psychicznie osoby z otoczenia Chris, jak choćby szefujący zrzeszającej ocalałych organizacji Leon (Arieh Worthalter, "Dzień Bastylii"), zaczną zauważać, że w jej historii coś nie gra.
Będzie zatem po części "Oddana przyjaciółka" swoistą zabawą w kotka i myszkę między Chris a ludźmi próbującymi ją zdemaskować, ale to wcale nie jest główny atut serialu. Choć reżyser Just Philippot ("Chmara") potrafi zrobić pożytek z danego mu materiału, skutecznie podkręcając emocje, scenarzyści są jednak bardziej zainteresowani intymną stroną historii i psychologicznym aspektem całej sprawy. Zarówno z perspektywy radzących sobie z traumą ofiar, jak i na swój sposób żerującej na nich Chris.
Oddana przyjaciółka jako studium groźnej mitomanii
Oglądanie tej nabierającej z biegiem czasu na znaczeniu zależności jest tym ciekawsze, gdy zestawimy ją z prywatnym obrazem Chris. Ten, jak możecie się domyślić, jest zupełnie inny od publicznego, bo zawiera dorosłą kobietę, której życie zawodowe nie istnieje, a osobiste jest w rozsypce, która mimo to (albo właśnie z tego powodu) cały swój czas i energię poświęca pielęgnowaniu kompletnie patologicznej sytuacji. Bez sensu?
Taka byłaby najprostsza odpowiedź, ale twórcy nie chcą na szczęście stawiać banalnych tez, pozwalając widzom samym podrążyć w ich poszukiwaniu. To duża zaleta nie tylko dlatego, że ich serial unika dzięki temu łopatologii, ale także z tego powodu, że pozwalają zabłysnąć aktorsko Laure Calamy, która przekazuje więcej za pomocą gestów i mimiki, niż skrzących się od fałszu dialogów. Prawda na temat jej bohaterki jest zupełnie gdzie indziej i wcale nietrudno ją dostrzec, choć zdecydowanie nie jest to widok miły dla oka.
Bo muszę was ostrzec, że choć oglądanie "Oddanej przyjaciółki" to przeżycie satysfakcjonujące, absolutnie nie można nazwać go przyjemnym. W tym przypadku mamy bowiem do czynienia z serialem, przy którym dyskomfort psychiczny jest tak duży, że chwilami odczuwałem go fizycznie, chcąc odwrócić wzrok od ekranu. Nawet najstraszniejsze horrory nie bywają tak przerażające, jak widok bezbronnych ludzi, którzy doznawszy krzywdy, nieświadomie brną w kolejną.
Oddana przyjaciółka – czy warto oglądać serial Max?
Jeżeli jednak zaakceptujecie fakt, że produkcja platformy Max może być trudna w odbiorze, to mogę wam ją ze względnie czystym sumieniem polecić. Czemu względnie? Nie da się ukryć, że podjęty tu temat, choć niewątpliwie ważny i wart dyskusji, zostaje koniec końców sprowadzony do kuriozum. Nie jest to rzecz jasna poziom brukowca, ale wciąż dominującym odczuciem po seansie było u mnie rozczarowanie tym, że niewiele czasu poświęcono tu pytaniu: dlaczego?
Pod tym względem nie jest więc "Oddana przyjaciółka" psychologiczną wiwisekcją na poziomie – żeby nie szukać zbyt daleko – "Reniferka", a czymś mimo wszystko o klasę słabszym i pozbawionym choćby zbliżonych analiz ludzkiego zachowania. Zresztą sam sposób, w jaki dosłownie poupychano tu odwołania do przeszłości Chris i w ostatniej chwili rzucono hasłem "mitomania", sporo mówią na temat twórczych priorytetów. Podchodząc jednak do całości z lekkim zainteresowaniem, ale bez przesadnych oczekiwań, dostałem w sumie więcej, niż się spodziewałem.