"Zbrodnie po sąsiedzku" w 4. sezonie nabijają się z Hollywood w znakomitym towarzystwie – recenzja
Marta Wawrzyn
27 sierpnia 2024, 09:01
"Zbrodnie po sąsiedzku" (Fot. Hulu)
"Zbrodnie po sąsiedzku" wracają z kolejnym wypakowanym gwiazdami sezonem i raz jeszcze udowadniają, że mogą się w to bawić bez końca. 4. sezon satyry na true crime jest dziwny, uroczy, bardzo celny i zaskakująco świeży.
"Zbrodnie po sąsiedzku" wracają z kolejnym wypakowanym gwiazdami sezonem i raz jeszcze udowadniają, że mogą się w to bawić bez końca. 4. sezon satyry na true crime jest dziwny, uroczy, bardzo celny i zaskakująco świeży.
4. sezon i nie tylko nie widać zmęczenia materiału, ale jeszcze do serialu lgną kolejne hollywoodzkie gwiazdy z pierwszej ligi? To się właściwie nie zdarza w telewizji, a jednak "Zbrodnie po sąsiedzku" nie tylko dokładnie to robią, ale też sprawiają wrażenie, jak gdyby robiły to od niechcenia, przede wszystkim wkręcając nas w zagadkę kryminalną, a wszystkie inne cudowne rzeczy serwując niejako przy okazji i na marginesie.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 4 – satyra na Hollywood
A trzeba przyznać, że zagadka kryminalna jest w najnowszym sezonie (widziałam przedpremierowo siedem odcinków z dziesięciu) inna niż dotychczasowe, bo osobista dla jednego z bohaterów, co czyni śledztwo znacznie bardziej emocjonalnym i znacznie trudniejszym. Jedno i drugie będzie wielką siłą i wielkim plusem tego sezonu.
4. sezon "Zbrodni po sąsiedzku" zaczyna się jednak zaskakująco – jeśli pamiętacie cliffhanger z Sazz Pataki (Jane Lynch) leżącą na podłodze w kuchni Charlesa (Steve Martin) – bo od naszego tria pijącego szampana w rzeczonej kuchni i żartującego, że "mają szczęście, jeśli chodzi o morderstwa w swoim budynku" i że jest to "pewna wada ich modelu biznesowego". Po ciele dublerki Charlesa nie ma śladu, a ponieważ w tym samym czasie przychodzi propozycja z Hollywood, on, Oliver (Martin Short) i Mabel (Selena Gomez) pakują manatki i lecą sprawdzić, co ma do zaoferowania fabryka snów. Co się stało z ciałem Sazz? Czy znów zostaliśmy oszukani? Tego dopiero się dowiemy.
Na perypetiach w Los Angeles upływa nam cały 1. odcinek, już dostępny na Disney+, i trzeba przyznać, że to dobre wprowadzenie w klimat 4. sezonu, w którym miłość do kina przeplata się z satyrą na tych, którzy to kino tworzą, i całą pretensjonalność, pustkę, cynizm itp., itd. hollywoodzkiego światka. Reprezentują go na ekranie bezwzględna producentka Bev Melon (Molly Shannon, "Biały Lotos"), ekscentryczny duet reżyserek zwany siostrami Brothers (Catherine Cohen, "Search Party", i Siena Werber, "Nowy smak wiśni"), ciapowaty scenarzysta Marshall (Jin Ha, "Pachinko"), a także trójka cudownie zblazowanych, każde na swój sposób, aktorów: Eva Longoria ("Gotowe na wszystko"), Eugene Levy ("Schitt's Creek") i Zach Galifianakis ("Kac Vegas"). Wszystko zaczyna się od pomysłu na film o trójce naszych podcasterów – to w nich mają wcielić Longoria i spółka – a kończy na metazabawie, prowadzącej w dużo dziwniejszych kierunkach niż cytowanie "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie".
Tak wypakowanego nazwiskami sezonu jeszcze nie było, a jednocześnie tworzącym "Zbrodnie po sąsiedzku" Steve'owi Martinowi i Johnowi Hoffmanowi nie da się zarzucić, że kogokolwiek potraktowali po macoszemu. Nie, nawet małe role są tutaj napisane z pomysłem i dają aktorom pole do popisu, a jednocześnie historia, której są częścią, sprawia zaskakująco świeże wrażenie. Jak gdyby "Zbrodnie po sąsiedzku" mogły bawić się swoją formułą w nieskończoność, zmieniając tylko nieco scenerię, gdzie rozgrywają się kolejne zabawne perypetie kryminalne. W tym sezonie znaczna część komedii opiera się na zderzeniu światów – Nowy Jork kontra Los Angeles, przykurzeni celebryci ze Wschodniego Wybrzeża kontra prawdziwi hollywoodzcy wyjadacze, naiwność ludzi, którzy nie mieli styczności z branżą w tym wydaniu, kontra cwaniactwo tych, dla których to jest codzienność. I żeby było ciekawiej, w pewnym momencie trudno powiedzieć, po której stronie znajduje się Loretta (Meryl Streep), ukochana Olivera, robiąca karierę w LA w spin-offie serialu o bardzo długiej i równie absurdalnej nazwie.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 4 – mnóstwo znanych twarzy
Hollywoodzka część intrygi to jednak zaledwie połowa misternej układanki, jaką jest 4. sezon "Zbrodni po sąsiedzku". Już w 2. odcinku Charles, Oliver i Mabel wracają do domu, do Arconii i zaczynają rozpracowywać sprawę zniknięcia Sazz. Do gry wchodzą mieszkańcy zachodniego skrzydła budynku – wszyscy dziwni i podejrzani, a wcielają się w nich m.in. Kumail Nanjiani ("Dolina Krzemowa"), Richard Kind ("Bo się boi") i Desmin Borges ("You're the Worst") – którzy ze względu na to, że ich okna są naprzeciwko okien kuchni Charlesa, teoretycznie mieli największe szanse, żeby wziąć na celownik Sazz.
I znów wypada powtórzyć komplementy pod adresem fantastycznie odjechanych postaci i wcielających się w nie aktorów, błyskawicznie wpasowujących się w specyficzny światek serialu, gdzie komedia zawsze wiąże się z drugim dnem. Do ekipy dołącza też świnka imieniem – cóż za okrutny żart! – Hammy, czyli Szyneczka. Kwestia tego, czy dostanie ona własny odcinek podcastu czy nie, zapewne się rozstrzygnie.
Jakby atrakcji było mało, dodam jeszcze, że w 4. sezonie "Zbrodni po sąsiedzku" jest kilka niezapowiedzianych powrotów, a także cały odcinek dziejący się w New Jersey z się Melissą McCarthy ("Dziewięcioro nieznajomych") w roli siostry Charlesa, godnej sąsiadki Carmeli Soprano. Nie wraca za to – przynajmniej w tych siedmiu odcinkach – Jesse Williams jako Tobert, a wielu widzów zapewne ucieszy wiadomość, że w tym sezonie serial daje sobie spokój z romansami Mabel. Ogólnie zresztą wątków romansowych jest mniej, w zamian postawiono na inne, mniej oczywiste emocje.
Jak wspomniałam, zagadka kryminalna w nowych odcinkach ma wymiar osobisty, właściwie więcej niż jeden. Po pierwsze, pojawia się pytanie, czy morderca polował na Sazz czy jednak na Charlesa. Po drugie, podcasterzy, aby dowiedzieć się, kto zabił Sazz, muszą rozplątać tajemnicę tego, kim tak właściwie była Sazz. Zagłębianie się w emocjonalną stronę całej sytuacji z jednej strony sprawia, że widz łatwiej angażuje się w intrygę, jako że ofiara była kimś bliższym niż jej poprzednicy. Z drugiej, otworzona zostaje prawdziwa puszka Pandory, jaką jest życie Charlesa i relacje, które zbudował, a to, jak niewiele on sam wiedział o swojej dublerce, jest wręcz uderzające. I właśnie to stanowi o sile 4. sezonu "Zbrodni po sąsiedzku", który przy całym swoim pokręceniu i złożoności jest w stanie sprowadzić sprawę do najprostszych ludzkich emocji.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 4 – Arconia jak Sandomierz?
Na koniec wypada mi tylko powtórzyć dokładnie to, co pisałam rok temu o 3. sezonie "Zbrodni po sąsiedzku": przed wami kolejny wyśmienity sezon, a przy tym kolejny sezon, kiedy "Zbrodnie po sąsiedzku" zaskakują swoją świeżością i urokiem, sprytnie uciekając przed oskarżeniami o repetetywność. Po dwóch sezonach w Arconii i jednym na Broadwayu Hoffman i spółka zdecydowali się jeszcze bardziej powiększyć świat serialu, i raz jeszcze dokonali świetnego wyboru, wychodząc na zewnątrz, ale wciąż jednak stawiając na to, na czym znają się najlepiej: satyrę na przemysł rozrywkowy, dającą wielkie pole do komediowego popisu i wszelkiego rodzaju zabaw formą.
Efektem jest kolejny sezon czystej, eskapistycznej rozrywki, za którą jednak stoi coś więcej niż tylko chęć rozśmieszania nas bez końca. Sezon, który pozwala wierzyć, że oni mogą tak lecieć w nieskończoność, rozśmieszając nas, wkręcając i pomysłowo bawiąc się formą. Arconia ma potencjał, by stać się miejscem, gdzie stężenie morderstw jest większe niż w Sandomierzu z "Ojca Mateusza" czy Oksfordzie z seriali o inspektorze Morsie, ale czy komuś to naprawdę przeszkadza? Wydaje się, że dopóki Selena Gomez, Martin Short i Steve Martin – z towarzyszeniem Meryl Streep, która chyba już zostanie stałym dodatkiem do serialu, choć szkoda, że nie występuje we wszystkich odcinkach – będą chcieli się w to bawić, wszystko będzie w porządku. Scenarzystom nie zabraknie pomysłów na nowe twisty i nowe historie, a widowni chęci, żeby to dalej oglądać.
Wszystko jest na najlepszej drodze, abyśmy dostali kolejny sezon "Zbrodni po sąsiedzku", a tymczasem cieszcie się tym, odnotowujcie w głowie wszystkie szczegóły i wciąż dajcie się zaskoczyć – bo właśnie po to mamy ten niesamowicie przyjemny serial.