"Branża" od HBO w 3. sezonie spełnia oczekiwania i przemienia się w naszą nową "Sukcesję" – recenzja
Marta Wawrzyn
12 sierpnia 2024, 19:39
"Branża" (Fot. BBC/HBO/Simon Ridgway)
Czasem serial jest świetny od 1. odcinka, czasem trzeba poczekać cztery lata. "Branża" od HBO i BBC to ten drugi przypadek, ale możecie mi wierzyć – jeśli jej nie oglądacie, sporo tracicie. 3. sezon to już poziom hitowej "Sukcesji".
Czasem serial jest świetny od 1. odcinka, czasem trzeba poczekać cztery lata. "Branża" od HBO i BBC to ten drugi przypadek, ale możecie mi wierzyć – jeśli jej nie oglądacie, sporo tracicie. 3. sezon to już poziom hitowej "Sukcesji".
"Branża" powraca dziś na HBO z 3. sezonem, a ja jestem już po przedpremierowym seansie całości (osiem odcinków) i nie mogę się nadziwić, jak niesamowicie ten serial się zmienił, odkąd potraktowałam bardzo ostro premierę prawie cztery lata temu.
Teraz nie tyle chcę powiedzieć "moja culpa", ile przyznać, że koprodukcja HBO i BBC o dwudziestolatkach próbujących przetrwać w brutalnym świecie finansów, przeszła robiącą wrażenie ewolucję. Ewolucję, którą było widać już w przypadku 2. sezonu – ale to 3. sezon jest tym, w którym twórcy serialu, Mickey Down i Konrad Kay, sami niegdyś związani z tytułową branżą, pokazują, że to zawsze miało być coś więcej niż miks "Sukcesji" z "Euforią". Dodajmy, że niepotrzebnie "sprzedawany" nazwiskiem reżyserki pilota, Leny Dunham ("Dziewczyny"), która od początku niespecjalnie tu pasowała.
Branża sezon 3 – serial HBO idzie w stronę Sukcesji
W 1. sezonie "Branża" była z jednej strony nie najłatwiejszym seansem, ze względu na ogromną ilość żargonu finansowego i uzależniania od tego, na ile widz jest w nim biegły, rozumienia może nie wszystkich, ale przynajmniej części głównych twistów. Z drugiej strony, wydawało się, że młodzi bohaterowie, zachowujący się jak wypuszczone z klatki wilczki, nie stanęli jeszcze wystarczająco na własnych nogach, aby ich losy rzeczywiście zaczęły nas obchodzić. Miks jednego z drugim czynił seans niespecjalnie satysfakcjonującym, a sposób, w jaki serial ubarwiał fabułę ostrym seksem i imprezami na odreagowanie potwornego stresu, w jakim ciągle znajdowali się bohaterowie, miał w sobie coś odrzucającego, a przy tym dość sztampowego. Ot, "it's not porn, it's HBO".
2. sezon "Branży", już bez udziału Dunham, był tym, w którym postacie – na czele z Harper (Myha'la), Yasmin (Marisa Abela), Robertem (Harry Lawtey) i Gusem (David Jonsson) – zaczęły się rozwijać i odważnie szukać własnych dróg, także poza branżą. Trochę szkoda, że na Serialowej go pominęliśmy, niemniej jednak dopiero sezon 3 jest tym, o którym mogę powiedzieć z przekonaniem: to właśnie jest HBO, jakie znam i kocham. Od szukającego swojego "ja" serialu young adult "Branża" w cztery lata przeszła drogę do mięsistego dorosłego dramatu w najlepszym wydaniu. Dramatu, który wciąż pokazuje świat londyńskich finansistów bez filtra, ale też czuje się na tyle pewnie, jeśli chodzi o swoje postacie, że coraz częściej opiera się na ich relacjach, wychodząc poza budynek banku i pod względem złożoności idąc w stronę "Sukcesji".
Po części to efekt tego, że dzięki kilkuletnim przeskokom w czasie główni bohaterowie "Branży" dorośli, a po części zawdzięczamy to skupieniu się także na – wyznaczających wzorce w Pierpoint & Co. i współodpowiedzialnych za toksyczność całej branży – starszych postaciach, jak Eric (Ken Leung) czy Rishi (Sagar Radia). Pokazując w 3. sezonie kolejną fazę dorastania Harper, Yasmin i spółki, "Branża" łączy w sobie najlepsze cechy takich seriali, jak wspomniana "Sukcesja", ale też "Żona idealna" czy "Billions". Szczucie cycem przestało już zastępować fabułę, a kokainowe wybryki – rozwój postaci. W 3. sezonie "Branża" mądrze, świadomie i z rozmysłem zagłębia się w relacje międzyludzkie rodem z horroru, pokazując je w całej swojej dysfunkcyjnej krasie.
Branża sezon 3 – Kit Harington w jednej z głównych ról
Jeśli oglądacie serial – spoilerów będzie dalej niewiele z tego względu, że podejrzewam, iż mogą to czytać osoby, które dotąd nie zetknęły się z "Branżą" – musicie wiedzieć o 3. sezonie kilka rzeczy. Po pierwsze, serial wychodzi poza Pierpoint & Co., jako że Harper ma już nową pracę i buduje od nowa swoją pozycję w branży. Po drugie, ogromną część fabuły zajmuje historia Yasmin, rozpoczynająca się od imprezy na jachcie i zniknięcia jej ojca. Po trzecie, wątek sir Henry'ego Mucka (Kit Harington, "Gra o tron") i jego wchodzącej na giełdę firmy, która obiecuje dostarczyć Brytyjczykom zieloną energię, również jest w tym sezonie kluczowy – to nie tylko klient Pierpoint & Co., który dostał najwięcej miejsca ze wszystkich, ale też postać spinająca ze sobą kilka wątków. I naprawdę super, bo tak znana twarz to szansa na zdobycie nowej publiki dla serialu.
Zmienia się trochę główna obsada – podobnie jak kiedyś "Żona idealna", "Branża" bardzo odważnie dokonuje przetasowań, jeśli chodzi o sprawy firmowe, niektórych bezlitośnie (i bez ostrzeżenia) zwalniając, a innych przywracając na pierwszy plan. Bohaterem, który pewnie najbardziej w tym sezonie poruszy wasze serca, jest Robert, zaczynający od pobudki w bardzo mrocznym miejscu (dosłownie i metaforycznie) i przechodzący przez istne piekło, by wreszcie coś zrozumieć na swój temat.
Fenomenalny odcinek – jest to odcinek 4 – ma Rishi, bohater stanowiący przerażające uosobienie uzależnienia od adrenaliny, które w mniejszym lub większym stopniu łączy wszystkie tutejsze postacie. W tym przypadku aż trudno uwierzyć, że w takim napięciu da się spędzić godzinę z kimś, kto w sumie aż tak widzów wcześniej nie obchodził. Podobnie zresztą sprawa ma się z Erikiem, którego życie w 3. sezonie "Branży" rozpada się na wiele sposobów. Wśród najważniejszych nowych nabytków w tym sezonie znajdują się Sarah Goldberg ("Barry") jako Petra, postać istotna dla Harper, a także Miriam Petche ("Fatalna czarownica") jako Sweetpea, nowa dziewczyna w Pierpoincie.
Najciekawsze w 3. sezonie "Branży" jest to, jak odważnie twórcy wychodzą poza budynek banku i to, w czym czują się najbardziej komfortowo – czyli tematykę czysto finansową. Oglądając wątki angielskich arystokratów i nowobogackich, spędzając czas z zaszczutą przez tabloidy Yasmin czy podróżując do imponujących wiejskich posiadłości albo na konferencję klimatyczną, gołym okiem dostrzeżecie inspiracje "Sukcesją". "Branża" nie wymyśla koła na nowo, ale bardzo sprawnie rozbudowuje fabułę, wrzucając swoich bohaterów w nieco inne rejony tego samego świata i każąc im się orientować – oraz wreszcie, do cholery, dorosnąć. A przy tym bardziej niż kiedykolwiek serial jest istnym kłębowiskiem pokręconych relacji i chorych emocji.
Branża – sezon 3 serialu HBO i BBC to prawdziwy hit
I prawdopodobnie właśnie to ostatnie stanowi o sukcesie 3. sezonu "Branży". Bardzo długie budowanie postaci i związków między nimi wreszcie się zwraca. Momenty prawdziwej przyjaźni i czystej nienawiści między Yasmin i Harper są zasłużone jak nigdy dotąd. Robert przechodzi zaskakującą drogę na jeszcze większe dno, ale też – wreszcie – ku znacznej samoświadomości. Jest mroczniej niż kiedykolwiek i głębiej niż kiedykolwiek, a przy tym znacząco poszerza się spektrum. Działalność finansistów zostaje przedstawiona na tle wielkiej polityki i walki o wpływy na najwyższych szczeblach. Nasze "dzieciaki" wciąż bywają w tym naiwne, trochę jak Shiv, Kendall i spółka, ale taki już ich urok (zwłaszcza Yasmin). Studenckie dramaty wyraźnie zastępuje jednak prawdziwe dorosłe życie, w którym dosłownie "człowiek człowiekowi wilkiem".
Zanim dotrzecie do finału tej znacznie doroślejszej i totalnie pozbawionej złudzeń "Branży", będziecie mieć wrażenie, że wydarzyło się bardzo dużo – zwłaszcza że odcinki rzadko już schodzą poniżej godziny, a finał ma prawie 75 minut, i każda minuta wypakowana jest treścią – i nikt już nie jest tą osobą, którą poznaliście w 2020 roku, a jednocześnie każdy w stu procentach nią pozostał. A przy tym to wszystko są w pełni zasłużone, wypracowane przemiany. Nie muszę chyba dodawać, że bardzo rzadko prowadzące w dobrym kierunku, jakkolwiek byśmy tego słowa nie rozumieli?
Podobnie jak "Sukcesja", "Branża" stawia na bardzo mroczny, ciężki dramat, z okazjonalnym dodatkiem czarnej komedii. Bohaterowie, którzy przeżyli kilka lat w ciągłym transie, na ciągłym haju i w ciągłym pędzie, wreszcie znajdują parę chwil, żeby się zatrzymać – zwykle zmuszeni do tego przez błyskawiczny upadek na froncie, na którym dali z siebie wszystko – i zadać sobie jedno czy dwa poważne pytania o to, co właściwie robią i w jakim celu. A wypracowane w bólach, po ciężkich przejściach, wnioski prowadzą ich do wyborów, jakich byśmy najgorszemu wrogowi nie życzyli.
Gdzieś w tle przewijają się tematy obecne od początku w "Branży", jak wpisany w tę kulturę seksizm i mobbing czy uprzywilejowanie i klasowość we współczesnym społeczeństwie. A bohaterowie, przy pełnej świadomości sytuacji, wciąż raczej decydują się wesprzeć toksyczny system i znaleźć w nim w miarę wygodne miejsce, niż z nim walczyć. W końcu to praca, za którą miliony dziewczyn i chłopaków dałyby się zabić. Oglądajcie, niezależnie od tego, czy świat finansów to wasza bajka czy nie. Warto.