4. sezon "The Umbrella Academy" to słodko-gorzki finał serialu, który zasługiwał na więcej – recenzja
Marta Wawrzyn
8 sierpnia 2024, 16:13
"The Umbrella Academy" (Fot. Netflix)
Składający się z zaledwie sześciu odcinków 4. sezon "The Umbrella Academy" to mocno przyspieszone pożegnanie z serialem, który i mógł być czymś więcej, i zasługiwał na więcej. Czemu mimo wszystko warto to obejrzeć?
Składający się z zaledwie sześciu odcinków 4. sezon "The Umbrella Academy" to mocno przyspieszone pożegnanie z serialem, który i mógł być czymś więcej, i zasługiwał na więcej. Czemu mimo wszystko warto to obejrzeć?
Po czterech sezonach i zaledwie 36 odcinkach kończy się "The Umbrella Academy", komiksowa produkcja, z którą Netflix wiązał kiedyś ogromne nadzieje. Dziś już wiemy, że nie zostaną one spełnione, bo nie dość że finałowy znacznie skrócono, to jeszcze wyrzucono do kosza spin-off o The Sparrow Academy, zaś showrunner serialu, Steve Blackman, prawdopodobnie nie ma już w Netfliksie czego szukać po głośnych oskarżeniach o tworzenie toksycznego środowiska pracy. Pozostaje liczyć na komiksy.
The Umbrella Academy sezon 4 – jak zakończył się serial?
Sam finałowy sezon "The Umbrella Academy" (który widziałam już w całości), choć absolutnie nie jest zły i ma wiele uroczych, zabawnych, jak również bardzo emocjonalnych momentów, sprawia wrażenie mocno przyspieszonego. Twórcy dostali sześć odcinków na zamknięcie tej bogatej, skomplikowanej, dopiero tak naprawdę rozkręcającej się historii – takie wrażenie było zwłaszcza po świetnym 3. sezonie "The Umbrella Academy" – i zrobili, co mogli, żeby jakoś zamknąć najważniejsze wątki i zaoferować widzom ostatnią wspólną przygodę/misję rodzeństwa Hargreevesów.
Jak pewnie pamiętacie, 3. sezon zakończył się spektakularną akcją w Hotelu Nicość, która doprowadziła do całkowitego zresetowania osi czasu. Viktor (Elliot Page), Luther (Tom Hopper), Allison (Emmy Raver-Lampman), Piątka (Aidan Gallagher), Klaus (Robert Sheehan), Diego (David Castañeda) i Ben (Justin H. Min) utracili swoje moce i rozeszli się każde w swoim kierunku. Początek 4. sezonu wyjaśnia, jak każde z nich sobie radzi w życiu. Viktor wylądował w Kanadzie, Allison wychowuje córkę i próbuje pracować jako aktorka, Diego z Lilą (Ritu Arya) są nudnym małżeństwem z przedmieścia, Klaus wytrzeźwiał i został paranoikiem bojącym się własnego cienia, Luther znalazł nową ścieżkę kariery, podobnie jak Piątka – tyle że są to ścieżki bardzo, bardzo różne. W większości nie utrzymują ze sobą kontaktu, oczywiście do momentu, kiedy będą musieli połączyć siły po raz ostatni, żeby raz jeszcze uratować świat.
Ich ostatnia misja oczywiście ma odpowiednią wagę, co w połączeniu ze zbyt małą liczbą odcinków i koniecznością zamknięcia osobistych wątków tak dużej grupy postaci, powoduje, że finałowy sezon "The Umbrella Academy" sprawia wrażenie zrobionego po łebkach. Choć to nie jest tak, że serial o czymś superważnym zapomina, nikt ani nic nie otrzymuje wystarczająco dużo miejsca i uwagi, abyśmy mogli poczuć się w pełni usatysfakcjonowani. Dotyczy to również antagonistów, których zagrali jedni z najlepszych aktorów komediowych, Nick Offerman, ("The Last of Us", "Parks and Recreation") i jego żona Megan Mullally ("Will i Grace", "Parks and Recreation").
The Umbrella Academy sezon 4 – emocje i ostatnia misja
Fabuła 4. sezonu "The Umbrella Academy" kręci się wokół dziwnego, tajemniczego stowarzyszenia zwanego Strażnikami, które aż za dobrze przypomina różne oszołomskie organizacje z naszej rzeczywistości. W tym przypadku mamy do czynienia z dwójką naukowców z południowych stanów – narysowanych bardzo grubą kreską, ale nie da się ukryć, że fenomenalnie zagranych przez Offermana i Mullally, mających w tym wydaniu wiele z tej samej energii, co kiedyś w "Parks and Recreation" – którzy tylko na pierwszy rzut oka wyglądają na nieszkodliwych wariatów. Co Gene i Jean wiedzą o rodzeństwie Hargreevesów, ich działalności i różnych osiach czasu? Jak wiele zrobią, aby przywrócić świat do jedynie słusznego porządku? No cóż, sami zobaczcie.
Patrzenie na ten duet jest czystą przyjemnością, miło też widzieć na ekranie Davida Crossa ("Arrested Development"), choć akurat on nie ma tu zbyt wiele do roboty. Nie brakuje porąbanych scenek, a koniec końców wszystko, co się dzieje w wątku Strażników, okazuje się logiczną częścią większej całości i doprowadza głównych bohaterów do miejsca, w którym będą musieli podjąć najważniejszą decyzję swojego życia. A po drodze będzie sporo pokręconego humoru, dziwnych pomysłów (jak miasteczko w świątecznym klimacie, gdzie dochodzi do rozwałki z elfami, mikołajami etc.), emocji i scen, w których będziemy mogli podziwiać chemię, jaką ma ta obsada po pięciu latach. To z pewnością nie jest zły sezon, a jednak im bardziej zbliżamy się do końca ostatniej misji Hargreevesów, tym bardziej frustracja dominuje nad zachwytem.
Jedni z bohaterów dostają zakończenia, na jakie zasługują – powiedzmy, że należy do nich Reginald (Colm Feore), choć i to zostało straszliwie przyspieszone – inni niekoniecznie. W centrum uwagi jest Ben, którego tajemnice zostają rozwikłane, ale który też nie dostaje wystarczająco dużo czasu, abyśmy mogli faktycznie się nim przejąć. Jak zawsze, wiele szalonych momentów ma Klaus, nawet w "nudnej" wersji pozostający najbardziej ekscentrycznym bohaterem "The Umbrella Academy". Ale prawdziwą ozdobą okazuje się wspólny wątek Lili i Piątki, po których pewnie nikt się nie spodziewał, że tak świetnie wypadną razem. Co jednak z tego, skoro i tutaj sprawy nie doczekały się satysfakcjonującego rozwiązania, bo trzeba było od razu pędzić dalej.
The Umbrella Academy sezon 4 – słodko-gorzki finał
Koniec końców 4. sezon "The Umbrella Academy" to najlepszy finał, jaki mogliśmy dostać w zaistniałych okolicznościach. Twórcy otrzymali sześć godzin na dokończenie historii, która mogła mieć jeszcze kilka sezonów, i zrobili, co się dało, aby jakoś zamknąć wszystkie wątki. Nie możemy więc powiedzieć, że serial skasowano, wyrzucono do kosza i nie pozwolono go godnie zakończyć – tak nie jest. Ale jednak faktem jest, że do kasacji doszło, zarzucono plany rozbudowywania uniwersum i po tym finale zostaje wrażenie, że "The Umbrella Academy" mogła być czymś więcej. I ta uwaga dotyczy także jakości samego serialu, mającego wszystko, aby stać się kolejnym blockbusterem na miarę "Stranger Things", a jednak nigdy nie spełniającego tak wysokich oczekiwań. Dysfunkcyjna rodzina potrzebowała więcej niż jednego sezonu, żeby się rozkręcić, a kiedy już to uczyniła, okazało się, że nie przekonała do siebie masowej widowni.
Ale pomijając już kwestię tego, że serial nie okazał się superhitem, na jaki wszyscy liczyli, wydaje się też, że Netflix mógł jednak zamówić na koniec pełny sezon "The Umbrella Academy", który dałby czas na godne zamknięcie wątków całej grupy bohaterów. Bo na przykład taki Viktor w tych sześciu odcinkach jest zepchnięty na margines i dostaje jakieś 30 sekund na rozwiązanie skomplikowanych spraw z ojcem.
Szkoda, że sprawy zostały tak bardzo przyspieszone, niemniej jednak ten sezon wciąż dostarczy wam wiele frajdy i emocji. Nie ma więc powodu, aby go nie obejrzeć, nie usłyszeć po raz ostatni "I Think We're Alone Now" i nie pożegnać się z rodzeństwem, którego życie było jednym wielkim kryzysem egzystencjalnym – z supermocami w tle. Nie zapomnijcie też o obejrzeniu napisów końcowych ze zdjęciami zza kulis – i sceny po napisach. To niby nic wielkiego, ale ten sympatyczny obrazek zostanie z wami na dłużej.