"Knuckles" to przyzwoita propozycja rozrywkowa dla całej rodziny – recenzja serialu z uniwersum Sonica
Karol Urbański
3 sierpnia 2024, 11:01
"Knuckles" (Fot. Paramount+)
Od dziś w SkyShowtime możecie oglądać serial "Knuckles", spin-off filmowej serii "Sonic: Szybki jak błyskawica", który jej wzorem łączy animację i live action. Czy warto poświęcić temu tytułowi kilka godzin?
Od dziś w SkyShowtime możecie oglądać serial "Knuckles", spin-off filmowej serii "Sonic: Szybki jak błyskawica", który jej wzorem łączy animację i live action. Czy warto poświęcić temu tytułowi kilka godzin?
Filmowe uniwersum Sonica rozrasta się w imponującym tempie. W ciągu czterech lat do kin trafiły dwa filmy o łącznym przychodzie ponad 700 baniek, a w streamingu zadebiutował odcinkowy spin-off "Knuckles", który pod względem technicznym wcale nie ustępuje pełnemu metrażowi. W momencie premiery (w USA było to w kwietniu) serial pobił kilka rekordów dla Paramount+, a na grudzień tego roku szykowana jest kolejna część przygód kosmicznego jeża z kosmosu. W niej do aktorskiego gwiazdozbioru dołączy zresztą sam Keanu Reeves.
Knuckles – o czym jest serial? Jak ma się do filmów?
Debiutujący dziś w całości w SkyShowtime sześcioodcinkowy "Knuckles" (widziałem przedpremierowo całość) może i znacząco nie poszerza uniwersum znanego z kultowej serii gier SEGI, ale stanowi przyzwoite przeniesienie realiów z filmów Sonica na warunki telewizyjne. W końcu stawką nie są tutaj losy świata, ale tak przyziemne sprawy, jak dom, przyjaźń czy turniej gry w kręgle. Wzorem kinowych widowisk sprzed kilku lat to też propozycja rozrywkowa dedykowana całej rodzinie.
Każdy z odcinków trwa ok. 25-30 minut więc podczas jednego posiedzenia macie ekwiwalent długaśnego filmu familijnego. Jeśli nie pamiętacie wydarzeń z poprzedniego "Sonica", serial wyręczy was odpowiednim wstępem, toteż nie musicie martwić się o fabularne zagmatwanie. Gwoli ścisłości, przypomnę jednak, o co się tutaj rozchodzi. Knuckles (powracający do roli Idris Elba) debiutował w filmie "Sonic 2: Szybki jak błyskawica" jako złoczyńca, ale ostatecznie przeszedł na stronę głównego bohatera (powracający, lecz tylko gościnnie Ben Schwartz).
W filmie kolorowe futrzaki walczyły ze sobą o magiczny szmaragd, który gwarantował swojemu zdobywcy supermoce, tj. jeszcze większe supermoce. Po tym, jak Knuckles został wyrolowany przez Doktora Robotnika (niepojawiający się tutaj niestety Jima Carreya), bohater poznał istotę przyjaźni i zaufał ekipie Sonica. Rodzina superszybkiego jeża adoptowała czerwoną kolczatkę i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. To właśnie mniej więcej w tym momencie zaczyna się fabuła serialu.
Knuckles – serial SkyShowtime dla całej rodziny?
Problem z "żyli długo i szczęśliwie" pojawia się dość szybko. Knuckles, dumny i uzależniony od adrenaliny wojownik, prędko orientuje się, że spokojne życie w małym ziemskim miasteczku zaczyna go nudzić. Karaoke, komiksy czy gry wideo uwielbiane przez Sonica prowadzą do irytacji, a zdecydowanie bardziej niż baseball interesują go awantury i rozróby. Zaczyna się więc desperacka walka Knucklesa o poszukiwanie wyzwania godnego prawdziwego wojownika.
Szansa na wyzwanie nadarza się za sprawą Wade'a Whipple'a (Adam Pally) – pierdołowatego gliniarza z okolicy, którego możecie pamiętać z filmów. Ten dzieciak zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny (patrz: Andy Dwyer z "Parks and Recreation" w wersji family friendly) zostaje wyrzucony ze swojej drużyny kręglarskiej tuż przed najważniejszym turniejem w jego życiu. No i któż inny miałby zrobić z niego wojownika, jak nie Knuckles? Bohaterowie szybko łapią sztamę i ruszają w kierunku Reno – amerykańskiej stolicy bowlingu.
Podróż do Nevady nie należy jednak do najłatwiejszych. Po drodze naturalnie pojawia się sporo kłopotów, z których to Knuckles i Wade muszą się wzajemnie ratować. Na ogonie siedzą im skorumpowani agenci G.UN. (Kid Cudi, "Entergalactic" i Ellie Taylor, "Ted Lasso"). List gończy za Wade'em wysłał jego były kumpel/łowca nagród, Jack Sinclair (Julian Barratt, "Wielka"), a supermoce Knucklesa rozpaczliwie chce przejąć szalony złol, w którego wciela się Rory McCann ("Gra o tron").
Pozostałe atrakcje filmowcy szykują nam za sprawą wizyty u rodziny Wade'a (nie ma to jak świętowanie szabatu w uniwersum Sonica), względnie pomysłowych musicalowych numerów czy zdecydowanie przydługiego turnieju gry w kręgle, o którym błędnie pomyślano tutaj w ramach "widowiskowego" finału. Jeśli to wszystko brzmi dla was absurdalnie, to jesteście na dobrym tropie. To właśnie absurd wyróżnia bowiem "Knucklesa" na tle filmów o Sonicu. Jest tu groteskowo, przebojowo i niekiedy bardzo… niezręcznie.
Knuckles – czy warto oglądać serial SkyShowtime?
Komedia sytuacyjna stoi na podobnym poziomie, co filmy (tym również nie można odmówić cringe'u), ale scenarzyści "Knucklesa" częściej uderzają w tony groteski i absurdu, czerpiąc inspiracje z wielu najntisowych hitów począwszy od "Farciarza Gilmore'a" aż po "Facetów w czerni". W gorszych momentach komedia w serialu przypomina tanie produkcje dla nastolatków, które zwykły zalewać Nickelodeon. Ogólnie rzecz biorąc, poziom humoru jest dość nierówny. Na każdy trafiony żart przypada parę innych, po których zaśmieją się pewnie tylko najmłodsi.
Nic zresztą dziwnego, że to pewnie tej grupie wiekowej "Knuckles" przypadnie do gustu najbardziej. Poza kilkoma dostrzegalnymi tu i ówdzie nawiązaniami do popkultury serial nie ma zbyt wiele do zaoferowania dojrzalszemu widzowi. Z racji skupienia fabuły wokół wspólnych perypetii kolczatki i Wade'a "Knuckles" przypomina poniekąd familijną wersję niedawnego "Teda". Podczas gdy jeden z nich jest życiowym nieudacznikiem o złotym sercu, drugi – ten animowany – bierze swój żywot zdecydowanie za poważnie. Doprawdy urocza z nich parka.
W momencie debiutu wśród fanów uniwersum pojawiła się krytyka z uwagi na to, że to Wade stanął w centrum fabuły zamiast Knucklesa. Choć wielbicielem lore serii nigdy nie byłem, trudno nie zgodzić się z fandomem. Z uwagi na to, ile miejsca zajmuje w opowieści człowiek – względem kolczatki – serial powinien nazywać się "Knuckles i Wade". Dość powiedzieć, ze w 5. i 6. odcinku tytułowy bohater schodzi na dalszy plan i przez długi czas w ogóle nie pojawia się na ekranie.
Pomimo wielu wad Knuckles to koniec końców przyzwoita trzygodzinna zabawa dla całej rodziny, która oferuje podobny poziom rozrywki, co filmy o Sonicu. Serial ma przyzwoite tempo, a pod względem akcji, przepychu czy efektów specjalnych wcale nie ustępuje swym kinowym kuzynom. Jeśli szukacie propozycji na lekki i niezobowiązujący seans w towarzystwie młodszej części familii, "Knuckles" powinien spełnić swój cel. Kto wie, może nawet parę razy się zaśmiejecie. Ja tak zrobiłem.