"How to Live with Your Parents" (1×01-03): Komedia, która miała być urocza
Marta Wawrzyn
22 kwietnia 2013, 21:01
Na komedię o irytująco długim tytule czekałam, bo wiadomo: Sarah Chalke, Elisabeth Perkins, Brad Garrett. I po trzech odcinkach muszę stwierdzić, że poza dobrymi aktorami nie ma w serialu ABC nic fajnego.
Na komedię o irytująco długim tytule czekałam, bo wiadomo: Sarah Chalke, Elisabeth Perkins, Brad Garrett. I po trzech odcinkach muszę stwierdzić, że poza dobrymi aktorami nie ma w serialu ABC nic fajnego.
Pewnie już wiecie, że "How to Live with Your Parents (for the Rest of Your Life)" to kit, bo Nikodem z upodobaniem wrzuca kolejne odcinki do Kitów tygodnia. Ja po pilocie nie chciałam mieć z tym serialem więcej do czynienia, ale poczucie recenzenckiego obowiązku skłoniło mnie do obejrzenia kolejnych odcinków. I bardzo bym chciała powiedzieć, że jest dobrze. Ale nie jest.
W pilocie serialu Polly (Sarah Chalke) wprowadza się ze swoją 6-letnią córką (Rachel Eggleston) do rodziców, po rozwodzie z mężem, Julianem (Jon Dore). Co ciekawe, rozwiedzeni małżonkowie wciąż się ze sobą przyjaźnią i sobie pomagają. Całe szczęście, bo na pomoc rodziców – a dokładniej mówiąc, matki i ojczyma – Polly nie ma co liczyć. Elaine (znana z "Trawki" Elisabeth Perkins) i Max (Brad Garrett) zachowują się jak dzieci i odpowiedzialność jest ostatnią cechą, o jaką można ich posądzać.
Dobre wyjście do zabawnej komedii? Teoretycznie tak – zwłaszcza że mamy takie czasy, jakie mamy. Coraz więcej dorosłych dzieci wraca do domu rodziców, bo w kryzysowej gospodarce nie może znaleźć dla siebie miejsca. O ich życiowych perturbacjach można by nakręcić niejeden porządny komediodramat.
Ale "How to Live with Your Parents" (pozwolicie, że będę skracać ten straszny tytuł) nie ma ambicji przekazywania prawdy o tych czasach i o tym pokoleniu. To iście slapstickowa komedia o córce, która stara się być rozsądna i mieć jakieś życie, oraz tak przerysowanych, że aż nierzeczywistych rodzicach. W pilocie Elaine dużo mówi o seksie, o tym, jaka to jest otwarta i jak bardzo jest dumna ze swoich orgazmów. Z kolei Max ma jedno jądro – tę informację będę pamiętać długo, bo na różne sposoby została ona powtórzona jakieś trzy razy.
"Jestem taka urocza" – mówi w pewnym momencie matka Polly. I naprawdę chciałabym się z tym zgodzić i powiedzieć, że Elisabeth Perkins jest w tej roli urocza, ale, kurcze, po prostu nie jest. Nikt z bohaterów nie jest uroczy, nawet wypowiadająca swoje kwestie w szalonym tempie Sarah Chalke, której przecież o brak talentu komediowego posądzić się nie da.
Dwa kolejne odcinki – z Polly wracającą do biegania i dającą nauczkę rodzicom, oraz z imprezą oscarową – są w pewnym sensie jeszcze słabsze od pilota. Pokazują, że ten serial jest totalnym bałaganem, zupełnie jak życie Polly. Dialogi zupełnie nie śmieszą, próby opowiedzenia jakiejkolwiek fajnej historii nie wypalają. Zabawne w zamierzeniu dopiski pisakiem na ekranie co najwyżej człowieka irytują zamiast śmieszyć.
Nie, nie uważam, że ten serial to totalny kit. Na Sarah Chalke i Elisabeth Perkins mogłabym patrzeć, nawet gdyby czytały instrukcję obsługi pralki. Ale coś tu wyraźnie nie klika. Miało być uroczo – nie jest. Miało być zabawnie – nie jest. Miało być oryginalnie – nie jest.
Co w takim razie jest? Średniak, i to taki z raczej niższej półki. Średniak, na którego nie zwróciłabym w ogóle uwagi, gdyby nie nazwiska aktorów, którzy grają główne role. Niby nie ogląda się go bardzo źle – ale też nie ma po co go oglądać.