"Glee" (4×18): Odcinek inny niż wszystkie
Marta Rosenblatt
16 kwietnia 2013, 18:44
"Shooting Star" nie wpisał się w tradycje słabych powrotów "Glee". W końcu scenarzyści zaserwowali nam coś strawnego.
"Shooting Star" nie wpisał się w tradycje słabych powrotów "Glee". W końcu scenarzyści zaserwowali nam coś strawnego.
Nic nie zapowiadało, że "Shooting Star" będzie odcinkiem godnym zapamiętania. Prawdę mówiąc, pierwsze 15 minut spokojnie można wyciąć i wrzucić do szufladki z etykietą "nudne perypetie nowych dzieciaków, które nikogo nie interesują". Myślę, że o wiele lepiej byłoby, gdyby zamiast tego nudziarstwa były sceny z Nowego Jorku. Mógłby być nawet Kurt i jego poduszkowy chłopak – wszystko jedno, i tak byłoby to ciekawsze niż Ryder i jego poszukiwania dziewczyny z internetu. Swoją drogą, dlaczego mam jakieś dziwne przeczucie, że tą dziewczyną jest Unique?
Kocham Lorda Tubbingtona, ale nawet on nie uratował sytuacji. Jedynym plusem był powrót Beiste. Cieszę się, że wróciła. Ta postać zasługuje na jakiś szczęśliwy moment. Wydawać się może, że Ken Tenaka to idealny mężczyzna dla Shannon. Prawdę mówiąc, stęskniłam się za nim, pewnie dlatego, że przypomina mi pierwszy sezon. Z chęcią zobaczyłabym też inne stare postaci, takie jak April Rhodes.
Oczywiście, tę początkową nudę można tłumaczyć budowaniem napięcia. Kolejny zwyczajny dzień w McKinley, a potem trzęsienie ziemi. Nie ma wątpliwości, że tym odcinkiem RIB nawiązują do sprawy w Newtown i włącza się w dyskurs na temat posiadania broni w USA. Nie jest to nowość – siedem lat temu (to naprawdę już siedem lat?) mieliśmy podobny odcinek "One Tree Hill" ("With Tired Eyes, Tired Minds, Tired Souls, We Slept"). Widzę pewne podobieństwa, ale nie będę się pastwić nad Ryanem Murphym. Najgorsze jest to, że przez te siedem lat absolutnie nic się nie zmieniło. I nie zmieni się, póki w imię absurdalnego postrzegania wolności dostęp do broni będzie tak dziecinnie łatwy.
Sceny w sali prób były naprawdę niezłe i trzymały w napięciu. Strach i płacz dzieciaków, przerażenie i bezsilność. W ekstremalnych sytuacjach skrywane emocje wypływają na wierzch. Nie inaczej było w tym wypadku. Kitty wyznała prawdę Marley. Miałam nadzieję na coś mocniejszego, ale pamiętajmy że "Glee" to wciąż lekki serial, a nie thriller.
Nagrania z kamery telefonu były równie przejmujące co nierozważne. Nagrywać film, a co za tym idzie robić hałas podczas, gdy zachowanie ciszy jest sprawą najważniejszą – takie rzeczy tylko w "Glee". Tak na marginesie, czekałam tylko aż Blaine wyzna miłość Kurtowi. Czy to SMS-em, czy przed nagrywającym Artiem.
W pamięci utkwi mi najbardziej scena bezbronnej i przerażonej Brittany w łazience. A pisząc o pannie Pierce, nie można nie wspomnieć o Samie. Widać było, jak bardzo zależy mu na B. Wygląda na to, że oboje się kochają. Przykro mi to mówić, ale czas pożegnać się z Brittaną. To koniec. Shipperzy Brittany, poddajemy się. Co prawda Santana powiedziała, że nigdy nie odpuści, ale spójrzmy na to realnie. Sam i Britt pasują do siebie. Choć na początku ta para wydawała mi się wzięta z kosmosu, teraz widzę, że to było dobre posunięcie RIB. Aha, i jedna maleńka prośba, Chord – umyj włosy, a potem je skróć.
Na koniec najważniejsza sprawa – Sue. Chyba nikt się nie spodziewał, że odejdzie w taki sposób. Oczywiście jej zachowanie w stosunku do Becky nie powinno być niespodzianką. Sue była i jest jędzą, ale Becky zawsze okazywała złote serce. Trudno powiedzieć, czy jej odejście z McKinley będzie ostateczne. Faktem jest, że co najmniej od dwóch sezonów scenarzyści nie mają pomysłu na tę postać. Jej ciągła walka z glee clubem przejadła się. Czas na coś nowego, czas zmienić otoczenie. Być może Sue pojawi się triumfalnie w Nowym Jorku? Myślę, że nie jest to zły pomysł. "Glee" bez Jane Lynch straciłoby bardzo wiele. A zważywszy na to że i tak ma teraz mało do zaoferowania, nawet nie chcę sobie wyobrażać jak wyglądałby ten serial bez Sue Sylvester.
W "Shooting Star" mieliśmy tylko trzy piosenki i niewątpliwie nie one były w tym odcinku najważniejsze, więc wstrzymam się z dłuższą oceną. Napiszę tylko, że w historii serialu raczej się nie zapiszą.
Miejmy nadzieję, że w następnym odcinku będziemy mieli mniej dramatów. Wielkie przesłuchanie Rachel, powrót Shelby i starej ekipy. Jedno jest pewne – będzie się działo.