"Supacell" wychodzi poza schemat i przynosi sporo frajdy – recenzja serialu Netfliksa o superbohaterach
Nikodem Pankowiak
30 czerwca 2024, 18:03
"Supacell" (Fot. Netflix)
Uważacie, że produkcje superbohaterskie przestały w jakikolwiek sposób zaskakiwać widzów, a gatunek zaczął zjadać swój własny ogon? Jeśli tak, "Supacell" może przekonać was, że oryginalność jeszcze nie umarła.
Uważacie, że produkcje superbohaterskie przestały w jakikolwiek sposób zaskakiwać widzów, a gatunek zaczął zjadać swój własny ogon? Jeśli tak, "Supacell" może przekonać was, że oryginalność jeszcze nie umarła.
"Supacell" to brytyjski serial Netfliksa, który dość niespodziewanie przebił się na czołowe miejsca w serialowym topie tej platformy w wielu krajach, także w Polsce. Stworzona, wyprodukowana, napisana i wyreżyserowana przez rapera Rapmana produkcja to coś, co można byłoby określić jako artystyczne kino superbohaterskie, zdecydowanie wyłamujące się schematom i próbujące być czymś więcej niż wyłącznie czystą rozrywką. Czy to się udało?
Supacell – o czym jest serial Netfliksa od Rapmana?
Dostawca Michael (Tosin Cole, "61. ulica"), pielęgniarka Sabrina (Nadine Mills, "Sliced"), handlujący trawką Rodney (Calvin Demba, Life), były skazaniec Andre (Eric Kofi-Abrefa, "Dopasowani") i członek gangu Tazer (Josh Tedeku, "Boarders"). Co ich łączy? Wszyscy są zupełnie przeciętnymi, czarnymi mieszkańcami południowego Londynu. Podobnych do nich ludzi są tysiące, jeśli nie miliony, ale z jakiegoś powodu to właśnie oni nagle pozyskali supermoce. Jak łatwo się domyślić, wywróci to ich życie do góry nogami.
Poza kolorem skóry naszych bohaterów zdaje się nic nie łączyć, nie wiadomo więc, dlaczego to akurat oni zyskali moce. Dla niektórych staną się one wręcz trudnym do okiełznania przekleństwem, inni potraktują je jak błogosławieństwo. Niepisanym przywódcą grupy zostanie Michael, który został przeniesiony w przyszłość i będzie próbował powstrzymać nie tylko koniec znanego nam świata, ale także śmierć swojej ukochanej (Adelayo Adedayo, "Policjant").
I choć to właśnie Michaela można potraktować jako centralną postać tej opowieści, pozostali bohaterowie to także ludzie z krwi i kości. Ich historie czasem będą tragiczne, czasem zupełnie zwyczajne, jak to w życiu bywa, ale w każdym z nich znajdziemy coś, co pozwoli nam nawiązać z nimi więź. Przynajmniej na tyle, byśmy faktycznie zaczęli martwić się o ich losy, gdy na ich trop wpadnie tajemnicza organizacja, próbująca powstrzymać ich działania.
Supacell – serial superbohaterski, ale trochę inny
"Supacell" z całą pewnością będzie kojarzone z "Misfits", świetnym superbohaterskim serialem sprzed kilkunastu lat, w którym również moce zyskali do bólu przeciętni Brytyjczycy. Różnica jest taka, że serial Netfliksa jest znacznie bliższy współczesnemu odbiorcy i ma mocniej zarysowane tło społeczne. To produkcja, gdzie poruszane są aktualne dziś tematy, którą z całą pewnością możemy wpisać w nurt blaxploitation. I właśnie dzięki temu, że serial nie boi się dyskusji, fabuła potrafi tak mocno wybrzmieć.
Ale ponieważ "Supacell" to wciąż produkcja superbohaterska, nie brakuje tu także momentów lżejszych, gdy widzowie mogą po prostu nacieszyć się faktem, że bohaterowie serialu mają supermoce. Jeśli komuś określenie "niecodzienna produkcja superbohaterska" kojarzy się wyłącznie z "The Boys", rozczarowanie będzie nieuniknione. "Supacell" nie zanurza się bowiem w przerysowanym szaleństwie, okazji na spuszczenie powietrza z balonika szuka gdzie indziej. I choć takich okazji nie brakuje, w gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z rasowym dramatem.
Supacell – czy warto oglądać serial Netfliksa?
Dramatem, który oczywiście nie unika powielania schematów znanych z kina superbohaterskiego. Mamy tu typowe oswajanie się z mocami i naukę korzystania z nich, imponujące sceny walk i budowanie drużyny, która razem przeciwstawi się złu. Tak więc "Supacell", mimo że próbuje być "czymś więcej", nie odcina się od swoich superbohaterskich korzeni, wręcz chętnie z nich korzysta, by przerabiać je na własną modłę i używać do własnych, trochę bardziej wzniosłych, celów.
"Supacell" wyraźnie pokazuje, że posiadanie supermocy dla przeciętnego czarnego mieszkańca Londynu jest czymś zupełnie innym niż dla białego multimiliardera czy żołnierza amerykańskiej armii. Rapman w swoim serialu chętnie wszystkie te różnice eksploruje i kładzie przy tym akcent na tematy społecznych nierówności i nie tylko. Netflix przyzwyczaił nas, że choć tego typu tematyki znajdziemy w tym serwisie na pęczki, zwykle przodują w niej produkcje bardziej niszowe. Tymczasem proszę, ten dość niespodziewany hit jest ich pełen.
Choć wydaje się, że jako polscy widzowie możemy ten serial odbierać zupełnie inaczej niż czarna publika, wciąż powinniśmy po "Supacell" sięgnąć. I, jak pokazuje netfliksowy top, sięgnęliśmy chętnie. Ten serial o grupie dość niespodziewanych superbohaterów ma niewątpliwe walory edukacyjne, ale wciąż to produkcja, która na czysto rozrywkowym poziomie może dostarczyć wiele frajdy, dzięki czemu nie zamyka się na żadnego widza. Czyżby zatem Rapman, twórca "Supacell" niespodziewanie stał się Jordanem Peele'em superbohaterskiego kina?