"Hannibal" (1×01): Smakowite danie
Nikodem Pankowiak
9 kwietnia 2013, 21:02
Wszyscy, którzy widzieli "Milczenie owiec", wiedzą, że to film wybitny i poprzeczkę dla innych produkcji z Lecterem zawiesił wysoko. Jednak nawet jeśli Mikkelsen to nie Hopkins, serialowemu Hannibalowi warto dać szansę.
Wszyscy, którzy widzieli "Milczenie owiec", wiedzą, że to film wybitny i poprzeczkę dla innych produkcji z Lecterem zawiesił wysoko. Jednak nawet jeśli Mikkelsen to nie Hopkins, serialowemu Hannibalowi warto dać szansę.
Póki co to nie Lecter gra pierwsze skrzypce w serialu. Stoi nieco z boku, momentami intrygując i budząc niepokój, a pierwszy plan oddaje rozchwianemu Willowi Grahamowi. To właśnie ten utalentowany, ale jednocześnie (jak to często bywa z utalentowanymi ludźmi) niestabilny psychicznie twórca profili kryminalistów gra, przynajmniej na razie, pierwsze skrzypce w serialu. Widzowie mogą obserwować jego sugestywne wizje z miejsca zbrodni i nie tylko. Z facetem wyraźnie jest coś nie tak, dzięki temu ta postać wydaje się bardzo interesująca. Wcielający się w nią Hugh Dancy balansuje jednak na granicy rozdygotania, którą jego żona, Claire Danes, już przekroczyła w "Homeland". Kto wie, może pobierał od niej jakieś korepetycje…
To, co rzuca się w oczy niemal od razu, to świetne zdjęcia. Wrażenie robią zwłaszcza mroczne, bardzo głębokie wizje Willa w połączeniu z pulsującą w uszach muzyką. W ogóle od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Jak na standardy telewizji ogólnodostępnej jest to serial bardzo brutalny. Nawet jeśli krew nie leje się strumieniami (na szczęście), niektóre z obrazów zostają w pamięci na dłużej, jak np. dziewczyna wbita w poroże jelenia czy scena krojenia płuc (nieco przesadzona, fakt, jednak nadal porażająca). Kulinarne insynuacje, choć są może pójściem nieco na łatwiznę, również przyprawiają o ciary. Mads Mikkelsen najlepsze momenty zalicza wtedy, gdy je lub mówi i je (śniadanie z Willem).
Sama postać tytułowego bohatera zasługuje oczywiście na osobny akapit. Niestety, póki co nie jest to Hannibal idealny. Wiadomo, że żaden aktor nie doścignie swoim kunsztem Hopkinsa. Zresztą, nie chcę, by Mikkelsen był drugim Hopkinsem, wierzę, że będzie w stanie stworzyć własną oryginalną kreację. Pytanie tylko, czy będzie ona w stanie zainteresować widza równie mocno. Póki co jest z tym różnie, bywają sceny lepsze i nieco gorsze, na szczęście żadna z nich nie była zła. Mistrz zbrodni i kuchni dopiero pokazuje swoje pazury, a jednocześnie wydaje się coraz bardziej zaintrygowany Willem. Ciekawe, kiedy ten zorientuje się, że Lecter wcale nie jest tym, za kogo wszyscy go uważają. Wygląda na to, że powoli coś wyczuwa, ale pewnie minie trochę czasu, zanim dojdzie do ich starcia.
Sceny z tą dwójką są póki co chyba najmocniejszym punktem serialu, na ich tle słabiej wypada Laurence Fishburne, o którym (jak i o reszcie bohaterów drugoplanowych) można powiedzieć jedynie tyle, że jest. Czasem krzyknie na podwładnych, ale jego bohater nie zaciekawia widza póki co nawet na moment. Z drugiej strony, zbyt duża ilość zbyt wyrazistych bohaterów na pewno nie wyszłaby na dobre serialowi, szybko moglibyśmy się zmęczyć oryginalnością wypływającą z ekranu.
Oczywiście Amerykanie nie wykazali szczególnego zainteresowania serialem, do czego przyczyniła się także NBC, umieszczając go w paśmie śmierci (czwartek o godz. 22:00). Miejmy jednak nadzieję, że "Hannibal" utrzyma poziom zaprezentowany w pilocie, a następnie otrzyma zamówienie na kolejny 13-odcinkowy sezon. Szkoda byłoby, aby prawdopodobnie najlepsza premiera tego sezonu w telewizjach ogólnodostępnych poszła na dno mimo prezentującej dużo słabszą formę konkurencji.