"The Boys" w 4. sezonie jest jeszcze bardziej pokręcone, mroczne i aktualne niż zwykle – recenzja
Mateusz Piesowicz
13 czerwca 2024, 08:02
"The Boys" (Fot. Amazon Prime Video)
Groteskowa przemoc, wylewające się z ekranu obrzydliwości i dialogi gęste od wulgaryzmów, a to wszystko w historii, która aż za bardzo przypomina rzeczywistość. "The Boys" wróciło w formie!
Groteskowa przemoc, wylewające się z ekranu obrzydliwości i dialogi gęste od wulgaryzmów, a to wszystko w historii, która aż za bardzo przypomina rzeczywistość. "The Boys" wróciło w formie!
Politycznie umocowany celebryta staje przed sądem. Skrajnie spolaryzowane społeczeństwo śledzi publiczny proces, ale jego rezultat i tak nie ma żadnego znaczenia. Zwolenników oskarżonego nie obchodzą wszak ani wyrok, ani kolejne skandale z jego udziałem. Gotowi są go bronić i wspierać wbrew wszystkiemu. Czasy, gdy ten musiał się pilnować i strzec swoich mrocznych sekretów przed wyjściem na jaw już minęły, a Homelander (Antony Starr) doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Bo nie pomyśleliście o nikim innym, prawda?
The Boys coraz bliżej rzeczywistości w 4. sezonie
"The Boys" nie jest i nigdy nie było typem serialu, którego twórcy ukrywali polityczne aluzje za grubą zasłoną skomplikowanych metafor. Jego nowa odsłona dobitnie to potwierdza, bo przedstawiona tu wizja zwichrowanego świata w wielu aspektach odbija rzeczywistość niczym w zwierciadle i to niekoniecznie krzywym. Przeciwnie, często można się w nim przejrzeć jak w zwyczajnym lustrze i to pomimo faktu, że 4. sezon oglądamy przeszło rok od zakończenia zdjęć do niego (premiera została odłożona przez branżowe strajki). Dzięki temu jest nawet bardziej aktualny.
Debiutująca właśnie w serwisie Amazon Prime Video seria (na platformie od dziś dostępne trzy z ośmiu odcinków, ja widziałem przedpremierowo wszystkie poza finałem) zaczyna się w momencie, gdy świat w szybkim tempie zmierza do apokalipsy. Wspomniany proces Homelandera sądzonego za zabójstwo gapia, który rzucił plastikową butelką w jego syna, to tylko jeden z tego aspektów. Innym jest fakt, że oto supek znajduje się o krok od prezydentury w USA, a wiceprezydent elekt Victoria Neuman (Claudia Doumit) i jej poplecznicy bynajmniej nie zamierzają na tym poprzestać, szykując się do przejęcia pełni władzy.
W takich właśnie okolicznościach spotykamy ponownie Chłopaków, którzy stają przed zadaniem powstrzymania nieuchronnie zbliżającej się katastrofy, samymi nie będąc jednak w dobrym miejscu. Choć to w sumie za mało powiedziane – nasi bohaterowie są praktycznie w rozsypce. Najbardziej widać to rzecz jasna po Billym Butcherze (Karl Urban), który po eksperymentach z V stał się balansującym na krawędzi śmierci wrakiem człowieka, ale pozostali nie mają się wiele lepiej. I jak ta ekipa ma uratować bezrefleksyjnie pędzący ku przepaści świat?
The Boys w 4. sezonie znów ugina się od wątków
Znając już "The Boys", nikogo nie zdziwi, że nowy sezon to całe mnóstwo krzyżujących się, biegnących równolegle lub z łoskotem zderzających się wątków. Z jednej strony mamy Homelandera, który zyskując publiczne poparcie dla swoich psychopatycznych występków, mierzy się jednocześnie z własną śmiertelnością i czymś na kształt kryzysu wieku średniego. Odpowiedzią jest sięgnięcie po pełnię władzy, ale także wychowanie sobie następcy w osobie Ryana (Cameron Crovetti), jeszcze nie do końca świadomego sadystycznego charakteru tatusia.
Z drugiej strony w walce o duszę chłopaka nie odpuszcza Butcher, którego dręczą przy tym własne demony (czasem bardzo dosłowne), a do zdecydowanych działań zachęca dawny kumpel i nowy partner – równie mocno antysupkowo nastawiony Joe Kessler (Jeffrey Dean Morgan, "The Walking Dead"). Nihilistyczne podejście tej dwójki nie wszystkim jednak odpowiada, co prowadzi do zaostrzających się konfliktów Butchera z pozostałymi, którzy pod przewodnictwem MM (Laz Alonso) bynajmniej nie pozbyli się wewnętrznych konfliktów i osobistych problemów.
Te dręczą bowiem wszystkich, od rozdartego między lojalnością wobec staczającego się Butchera a resztą ekipy Hughiego (Jack Quaid), przez próbującą zerwać z wizerunkiem Starlight Annie (Erin Moriarty), po targanych wspomnieniami bolesnej przeszłości Frenchiego (Tomer Capone) i Kimiko (Karen Fukuhara). Zawierzanie losów kraju i świata w rękach takiej drużyny to proszenie się o kłopoty, ale lepszego wyboru nie ma. Dla pocieszenia można jednak powiedzieć, że przeciwnik, choć potężny i uzbrojony we wszelkiego rodzaju wpływy i możliwości, też musi mierzyć się z różnego rodzaju przeciwnościami.
The Boys w 4. sezonie ostro nabija się z szurów i prawicy
Homelanderowi i jego starciom z własną śmiertelnością, dziedzictwem i bandą otaczających go lizusów towarzyszy w tym sezonie kilka ciekawych motywów. Twórcy pozwolili po raz kolejny zabłysnąć Antony'emu Starrowi, począwszy od eksploracji przeszłości jego bohatera, a skończywszy na zmaganiach z resztką tkwiącego w nim człowieczeństwa, uwalniając go jednocześnie od ścisłego związku z Butcherem. Owszem, konflikt tych dwóch nadal stanowi istotny punkt programu, ale już nie wszystko kręci się wokół niego, co pozwala mocno poszerzyć perspektywę.
To dzieje się z kolei w dużej mierze za sprawą dwóch nowych członkiń Siódemki – Petardy (Valorie Curry, "The Following") i Siostry Sage (Susan Heyward, "Orange Is the New Black"). Pierwsza to "prawdziwa amerykańska patriotka", ciesząca się uwielbieniem radykałów podcasterka, której krucjata przeciwko Starlight to z jednej strony celne i ostre obśmianie prawicowego środowiska, a z drugiej element większego planu, za który odpowiada Sage. Druga spośród nowych nabytków flagowej superbohaterskiej ekipy Vought to bowiem najmądrzejsza osoba na świecie, której błyskotliwy umysł ma przywrócić Siódemce dawny blask, jednocześnie eliminując konkurencję.
Serial robi fabularny pożytek zarówno z jednej, jak i z drugiej bohaterki, choć o ile Petarda pasuje tu jak ulał, będąc idealną satyrą na szurskie poglądy, teorie spiskowe i patocelebryckich ekstremistów, o tyle Sage wydaje się trochę wyciągnięta z innej bajki. Jasne, taki też był cel, ale mimo wszystko trudno pozbyć się wrażenia, że funkcjonuje tu wyłącznie dlatego, że twórcy potrzebowali wśród czarnych charakterów postaci, którą można posądzić o myślenie, a dotąd się takiej nie dorobili. I wszystko byłoby w porządku, gdyby tylko trzymali się tego do końca, ale niestety ostatecznie wygrywają stare przyzwyczajenia.
The Boys sezon 4, czyli jeszcze więcej wszystkiego
Tych bowiem "The Boys" się w 4. sezonie nie pozbywa, nadal mieszając fantastyczne pomysły z efekciarskimi wypełniaczami i nie zapewniając dość przestrzeni wszystkim bohaterom, którzy na to zasługują. Apelowanie w tym momencie o odchudzenie scenariusza o kilka postaci byłoby jednak bezsensowne, więc zostaje przyjąć serial z całym dobrodziejstwem inwentarza. Także z niedopracowanymi wątkami osobistymi, które wbrew pozorom dotyczą nie tylko drugiego planu.
Inna sprawa, że pogodziwszy się ze znanymi od lat problemami "The Boys", trudno mimo wszystko nie docenić twórczej inwencji i zdolności pożenienia ze sobą mnóstwa pojedynczych historii. Fabularnie 4. sezon może być pod tym względem wręcz najlepszym ze wszystkich (zwłaszcza że do palety wątków dochodzą jeszcze istotne nawiązania do spin-offu – "Pokolenia V"), nawet jeśli jest równocześnie nieco powtarzalny, zwłaszcza pod względem społecznego komentarza. Szczególnie, że wszelkie braki udaje się skutecznie zatuszować całą masą równie specyficznych, co wręcz spektakularnych "przyjemności" właściwych dla tej historii.
Jakiego rodzaju to atrakcje, to już sami doskonale wiecie, dlatego nie będę ostrzegał wrażliwych – zresztą ci już z pewnością zdążyli serial porzucić. Pozostali widzowie będą się natomiast przy 4. sezonie "The Boys" bawić doskonale, czy to penetrując jeszcze nieznane zakamarki ludzkiego organizmu, czy uczestnicząc w barwnej bat micwie w stylu "Wspaniałej pani Maisel", czy słuchając, jak cudownie przerzucają się "pi**ami" Karl Urban i Jeffrey Dean Morgan. Wyobraźnia twórców pod tym względem naprawdę nie zna granic.
O tym, że takie granice pod względem fabularnym już jednak istnieją, przekonaliśmy się niedawno wraz z wiadomością o tym, że kolejny sezon "The Boys" będzie ostatnim. Czy ta informacja w jakimś stopniu wpływa na odbiór 4. serii? Jeśli już, to raczej pozytywnie. Po prostu dobrze jest wiedzieć, że Eric Kripke ma na tę historię konkretny pomysł i dokładnie wie, dokąd ona zmierza. Nowe odcinki nas do tego końca niewątpliwie przybliżają, jednocześnie pozostawiając w niepewności i nie dając odpowiedzi, jaki on dokładnie będzie. Poza tym, że szokujący, niemoralny i absolutnie odrzucający, bo co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości i już zacieram ręce.