"Peryferia" w 2. sezonie rozwiązują jedne zagadki, żeby zadać kolejne – recenzja serialu Amazona
Mateusz Piesowicz
18 maja 2024, 12:02
"Peryferia" (Fot. Amazon Prime Video)
"Peryferia", lepiej znane jako serial z Joshem Brolinem i dziurą, wróciły z 2. sezonem, w którym stonowano dziwactwa na rzecz bardziej klasycznej fantastyki. Czy to dobrze?
"Peryferia", lepiej znane jako serial z Joshem Brolinem i dziurą, wróciły z 2. sezonem, w którym stonowano dziwactwa na rzecz bardziej klasycznej fantastyki. Czy to dobrze?
Przyznam szczerze, że odkąd "Peryferia" dwa lata temu zaznajomiły nas z pewną dziurą w ziemi w stanie Wyoming, zdążyłem zapomnieć zarówno o serialu Amazona, jak i o tym, że dostał on zamówienie na 2. sezon. Czuję się jednak usprawiedliwiony, bo choć po pierwszych odcinkach mieszanka westernowej sagi w stylu "Yellowstone" z surrealistycznym sci-fi wydawała mi się intrygująca, później mój zapał ostygł. Ale wiadomo, "czas jest jak rzeka", więc do kontynuacji podszedłem z nowymi nadziejami, licząc na kilka odpowiedzi.
Peryferia – co się dzieje w 2. sezonie serialu?
Dobra wiadomość jest taka, że owszem, "Peryferia" tych odpowiedzi udzielają. Gorsza, że za każdą z nich kryje się jeszcze więcej tajemnic, a już całkiem zła, że dojście do jakichkolwiek wyjaśnień zajmuje twórcom całe wieki. I nie, nie mam tu na myśli serialowych podróży w czasie, a tempo, które mimo krótszego sezonu (siedem odcinków, wszystkie są już dostępne na Prime Video) ani trochę nie przyspieszyło.
Chociaż teoretycznie powinno być inaczej. W końcu poprzednio rozstawaliśmy się z familią Abbottów w intrygujących okolicznościach, wśród których tratujące wszystko na swojej drodze stado bizonów było tylko jedną z licznych niespodzianek. Na pewno nie największą dla Royala (Josh Brolin) dopiero co odkrywającego, że próbując się wzajemnie zabić z Autumn (Imogen Poots), strzelał do własnej, choć trochę starszej, wnuczki. Tej samej, która w młodszej wersji została porwana przez swoją zaginioną od miesięcy matkę, i której ojciec chwilę wcześniej dał nura do przenoszącej ludzi w czasie dziury. Cóż, działo się.
W 2. sezonie, kontynuującym historię dokładnie od momentu, w którym została urwana, też zatem dziać się powinno. Rzecz w tym, że twórcy "Peryferii", choć komplikują całą sytuację jeszcze bardziej, nie korzystają z nadanego wcześniej akcji rozpędu, zamiast tego dosłownie rozwlekając ją na setki lat. Zapomnijcie więc o szybkich rozwiązaniach – na te przyjdzie trochę poczekać.
Peryferia mnożą wątki, którym brakuje znaczenia
Czym zajmujemy się w międzyczasie? Chciałoby się powiedzieć, że wszystkim. Od prób odbudowania rozbitej rodziny przez Royala i Cecilię (Lili Taylor), przez odkrywającą własną tożsamość i duchowość Autumn, po przygody podróżujących w czasie Joy (Tamara Podemski) i Perry'ego (Tom Pelphrey). Zdarzy się nam przy tym spędzić cały odcinek w towarzystwie Indian w XIX wieku, będziemy regularnie zaglądać do zwariowanej rodzinki Tillersonów, a czasem twórcy przypomną nam, że Abbottowie mają jeszcze jednego syna. Miło z ich strony, aczkolwiek lepiej byłoby po prostu napisać mu jakikolwiek wątek.
Tego rodzaju problem dotyczy jednak nie tylko Rhetta (Lewis Pullman), bo postaci cierpiących przez scenariuszowe braki jest więcej. Ba, w jakimś stopniu dotykają tu one wszystkich, łącznie z głównym bohaterem, którego ratuje tylko fakt, że akurat Josh Brolin świetnie odnajduje się w oszczędnych fabularnie okolicznościach. Tu coś mruknie, tam wykrzywi twarz w grymasie i załatwione. Z innymi już tak dobrze nie jest, więc czas zapełnia się im albo schematycznymi historyjkami prowadzącymi donikąd, albo dziwnościami, za których pomocą twórcy próbują nadać "Peryferiom" surrealistycznego charakteru. Z bardzo nijakim skutkiem.
Efekt tego taki, że całość ogląda się absolutnie beznamiętnie. Cóż z tego, że wątki się mnożą, skoro na przestrzeni sezonu żaden z nich nie potrafi nabrać na znaczeniu? Co nam po licznych bohaterach, jeśli choćby jeden nie budzi w widzu żywszych emocji? Prawdziwą tragedią można nazwać to, że serial, którego fundamentem ma być rodzinny dramat przyprawiony fantastyką, cierpi na kompletny brak dramaturgii i z powodu bardzo lichej twórczej fantazji.
Peryferia w 2. sezonie idą po linii najmniejszego oporu
Ta w 2. sezonie ogranicza się właściwie do dobrze nam już znanej dziury, która jako że nadal jest wygodnie tajemnicza, pozbawiona logiki i jasnych zasad działania, stanowi idealny fabularny wytrych. Nie ma co zrobić z którymś z bohaterów? Do dziury go, wyskoczy, gdy będzie potrzebny. Trzeba kogoś przenieść w konkretny moment w czasie? Ależ proszę bardzo, który rok państwo sobie życzą? To już nie jest scenariuszowe lenistwo, to jest rozłożenie się na plaży z leżakiem i popijanie drinka z palemką.
Rozumiem, że w temacie podróży w czasie film i telewizja powiedziały już tyle, że trudno wymyślić coś nowego, ale w tym przypadku odniosłem wrażenie, że nie próbowano się nawet wysilić. Paradoksy? Reguły? Związki przyczynowo-skutkowe? A na co to komu? "Tak to już bywa, naucz się to akceptować" – mówi jedna z bohaterek. Powinni to umieścić na plakacie, uniknęlibyśmy nieporozumień.
Zamiast tego wykręcono się mistyką, sprzedając widzowi tanią wizję nieogarnionego rozumem chaosu. No chyba, że akurat potrzeba, żeby było inaczej, to wtedy wszystko działa tip-top. Litości! Przecież nikt nie wymaga żelaznej konsekwencji, nie trzeba być od razu drugim "Dark". Wystarczy odrobina pomyślunku. Niestety, tutaj było go jedynie na tyle, żeby mistyczną dziurę… sproszkować. Taka wersja mobilna. W końcu wszystkich wrzucić do niej nie można, głupio by było.
Peryferia sezon 2 – czy warto oglądać serial Amazona?
Gdyby jeszcze za ogólną bezmyślnością "Peryferii" stała po prostu dobra i wciągająca historia, nie miałbym większego problemu z przełknięciem tego steku bzdur. Dobrze się bawiąc, można wszak wiele wybaczyć. To jednak nie ten przypadek. Serial autorstwa Briana Watkinsa (którego swoją drogą na stanowisku showrunnera zastąpił w 2. sezonie Charles Murray, wcześniej pracujący m.in. przy "Synach Anarchii") z rzadka bowiem wynagradza wysiłek widzów, którzy poświęcają mu swój czas.
Zdarza mu się to incydentalnie, choćby we wspomnianym "historycznym" odcinku, gdy praktycznie zarzucona zostaje podstawowa fabuła, lub – podobnie jak w 1. sezonie – na samym końcu. Ten, choć satysfakcjonującym bym go nie nazwał, przynosi znów kilka ciekawych rozwiązań (i cliffhangerów), z których potencjalnie mogą się w przyszłości narodzić ciekawe wątki. Nauczony doświadczeniem, tym razem pozostawię to jednak do sprawdzenia tym, którzy mają większą tolerancję na tajemnicze dziury.