Te filmy obejrzycie wyłącznie w SkyShowtime. "Oppenheimer", "Szybcy i wściekli", "Kos" i inne hity
Nikodem Pankowiak
3 maja 2024, 17:53
Fot. Universal Pictures/Aurum Film
Macie chwilowo dość seriali i chcielibyście obejrzeć jakiś film? Jeśli tak, to warto, byście zajrzeli do SkyShowtime. "Oppenheimer", "Szybcy i wściekli", "Kos" – te filmy nie są dostępne nigdzie indziej, a to tylko początek listy.
Macie chwilowo dość seriali i chcielibyście obejrzeć jakiś film? Jeśli tak, to warto, byście zajrzeli do SkyShowtime. "Oppenheimer", "Szybcy i wściekli", "Kos" – te filmy nie są dostępne nigdzie indziej, a to tylko początek listy.
Niedawno serwis SkyShowtime ogłosił wprowadzenie pakietu z reklamami, kosztującego 19,90 zł miesięcznie. Dla tych z was, którzy do tej pory nie korzystali z tej platformy, może być to doskonała okazja, aby wreszcie zapoznać się z jej ofertą. Niedawno pisaliśmy, jakie seriale obejrzeć w SkyShowtime, teraz pora przyjrzeć się filmom, których nie znajdziecie w żadnym innym polskim serwisie streamingowym.
Oppenheimer
Wśród filmów dostępnych wyłącznie w serwisie SkyShowtime szczególną uwagę przyciąga zwłaszcza "Oppenheimer". Pełna rozmachu filmowa biografia ojca amerykańskiej bomby atomowej to tegoroczny laureat Oscara dla najlepszego filmu, aktora, reżysera, aktora drugoplanowego – a do tego niezliczonej liczby innych nagród. To produkcja obowiązkowa nie tylko dla wszystkich fanów Christophera Nolana (a tych nie brakuje), ale kinematografii w ogóle.
Odpowiada za to nie tylko wybitny reżyser, ale także, a może przede wszystkim, hipnotyzujący Cillian Murphy, który tym występem przypieczętował swoje wejście do pierwszej ligi Hollywood. "Oppenheimer" to doskonale skonstruowane studium psychologiczne człowieka, którego praca na zawsze zmieniła świat. Nolan kolejny już raz znalazł tutaj doskonałą równowagę między blockbusterem a bardziej ambitnym kinem, przez co jego film zachwyca zarówno jeśli chodzi o stronę techniczną, jak i scenariusz oraz grę aktorską. A jeśli was przeraża długość filmu, mogę zapewnić, że te trzy godziny spędzone z "Oppenheimerem" mijają w mgnieniu oka.
Kos
"Przecież mamy Tarantino w domu" – tak w skrócie można byłoby określić polski film "Kos", którego głównym bohaterem jest powracający w 1794 roku do kraju Tadeusz Kościuszko (Jacek Braciak), który ma plan wywołania powstania przeciwko Rosjanom. Brzmi jak przepis na kolejny nudny film historyczny, którymi polskie kino raz na jakiś czas katuje widzów, prawda?
Nic bardziej mylnego, "Kos" to właśnie takie historyczne kino, jakiego powinniśmy oczekiwać w 2024 roku. Nie ma tu martyrologii czy celebrowania bohaterskich porażek, nie jest to też kolejna nudna adaptacja biografii z Wikipedii. "Kos" to film dynamiczny, wypełniony akcją, wypełniony świetnymi dialogami, w których nie brak bluzgów. I być może stąd te porównania do Tarantino, ale fakt faktem – chyba nigdy żaden polski twórca nie był tak blisko przeniesienia na nasz grunt klimatu z filmów twórcy "Django". "Kos" to prawdziwy powiew świeżości, którego zdecydowanie potrzebowaliśmy i po prostu bardzo dobry film. Bez dodawania "jak na polski".
Mission: Impossible – Dead Reckoning (i cała seria)
Tom Cruise ma ostatnio naprawdę świetną passę, której potwierdzeniem jest kolejna, siódma już odsłona serii "Mission: Impossible". To produkcja pokazująca, jak powinno wyglądać kino akcji, zachwycające widzów zarówno na wielkich kinowych ekranach, jak i w domowym zaciszu. O ile poprzednie części przygód Ethana Hunta warto znać, bo to po prostu bardzo dobre kino rozrywkowe, "Mission: Impossible – Dead Reckoning" zostało stworzone tak, by połapali się w nim także ci, którzy do tej pory nie mieli do czynienia z tą serią.
W fabule łatwo się połapać, a jeśli nawet pewne rzeczy pozostaną dla nas niejasne, nie szkodzi, naszą uwagę odwróci od tego Tom Cruise wykonujący kolejne popisy, do których każdy inny aktor wykorzystałby kaskadera. Najważniejsze jednak, że choć od premiery pierwszej części minęło już prawie 30 lat, to nadal świetna seria filmów akcji, która nie zjadła swojego ogona. Dodatkowy smaczek dla tych, którzy uwielbiają szukać polskich akcentów w filmach i serialach – na ekranie pojawia się Marcin Dorociński, dla którego to pierwsza tak duża rola w hollywoodzkim filmie.
Asteroid City
Jeśli zakochaliście się kilka lat temu w "Grand Budapest Hotel", do żadnych innych filmów Wesa Andersona nie będzie trzeba was już zapewne przekonywać. "Asteroid City" to najnowsza pełnometrażowa produkcja tego reżysera, który ponownie zgromadził na planie całą plejadę hollywoodzkich gwiazd, często z zupełnie różnych światów. Steve Carell, Scarlett Johansson, Tom Hanks, Bryan Cranston – łatwiej byłoby pewnie wymienić, kto się w tym filmie nie pojawia.
Ktoś powie, że "Asteroid City" to kolejny film tego reżysera podobny do poprzednich i trudno będzie się z tymi słowami nie zgodzić. Nie jest to jednak wada, Wes Anderson wypracował na przestrzeni lat swój własny, oryginalny styl i daje widzom to, na co ci właśnie czekają. Stylistyka filmu, choć jak zawsze przykuwa naszą uwagę, nie odciąga jej od warstwy emocjonalnej. To produkcja pełna nostalgii i melancholii, która będzie nam towarzyszyć jeszcze przez jakiś czas po seansie.
Szybcy i wściekli 10 (i cała seria)
Samochody przeskakujące między budynkami – było. Ściganie się z łodzią podwodną – było. Samochody w kosmosie – było. Oglądając filmy z serii "Szybcy i wściekli", można odnieść wrażenie, że twórcy nie będą w stanie wymyślić już nic nowego, tymczasem im wciąż nie brakuje pomysłów na to, by się dobrze bawić. Jest jednak jeden konieczny warunek – trzeba wyłączyć myślenie.
"Szybcy i wściekli 10" to początek wielkiego końca całej serii – film wprowadzający nas do wielkiego finału (i dodatkowego filmu poświęconego pewnej powracającej postaci). Jak zwykle nie brakuje tu szybkich pościgów w charakterystycznych miejscówkach i scen akcji, w których łamane są wszelkie prawa fizyki, z czego czasem żartują sobie sami twórcy. Czy to się komuś podoba, czy nie, to wciąż jedna z najważniejszych filmowych franczyz, w której pojawiają się największe gwiazdy – tym razem do obsady dołączyli Brie Larson i Jason Momoa. Choćby dlatego warto ją poznać, jeśli jeszcze nie mieliście okazji.
Tár
Cate Blanchett wybitną aktorką jest i basta, a "Tár" to kolejne potwierdzenie tej niezbyt kontrowersyjnej tezy. Film Todda Fielda to historia wybitnej kompozytorki, tytułowej Lydii Tár, która zostaje pierwszą w historii kobietą dyrygentką w największej niemieckiej orkiestrze. Ta produkcja to prawdziwa audiowizualna uczta, w której Cate Blanchett praktycznie ani na moment nie znika z ekranu, dając prawdziwy popis w budowaniu bohaterki będącej niebezpieczną mieszanką pychy i geniuszu.
Pamiętacie nauczyciela z filmu "Whiplash", który przerażał swoim perfekcjonizmem i budził odrazę, a jednocześnie był postacią, od której nie można odwrócić wzroku? Lydia Tár w wykonaniu Blanchett przypomina jego siostrę. Aktorka zgarnęła w zeszłym roku nominację do Oscara za tę rolę i oglądając ją na ekranie trudno zrozumieć, dlaczego nie sięgnęła wtedy po statuetkę. Na pocieszenie został jej Złoty Glob.
M3gan
"M3gan" to mieszanka horroru i science fiction, która szczególnie powinna przypaść do gustu wszystkim fanom "Black Mirror". To historia Gemmy (w tej roli Allison Williams zaliczająca kolejny bardzo dobry występ w horrorze), pracowniczki firmy produkującej zabawki, w sekrecie przed szefostwem pracującej nad humanoidalną lalką, która dzięki sztucznej inteligencji ma jak najbardziej przypominać dziecko.
Jak łatwo się domyślić, ten projekt nie może potoczyć się bez komplikacji. "M3gan" jest więc swego rodzaju wariacją na temat "Chucky'ego", która od siebie dodaje pytania o granice postępu, ale nie traci przy tym swojego rozrywkowego charakteru. To idealny horror na nasze czasy, w których sztuczna inteligencja odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Nie brakuje tu momentów prawdziwej grozy, nawet jeśli filmowi daleko do klasycznego horroru. Tak czy siak dla fanów gatunku jest to rzecz obowiązkowa.
Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
"Dungeons & Dragons: Złodziejski honor" w zeszłym roku dość niespodziewanie stał się dużym kinowym hitem, który zbierał dobre opinie zarówno od widzów, jak i krytyków. Produkcja, oparta na znanej grze fabularnej (RPG), to na pierwszy rzut oka fantasy w najczystszej postaci z bardzo prostym punktem wyjścia dla fabuły – bard Edgin Darvis (Chris Pine) wraz z grupą towarzyszy wyrusza na poszukiwanie zaginionego reliktu, a po drodze czeka ich oczywiście wiele przygód.
Nie jest to jednak taka zupełnie zwyczajna produkcja fantasy – bardzo blisko tu do łamania czwartej ściany, są też elementy niemal żywcem zaczerpnięte z gry, na której oparto film. "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor" unika jakiegokolwiek zadęcia i patosu, jest przy tym wypełniony humorem, czasem wręcz zbliża się do filmu komediowego. Finalnie to po prostu produkcja oferująca widzom czysty fun z oglądania, doskonała dla całej rodziny.
Super Mario Bros. Film
Inną produkcją idealną dla całej rodziny, którą możecie obejrzeć w serwisie SkyShowtime, jest "Super Mario Bros. Film", prawdziwa kinowa sensacja ubiegłego roku. Niepozorna animacja o najbardziej znanym hydrauliku, która kosztowała 100 mln dolarów, w kinach na całym świecie zarobiła prawie 1,4 mld. A to również niezwykle prosta historia – Mario i jego towarzysze muszą uratować świat przed Bowserem, ziejącym ogniem żółwiem.
"Super Mario Bros. Film" to niezwykle kolorowa animacja, atakująca widzów feerią barw i muzyką, którą rozpoznają wszyscy fani gier. Dla dorosłych będzie to nostalgiczna podróż do czasów, gdy sterując hydraulikiem z wąsem ratowali księżniczkę i świat, a dla ich dzieci to może to być pierwsza, a przy tym jakże ekscytująca, okazja do zapoznania się z tym bohaterem.
Uwaga, spoiler!
"Uwaga, spoiler!" to film oparty na książce Michaela Ausiello, jednego z najbardziej znanych dziennikarzy zajmujących się serialami. W swojej książce, do której prawa zakupił grający tutaj główną rolę Jim Parsons, Ausiello opisał wieloletni związek ze swoim partnerem, który został przerwany przez jego śmierć.
Nie martwcie się jednak, nie jest to historia, której jedynym zadaniem jest wyciśnięcie z widza wszystkich łez. "Uwaga, spoiler!" chwyta za serce, ale pozwala też dodać otuchy, pokazując jak związek dwojga ludzi może się umocnić, gdy przychodzi im zmierzyć się ze śmiertelną chorobą. To przy okazji także świetna możliwość, by zobaczyć Jima Parsonsa, którego wszyscy znają z "Teorii wielkiego podrywu", w bardziej dramatycznym wydaniu.
*Artykuł powstał we współpracy z serwisem SkyShowtime