"Pretty Little Liars" (3×24): Niekończąca się historia
Marta Rosenblatt
22 marca 2013, 19:12
Przed finałem 3. sezonu obiecywano nam naprawdę wiele. Czy w końcu dostaliśmy odpowiedzi na nurtujące nas pytania?
Przed finałem 3. sezonu obiecywano nam naprawdę wiele. Czy w końcu dostaliśmy odpowiedzi na nurtujące nas pytania?
I tak, i nie. Marlene King tradycyjnie wywiodła nas w pole. Znów mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Brzmi znajomo? Podobne odczucia miałam jesienią. Muszę przyznać, że po finale parę spraw stało się jasnych. Cóż jednak z tego, skoro mamy kolejne znaki zapytania.
To miło, że pani King dba o to, żebyśmy mieli o czym myśleć do czerwca, ale mam wrażenie, że sama zaczyna się gubić. Nie pierwszy raz zresztą. Czy amerykańscy scenarzyści nigdy się nie nauczą, że lepiej skończyć serial z klasą na 3. serii niż brnąć dalej w gąszcz absurdów? Aż strach pomyśleć jak będzie wyglądał odcinek finałowy 4. sezonu.
Jednocześnie muszę przyznać, że "Pretty Little Liars" nauczyło mnie przymykać oko na wiele nonsensów. Już dawno przestałam wymagać głębszej logiki od tego serialu. Przestałam zwracać uwagę na takie drobnostki, jak ktoś w czerwonym płaszczu biegający niezauważony po niedużym mieście, dziewczyny wkradające się niezauważone do kostnicy czy też wyłowione auto na środku osiedla.
Nie mogę jednak nie zwrócić uwagi na ważniejsze wątki, które poprowadzone są często w sposób arcyabsurdalny. Zacznijmy od Spencer. Wygląda na to, że to ona była tą nową osobą z A-teamu, którą mieliśmy poznać. Tyle że była podwójnym agentem, a nie prawdziwym "złym" członkiem zespołu. Niestety, na pomysł wkupienia się w łaski A-teamu S. wpadła dopiero w Ridley. Miałam nadzieję, że cały ten motyw ze Spence w szpitalu (swoją drogą, dlaczego ten budynek wygląda, jakby był żywcem wyjęty z horroru?) to jej chytry plan. Wszystko wskazuje na to, że panna Hasting miała naprawdę załamanie nerwowe, wywołane wstrząsającym przeżyciem w lesie.
Skoro jesteśmy już przy Spencer, to nie mogę nie wspomnieć o Tobym. Nasz zły chłopiec w czarnym kapturze żyje. Co więcej, okazał się dobrym dzieciakiem, chroniącym ukochaną. Urocze, prawda? Tylko jak do tego mają się słowa kelnerki – "Pretty eyes"? A może po prostu nie powinnam szukać drugiego dna tam, gdzie go nie ma i przyjąć, że Toby i Mona byli tylko marionetkami w rękach A. Swoją drogą, to ciekawe, że Mona, która miała posiadać ogromną wiedzę, którą kusiła Spencer w szpitalu, tak naprawdę nie wie nic. Nawet tego, kim jest osoba w czerwonym płaszczu. Ciekawa jestem, czy teraz Mona będzie współpracować z kłamczuchami, czy może gra na dwa fronty, a może nie jest po prostu zdrowa psychicznie.
Kolejna sprawa – mamy konkurencję dla A-teamu. Najpierw dowiedzieliśmy się, że A nie działa sam i ma pomocników. Teraz wiemy, że jest drugi team raczej nie powiązany z tym pierwszym, a mianowicie: Jenna, Melissa, Shawna i prawdopodobnie Wilden. Niedługo okaże się, że każdy mieszkaniec Rosewood jest w jakiejś grupie, bo przecież czwórka nastoletnich dziewcząt jest w stanie zaleźć za skórę całemu miastu.
'A propos Shawny – kto to u licha jest? Pojawiła się niedawno, do tej pory wiedzieliśmy, że pracowała w sklepie z kostiumami i była, mówiąc brzydko, substytutem Emily dla samotnej Paige. Teraz wyrasta na jedną z osób, które zagrażają życiu dziewcząt. Przy okazji wygląda na to, że łączy ją coś z Jenną. Musi być to coś poważnego, skoro S. jest w stanie wziąć udział w zasadzce, który ma najprawdopodobniej pozbawić życia kłamczuch. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie one stoją za pożarem (samolot z Red Coat był jeszcze w powietrzu, kiedy ktoś blokował drzwi). Jenna straciła wzrok w pożarze, zemsta to całkiem logiczny motyw. Tylko co z Melissą? Co spowodowało, że jest w stanie skrzywdzić własną siostrę? Co prawda wspomniała ona o jakimś nagraniu (czyżby tym, które widzieliśmy na koniec odcinka?). To by znaczyło, że M. mówiąc o "załatwieniu suk" wcale nie miała na myśli kłamczuch, a A-team.
W końcu najważniejsza sprawa – Ali. Czy to kolejna halucynacja? Bo, jak rozumiem, jej pojawienie się w szpitalu to były zwidy wyczerpanej brakiem snu Spencer. Jednak teraz wygląda na to, że Ali uratowała dziewczyny z pożaru. To by znaczyło, że Red Coat i A to nie ta sama osoba. Chyba że Alison jest totalną psychopatką i uratowała dziewczyny tylko po to, aby je dalej dręczyć.
Mam tylko nadzieję, że nie zrobiła tego sama, bo tak drobna dziewczyna raczej nie poradziłaby sobie z wyciągnięciem czterech ciał z płonącego domu. Oczywiście istnieje jeszcze inna możliwość – to nie Alison, a jej siostra bliźniaczka. Jeśli ktoś czytał książkę, raczej nie powinien być zaskoczony. Problem polega na tym, że King nie zawsze prowadzi serial według pierwowzoru. Jak więc mamy interpretować ostatnią scenę? Czyżby Ali została zakopana żywcem? Rozumiem, że dziewczyna jest zombie, ewentualnie miała przy sobie jakąś kieszonkową butlę tlenową. King będzie musiała się porządnie napocić, żeby w miarę logicznie wytłumaczyć ten nonsens.
Co oprócz tego? Rozstanie Arii i Ezry. W końcu. Żadna inna postać nie działa mi na nerwy tak jak Ezra. Nawet Emily i jej miny są niczym w porównaniu z bezjajecznym panem Fitzem.
Na deser pytanie: co było w bagażniku? A raczej: czyje ciało było w bagażniku. Prawdopodobnie jest to ktoś kto podpadł A. CeCe?
Paradoksalnie, "A dAngerous gAme" oglądało się całkiem miło. Chociaż miałam wrażenie, że odcinek jest nieco przeładowany. Za dużo wątków było wciśniętych w te nieszczęsne 40 minut. Finał powinien trwać godzinę.
A cała druga część 3. serii? Bardzo nierówna. Naprawdę niezłe odcinki przeplatały się z dłużącymi i nic nie wnoszącymi. Na swoje nieszczęście, mimo coraz bardziej absurdalnej fabuły, wciągnęłam się w "Pretty Little Liars" i wszystko wskazuje na to, że w czerwcu znów będę narzekać na kłamczuchy.