"Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" to mocny powrót do sprawy, którą żył świat – recenzja 2. serii
Nikodem Pankowiak
22 kwietnia 2024, 08:14
"Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" (Fot. HBO)
Serial "Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" dekadę temu wstrząsnął Ameryką. Teraz wraca z 2. sezonem, by raz jeszcze przyjrzeć się głośnej sprawie Roberta Dursta. Czy będzie w stanie ponownie zaskoczyć widzów?
Serial "Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" dekadę temu wstrząsnął Ameryką. Teraz wraca z 2. sezonem, by raz jeszcze przyjrzeć się głośnej sprawie Roberta Dursta. Czy będzie w stanie ponownie zaskoczyć widzów?
"Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" to produkcja dokumentalna true crime od HBO, która w 2015 odbiła się bardzo szerokim echem, wynosząc wręcz ten gatunek na nowy poziom. Twórcy serialu, Andrew Jarecki, Marc Smerling i Zac Stuart-Pontier, nie tylko znaleźli sposób na to, jak przykuć widzów do ekranu. Ich serial realnie wpłynął na przebieg sprawy, którą opisywał. Czy nowe odcinki, debiutujące dziewięć lat po 1. sezonie, kolejny raz wnoszą coś nowego? Czy są jedynie odcinaniem kuponów przez twórców nie potrafiących uwolnić się od historii, która stała się niemal ich obsesją?
Przeklęty sezon 2 – powrót do sprawy Roberta Dursta
Jeśli czytacie ten tekst, prawdopodobnie widzieliście 1. sezon serialu "Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta". Przypomnijmy jednak szybko, czego dotyczy cała historia: Robert Durst, milioner pochodzący z nowojorskiej rodziny magnatów z branży nieruchomości, w ciągu swojego życia był oskarżony o trzy morderstwa – swojej żony Kathy w latach 80., przyjaciółki Susan Berman w roku 2000 i sąsiada w 2001. Durst przyznał się jedynie do ostatniego zabójstwa, jako motyw podając samoobronę, co ostatecznie doprowadziło do uniewinnienia. A co ze śmiercią żony i przyjaciółki? Czy jest możliwe, że główny bohater tej opowieści miał po prostu ogromnego pecha, że dwukrotnie podejrzewano go o morderstwo?
Pamiętający poprzedni sezon wiedzą, że przypadków było tam zbyt wiele, by móc wierzyć w niewinność Dursta. Wciąż brakowało jednak decydującego dowodu, który rozstrzygnąłby o jego winie, a sam Durst oczywiście nie przyznawał się do winy. Przynajmniej do czasu, bo ostatecznie sam, niechcący, wszystko wyznał. "Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" zafundował nam bowiem jedno z najbardziej szokujących zakończeń, jakie mogliśmy zobaczyć w serialach dokumentalnych. Nieświadomy, że jego mikrofon wciąż jest włączony, Durst, będąc samemu w łazience, wymamrotał pod nosem zdanie, które przeszło do historii telewizji: "Zabiłem ich wszystkich, oczywiście".
Nowe odcinki pokazują to, co działo się od 2015 roku do teraźniejszości – obserwujemy proces Dursta, możemy usłyszeć jego rozmowy z więzienia, a także poznajemy nowych świadków i nieznane dotąd dowody. Raz jeszcze możemy przyjrzeć się Durstowi, tym razem będącemu już naprawdę pod ścianą, i zobaczyć, jak radzi sobie człowiek, który znalazł się w potrzasku. Nie będzie spoilerem informacja, że Durst – zmarły na początku 2022 roku – został skazany za śmierć Susan. Ale jak wyglądał jego proces? I co ze śmiercią Kathy? Wokół tego człowiek wciąż jest tyle znaków zapytania, że 2. sezon w żadnym wypadku nie będzie jedynie odgrzewanym kotletem.
Przeklęty – sezon 2 ujawnia nieznane wcześniej fakty
Ale mimo to, nie będę ukrywał, mam pewien problem z jego oceną. Po pierwsze, HBO udostępniło recenzentom tylko cztery z sześciu zaplanowanych odcinków – niejako sugerując, że kolejne szokujące zwroty akcji twórcy serialu zostawili widzom na koniec i nie bardzo chcą się nimi dzielić wcześniej. Po drugie, czy powinienem na 2. sezon patrzeć z perspektywy pierwszego, który tak wysoko podniósł poprzeczkę, że doskoczenie do niej w tym momencie zdaje się niemożliwe? Wydaje mi się, że twórcy doskonale zdawali sobie sprawę z wyzwania, jakie przed nimi stoi, ale ostatecznie mu podołali.
2. sezon "Przeklętego" nie robi co prawda takiego wrażenia, jak pierwszy, głównie dlatego, iż jako widzowie zdążyliśmy już dobrze poznać Roberta Dursta. Z drugiej strony, tym razem obserwujemy go w zupełnie innej sytuacji niż niemal dekadę temu, gdy pewny swego przedstawiał swoją wersję wydarzeń w rozmowach z twórcami. Teraz, siedząc w więzieniu i czekając na proces, stracił dużo ze swojego wigoru i charyzmy. Wyraźnie się postarzał, schudł, wygląda wręcz jak zbity pies, pogodzony już ze swoim losem, nawet jeśli wciąż próbuje walczyć.
W międzyczasie obserwujemy też, jak na światło dzienne zaczynają wychodzić kolejne fakty. Pojawiają się świadkowie, którzy do tej pory milczeli, a nowe dowody sugerują, że sprawa śmierci Kathy i Susan może być znacznie bardziej skomplikowana i tajemnicza niż by nam się to wydawało nam początku. Twórcy wiedzą, w jaki sposób odsłaniać kolejne karty, by cały czas utrzymywać uwagę widza. Choć oczywiście "Przeklęty" tworzony jest z myślą o widzach i utrzymaniu ich przed ekranem, serialowi nigdy nie brakuje szacunku względem ofiar i ich rodzin, co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie oczywiste.
Przeklęty sezon 2 – najlepsze zostawiono na koniec?
Twórcy serialu doskonale zdają sobie sprawę z tego, jaki szum wywołała ich produkcja i jak wiele dyskutowano o niej w USA. Wyznanie Dursta z finałowego odcinka wzbudziło szok wśród oglądających – co w 2. sezonie możemy zobaczyć na własne oczy – i było komentowane przez wszystkie media w Ameryce. Na szczęście nowy sezon nie jest zrobiony po to, by dyskontować popularność sprawy Dursta, to nie ten sam przypadek, co "Making a Murderer", gdzie wypuszczony po latach 2. sezon mocno nadszarpnął dziedzictwo tej produkcji. Nowe odcinki "Przeklętego: Życie i śmierci Roberta Dursta" to po prostu dalsza praca, która ma doprowadzić do odkrycia pełnej prawdy.
I faktycznie, kilkukrotnie zostaniemy zaskoczeni, poznając nowe fakty, dzięki którym cała historia stanie się momentami wręcz nieprawdopodobna. Serio, gdyby był to serial fabularny, wielu widzów zapewne stwierdziłoby, że twórców za bardzo ponosi wyobraźnia. Na szczęście w tym wszystkim brakuje posmaku taniej sensacji, która coraz częściej charakteryzuje seriale true crime. Oczywiście, serial budził i zapewne jeszcze wzbudzi sensację, ale oglądając go nie mamy wrażenia, by był to główny cel pracującej nad nim ekipy. A wyobrażam sobie, że pokusa przy tak głośnej sprawie mogła być ogromna.
Po czterech odcinkach, które miałem już okazję zobaczyć, nie mogę się doczekać tego, co przyniosą dwa finałowe. Mam pewne obawy, że cokolwiek by to nie było, nie zrobi już jednak ani na mnie, ani na pozostałych widzach takiego wrażenia. Bo czy to możliwe, byśmy jeszcze raz otrzymali zakończenie, które wywoła tyle emocji? A nawet jeśli, skoro właśnie takiego zakończenia oczekujemy, czy przypadkiem nie powitamy go wzruszeniem ramion? Naprawdę jestem ciekaw, jak twórcy wybrną z tej sytuacji, choć przecież nie wszystko zależy tutaj od nich – ostatecznie to przecież "fakty muszą zatańczyć".