"Konflikt: Capote kontra socjeta" to potężna dawka stylowej melancholii w świetnej obsadzie – recenzja
Marta Wawrzyn
17 kwietnia 2024, 17:02
"Konflikt: Capote kontra socjeta" (Fot. FX)
Jeśli fascynowała was zawsze postać Trumana Capotego, to jak wkradł się w łaski nowojorskiej elity i zaczął opisywać świat, który za chwilę miał się skończyć, "Konflikt: Capote kontra socjeta" to coś dla was. Przynajmniej na papierze.
Jeśli fascynowała was zawsze postać Trumana Capotego, to jak wkradł się w łaski nowojorskiej elity i zaczął opisywać świat, który za chwilę miał się skończyć, "Konflikt: Capote kontra socjeta" to coś dla was. Przynajmniej na papierze.
Z – wolę już nie liczyć jak dużym – opóźnieniem na Disney+ trafia dziś 2. sezon serialu "Konflikt" ("Feud") o podtytule "Capote kontra socjeta". Producent Ryan Murphy ("American Horror Story", "Glee" i mnóstwo innych), scenarzysta Jon Robin Baitz (dwukrotny laureat nagrody Pulitzera, scenarzysta teatralny, filmowy i telewizyjny, twórca m.in. amerykańskiej wersji "The Slap") i odpowiadający za większość odcinków reżyser Gus Van Sant ("Buntownik z wyboru", "Moje własne Idaho", "Obywatel Milk") zabierają nas do świata nowojorskiej elity, przedstawiając historię powstawania książki "Wysłuchane modlitwy", którą Truman Capote pisał latami, by nigdy jej nie ukończyć.
Konflikt: Capote kontra socjeta – o czym jest 2. sezon?
To, co udało się Capotemu stworzyć, zostało skrupulatnie zebrane i wydane po jego śmierci, ale całe zamieszanie miało miejsce blisko dekadę przed jego śmiercią, w latach 1975-76, kiedy to w "Esquire" ukazały się fragmenty powieści, w szczególności zaś "La Côte Basque 1965". Bohaterowie, a właściwie bohaterki tego rozdziału, okazały się być słabo zakamuflowanymi prawdziwymi znajomymi pisarza – czyli przede wszystkim bogatymi i wpływowymi kobietami z nowojorskiej socjety – który ujawnił wiele ich skandalicznych sekretów. Kobiety, w których towarzystwie przez lata się obracał, obróciły się przeciwko niemu, a będący duszą towarzystwa literat stał się wyrzutkiem społecznym. "Konflikt: Capote kontra socjeta" zagląda za kulisy tych zdarzeń, przedstawiając historię upadku jednego z największych celebrytów wśród pisarzy.
Oparty na książce Laurence'a Leamera pt. "Capote's Women: A True Story of Love, Betrayal, and a Swan Song for an Era" serial w ośmiu odcinkach zabiera nas do Nowego Jorku głównie z lat 60. i 70. (choć nie tylko), by ukazać cały blichtr, przepych, dekadencję i wszechogarniający smutek towarzyszące nieznośnej egzystencji ludzi, którzy na pozór są na szczycie świata i mają wszystko. I dotyczy to zarówno Capotego, mającego skromne początki chłopaka z południowych stanów, który osiągnął status, sławę i wszystko, o czym mógł marzyć, jak i jego przyjaciółek, bywalczyń salonów, żon najbogatszych ludzi w Ameryce, z godnością znoszących swoje uwięzienie w złotych klatkach. Obezwładniająca melancholia to drugie imię tej historii, zagłębiającej się w świat tak odległy od naszego, jak to tylko możliwe. Świat, który już wtedy się kończył.
Toną w niej tu wszyscy, najbardziej zaś Capote (Tom Hollander, "Biały Lotos"), będący zdecydowanie najciekawszym bohaterem tej opowieści – i najlepiej zagranym, o czym za chwilę. Jeśli liczyć retrospekcje, serial przedstawia trzy dekady z życia pisarza i zarazem jego znajomości z Babe Paley (Naomi Watts, "Mullholand Drive", "Obserwator", "Gypsy") i innymi kobietami, nazywanymi przez niego łabędziami. Pisarz otaczał się nimi przez połowę życia, sam stając się atrakcją nowojorskiej socjety, a przy tym nigdy nie przestając być wyrzutkiem, outsiderem – i boleśnie sobie z tego statusu zdając sprawę, a w końcu uwieczniając go na kartach powieści, z której przebija zarówno fascynacja tym światkiem i chęć przynależności, jak i bolesna świadomość jego pustki.
Konflikt: Capote kontra socjeta – obsada warta Oscarów
Powieść, traktowana przez Capotego jak opus magnum, zniszczyła go pod każdym względem, sprawiając, że ostatnie dziesięć lat życia spędził samotnie, pogrążając się w nałogach, które go zabiły. Nie żeby samotność nie była jego główną towarzyszką także wcześniej, kiedy brylował w towarzystwie, gościł w programach telewizyjnych i – jak wielu jego bohaterów – wiódł słodko-gorzkie życie bon vivanta, dzięki swojemu talentowi, erudycji i charyzmie z wprawą wspinając się po drabinie społecznej. A przynajmniej takim przedstawia go "Konflikt", pokazując tę cienką linię, jaka cały czas dzieliła go od upadku, od przemienienia się z człowieka, na którego oczy były zwrócone z podziwem, w parodię samego siebie, klauna z widocznym problemem alkoholowym.
Jeżeli myśląc "Capote", macie w pamięci genialny portret Philipa Seymoura Hoffmana z filmu z 2005 roku, będziecie zdziwieni, jak bardzo różni się od niego Truman w wydaniu Toma Hollandera. Brytyjski aktor tworzy postać, która, dzieląc to samo DNA, jest zupełnie inna. To portret pełen typowego dla seriali Murphy'ego przerysowania, taki, w którym aktor się nie hamuje i nie ma się hamować. Hollander fenomenalnie pokazuje wzloty i upadki kultowego pisarza, całe jego skomplikowane człowieczeństwo, cały dramat jego egzystencji skryty za fasadą człowieka, który zdobył w życiu wszystko. "Konflikt: Capote kontra socjeta" nie raz, nie dwa sugeruje, że Capote, będąc na szczycie świata, ani trochę nie był szczęśliwy, a swoje przyjaciółki bardziej podziwiał jako rodzaj atrakcyjnej idei i uważał za przepustkę do nowojorskiej śmietanki, której tak bardzo chciał być częścią – przy tym nią pogardzając – niż rzeczywiście lubił czy traktował serio.
W efekcie mamy tu ciekawą relację, w której obie strony traktują siebie nawzajem nieomal jak modne akcesorium – bogate kobiety lubiły pochwalić się towarzystwem sławnego pisarza i nawzajem. Jak to jednak w serialach Murphy'ego często bywa, "Konflikt: Capote kontra socjeta" przez osiem długich godzin stawia raczej na rozbuchaną formę niż na treść, nie zagłębiając się wystarczająco ani w motywacje obu stron, ani też w osobowości kobiet, którymi otacza się Capote. Wyjąwszy może Babe, w stylowy sposób nieszczęśliwą żonę Williama Paleya (zmarły niedawno Treat Williams), która jest najciekawszym z łabędzi – i sama w sobie, i w duecie z Trumanem Capotem.
Pozostałe postacie, grane przez najwybitniejsze aktorki – Diane Lane ("Człowiek ze stali") wciela się w Slim Keith, Chloë Sevigny ("American Horror Story") w C.Z. Guest, Demi Moore ("Uwierz w ducha") w Ann Woodward, Calista Flockhart ("Ally McBeal") w Lee Radziwill, a Molly Ringwald ("Riverdale") w Joanne Carson; pojawia się też Jessica Lange ("American Horror Story") w małej, ale kluczowej rólce – są tak jednowymiarowe, że aż trudno nie zadać sobie pytania, czemu je tutaj zatrudniono i nie dano im za wielu możliwości do popisu. Bo paradowanie w wystrzałowych kostiumach i wygłaszanie od czasu do czasu sarkastycznych uwag to dużo, dużo mniej, niż byśmy od nich chcieli.
Konflikt: Capote kontra socjeta – czy warto oglądać serial?
Problem z łabędziami Capotego w trafnie diagnozuje sam serialowy Capote, mówiąc, że te kobiety nie są interesującymi ludźmi – one same w sobie są nudne, to ich życia są ciekawe. Niestety, to niedobrze dla serialu, który w osiem godzin nie daje rady zaangażować widza w perypetie bohaterek, każdą z nich określając dwiema cechami na krzyż. Ich jednowymiarowość, ale też sprowadzanie ich relacji do walk kociaków powoduje, że oddycha się z ulgą w momencie, kiedy serial skupia swoją uwagę na jedynym w tym gronie mężczyźnie. Koniec końców jednak mam pewne wątpliwości co do tego, czy "Konflikt: Capote kontra socjeta" jest w stanie wciągnąć widza, który za wiele o głównym bohaterze nie wie i nie zna kontekstu całej sytuacji. A przecież 1. sezon "Konfliktu", poświęcony Bette Davis i Joan Crawford, nie miał z tym problemu.
Po obejrzeniu całości mam więc wrażenie z jednej strony, że byłoby to znacznie lepsze jako dwugodzinny film niż ośmiogodzinny serial, a z drugiej, że na przestrzeni tych ośmiu godzin nie wystarczyło czasu, by rzeczywiście zagłębić się w ten odchodzący już wtedy do lamusa świat (choć np. takim twórcom "Plotkary" udało się stworzyć jego całkiem interesującą XXI-wieczną wersję, a dla tych, którzy znają historię Capotego wybór tytułowej Plotkary okazał się bardzo oczywisty) i te osoby, które tak kurczowo próbowały się go trzymać. Pomimo świetnego występu zwłaszcza Hollandera, ale też Watts, po seansie zostają w głowie raczej obrazy niż ludzie. Płaskie, schematyczne figury delektujące się tragizmem własnego istnienia na tle bogatych dekoracji.
Choć w serialu ciągle trwają walki o najwyższe stawki, emocji jest mniej niż w "Dynastii". Porównanie nieprzypadkowe, bo 2. sezon "Konfliktu" lubi skręcać w kierunku opery mydlanej, skupiając się na plotkach i ploteczkach rodem ze słynnej szóstej strony "NY Post". Powiecie, że Capote w "Wysłuchanych modlitwach" robił dokładnie to samo – okej, ale JAK on to robił! Serial o nim, próbując imitować w dialogach jego styl, w najlepszych momentach jest tylko jego marnym odbiciem, a w najgorszych parodią.
To wszystko oczywiście nie znaczy, że uważam, iż "Konflikt: Capote kontra socjeta" to coś nieoglądalnego i kompletnie niewartego uwagi. Nie, z serialami produkowanymi przez Murphy'ego jest tak, że nawet nie będąc dziełami wybitnymi, mają coś w sobie. Tak, 2. sezon "Konfliktu" potrafi wynudzić i sfrustrować, ale potrafi też zachwycić. Rzadko niestety scenariuszem – wzrok przykuwa fenomenalna obsada w bajecznych kostiumach, na czele z Hollanderem, perfekcyjnie oddającym różne barwy bycia tym niezwykłym człowiekiem, nierozumianym w pełni przez nikogo i nigdzie nie czującym się jak w domu. Oglądajcie więc serial, skoro lepszy na razie nie powstał, czytajcie "Wysłuchane modlitwy", wróćcie po raz dziesiąty do "Śniadania u Tiffany'ego" i "Z zimną krwią". Bez Trumana Capotego dzisiejsza popkultura wyglądałaby inaczej. A jego łabędzie? No cóż, po latach interesującymi czyni je właśnie to, że były jego łabędziami.