"Sympatyk" to ambitna historia i poczwórny popis Roberta Downeya Jr. – recenzja miniserialu HBO
Mateusz Piesowicz
15 kwietnia 2024, 08:12
"Sympatyk" (Fot. HBO)
Wietnam, Ameryka i zwielokrotniony Robert Downey Jr.. Taki oto przepis na sukces przygotowali twórcy "Sympatyka" i trzeba przyznać, że wyszło im z tej mieszanki coś naprawdę interesującego.
Wietnam, Ameryka i zwielokrotniony Robert Downey Jr.. Taki oto przepis na sukces przygotowali twórcy "Sympatyka" i trzeba przyznać, że wyszło im z tej mieszanki coś naprawdę interesującego.
Wojna w Wietnamie to dla filmowców temat tyleż wdzięczny i już nie raz bez mała wybitnie przerobiony, co mocno ograny. Przynajmniej z amerykańskiej perspektywy. To też sprawia, że "Sympatyk" na podstawie nagrodzonej Pulitzerem powieści wietnamskiego pisarza Viet Thanha Nguyena wyróżnia się już na dzień dobry, oddając pierwszy plan dotąd pomijanym uczestnikom tamtych dramatycznych wydarzeń. Ale to nie wszystko, co w produkcji HBO wyjątkowego.
Sympatyk – o czym jest serial z Robertem Downeyem Jr.?
Rzecz dzieje się w połowie lat 70. i jest opowiadana z perspektywy młodego bohatera zwanego Kapitanem (Hoa Xuande, "Cowboy Bebop") – wietnamskiego agenta, którego poznajemy, gdy spowiada się ze swojej historii w początkowo bliżej nieokreślonych, ale zdecydowanie niekorzystnych dla siebie okolicznościach. A spowiadać się ma z czego, bo w czasie wojny działał na dwa fronty, pracując w tajnych służbach wspieranego przez USA Wietnamu Południowego, lecz skrycie raportując swoim prawdziwym przełożonym z komunistycznego Wietnamu Północnego.
Jak skomplikowana była ta podwójna gra, przekonamy się na przestrzeni siedmiu odcinków (pierwszy jest już dostępny w HBO Max, widziałem przedpremierowo całość) miniserialu od twórcy Trylogii zemsty Park Chan-wooka i scenarzysty m.in. "Miasta ślepców" Dona McKellara, których akcja toczyć się będzie zgodnie z prowadzoną przez Kapitana narracją. Zaczniemy zatem w Wietnamie, w ostatnich chwilach przed upadkiem Sajgonu, żeby potem przenieść się do Stanów, gdzie trafią ewakuowani przez Amerykanów Wietnamczycy. Łącznie z naszym bohaterem, bo ten, mimo że jego towarzysze zwyciężyli, kontynuuje swoją misję, mając oko na nieustającego w antyrewolucyjnych planach odbicia kraju Generała (Toan Le, "Wielka stopa") i swojego przyjaciela z drugiej strony barykady, Bona (Fred Nguyen Khan, "District 31").
My śledzimy zaś całe to towarzystwo, czasem podążając za akcją chronologicznie, a czasem zbaczając z prostej ścieżki, gdy Kapitana zawodzi pamięć lub jego myśli błądzą swobodnie w meandrach wspomnień. Warto przy tym jednak zaznaczyć, że pomimo dość regularnego tworzenia w niej kolejnych rozgałęzień, fabuła pozostaje przez cały czas czytelna i łatwa do śledzenia. W przeciwieństwie do przedstawionej w niej historii, bo ta jest daleka od prostej i oczywistej.
Sympatyk to wojenna satyra i tragedia w jednym
Wynika to z kilku czynników, wśród których jako pierwszy w oczy rzuca się wszechobecny tutaj dualizm. Podwójna jest, jak już wspominałem, lojalność Kapitana, ale również sama jego natura. Pół Wietnamczyk po wychowującej go samotnie matce i pół Francuz po nieobecnym ojcu. Wychowany w azjatyckim kraju, ale wykształcony w Stanach. Rozdarty między Wschodem i Zachodem, nieustannie kwestionujący swoją własną tożsamość, prześladowany za młodu i nadal cierpiący z powodu niedopasowania w stu procentach do żadnej z grup.
Taki typ bohatera pasuje zdecydowanie do serialu, który ukazując podzielony na pół naród, wykorzystuje do tego skrajnie różne środki. Z jednej strony realistycznie przedstawia dramat pozbawionych domu i wyrwanych z własnego środowiska ludzi, z drugiej nurza się w czarnym absurdzie sytuacji i w satyryczny sposób portretuje obydwie strony konfliktu. Nie zdziwcie się więc, gdy w jednej chwili zechcecie odwrócić wzrok od ekranu, widząc nieopisaną tragedię rozdzielonej rodziny, a w drugiej zaśmiejecie się w głos, oglądając niekompetencję żołnierzy i ich dowódców lub poznając nietypowe zastosowania kałamarnicy.
"Sympatyk" łączy to wszystko ze sobą w może często spotykany, ale rzadko tak udanie zastosowany sposób, opowiadając w gruncie rzeczy kilka zupełnie różnych historii w ramach jednej. Serial da się bowiem wyraźnie podzielić na trzy części. Pierwszą, pokazującą ucieczkę z Wietnamu i pobyt w Ameryce, drugą skupioną na produkcji amerykańskiego filmu o wojnie, przy którym Kapitan pracuje jako konsultant, i trzecią, w której kształtów nabiera plan powrotu i ponownej walki z komunistami w kraju. Każda jest inna i na swój sposób wyjątkowa, a jednocześnie wszystkie używają podobnych środków, nieraz mieszając najprawdziwszy horror z czystym slapstickiem.
Sympatyk, czyli Robert Downey Jr. w kilku odsłonach
Sam serial sprawia przez to momentami wrażenie mocno niedorzecznego filmu (także przez sztuczki techniczne mające upodobnić ekranowe wydarzenia do kinowej projekcji). Ot, takiej stereotypowej amerykańskiej produkcji prezentującej inną kulturę, naród czy kraj w uproszczonej perspektywie przyszykowanej pod zachodniego widza. Z jednym tylko zastrzeżeniem – tutaj perspektywy zostały odwrócone, więc to obraz Zachodu jest przesiąknięty banałem.
Dość powiedzieć, że ważniejszych białych postaci jest tu ledwie garstka i żadna nie może się pochwalić szczególnie rozbudowaną charakterystyką. Ba, w większość z nich wciela się ten sam aktor pod inną charakteryzacją. Co za różnica, w końcu i tak wszyscy wyglądają tak samo. Nie to, co Wietnamczycy, tutaj odpowiednio rozbudowani i znacznie bardziej ludzcy niż ich amerykańscy przyjaciele.
Tych gra najczęściej Robert Downey Jr., będący tu dokładnie czterema bohaterami. Współpracującym z Wietnamczykami agentem CIA Claude'em, "zafascynowanym" orientalizmem uniwersyteckim profesorem Hammerem, wytrawnie grającym kwestią wietnamską politykiem Nedem Godwinem i reżyserem z autorskimi zapędami Nicosem. Wszyscy są cudownie przerysowani (również dosłownie – tandeta charakteryzacji bije po oczach) i wyraźnie dostarczyli będącemu też producentem serialu aktorowi doskonałej zabawy. Widzom zresztą też, bo oglądanie Downeya Jr. w każdym wydaniu to czysta przyjemność, nawet gdy mocno szarżuje. A może zwłaszcza wtedy.
Sympatyk – czy warto oglądać miniserial HBO?
Podobnie zresztą jest z całym "Sympatykiem", który nie dość że fantastycznie żongluje schematami, obśmiewając nie tylko hollywoodzkie stereotypy, to jeszcze zgrabnie spina całą historię, a przy tym świetnie się prezentuje, w czym zasługa reżyserów. O wyjątkowym poczuciu stylu odpowiadającego za pierwsze trzy odcinki Park Chan-wooka już wiedzieliśmy (w telewizji też go pokazał – przypomnijcie sobie tylko "Małą doboszkę"), ale Fernando Meirelles ("Wierny ogrodnik") czy Marc Munden ("Dzień trzeci") dotrzymują mu tutaj kroku. Efektem jest opowieść równie imponująca pod względem wizualnym, co fabularnym.
W tym drugim aspekcie "Sympatyk" to bowiem dzieło ambitne i te ambicje spełniające, ale zarazem przystępne. Inteligentne, chwilami poruszające i zmuszające do myślenia, a przy tym dostarczające mnóstwa wrażeń stricte rozrywkowych, nieważne, czy chcemy się pośmiać, czy obejrzeć wciągającą historię szpiegowską. Co istotne, jest ona także skutecznie uziemiona za sprawą Xuande, któremu udaje się przybliżyć dręczące Kapitana dylematy i uczynić go prawdziwym człowiekiem. O co niełatwo, skoro problemy z potraktowaniem go inaczej niż instrumentalnie mają nawet bliscy mu ludzie, jak poznana w Stanach panna Mori (Sandra Oh, "Obsesja Eve"), z którą łączy go może coś więcej niż przelotny romans.
Tymczasem, jak doskonale pokazuje nam to serial, kompleksowość życia i ludzkiej natury to coś, czego nigdy nie powinno się nadmiernie upraszczać. Przeciwnie, dostrzeżenie złożoności rzeczywistości to jedyny sposób, by przynajmniej spróbować ją zrozumieć. Tego jednak "Sympatyk" ani od widza nie wymaga, ani nie próbuje mu zadania ułatwić. Chce tylko pokazać nam, że świat niekoniecznie jest tak prosty, jak bywa przedstawiany w filmach. Jak na amerykańską perspektywę, to bez wątpienia bardzo progresywne podejście.