"Pohamuj entuzjazm" sądzi Larry'ego Davida i naprawia "Kroniki Seinfelda" – recenzja finału serialu
Mateusz Piesowicz
9 kwietnia 2024, 16:02
"Pohamuj entuzjazm" (Fot. HBO)
Po dwunastu sezonach i prawie ćwierć wieku od premiery skończył się "Pohamuj entuzjazm". Czy po takim czasie serial i jego bohater dostali to, na co zasłużyli? Spoilery!
Po dwunastu sezonach i prawie ćwierć wieku od premiery skończył się "Pohamuj entuzjazm". Czy po takim czasie serial i jego bohater dostali to, na co zasłużyli? Spoilery!
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że podobnie jak cały 12. sezon "Pohamuj entuzjazm", tak i jego finał, a zarazem ostatni odcinek całego serialu, był iście królewskim pożegnaniem. Pełnym gościnnych występów i wspominków ukoronowaniem nie tylko toczącego się przez kilka tygodni wątku, ale i oddaniem hołdu głównemu bohaterowi, którego liczne wady mogliśmy po raz ostatni oglądać w formie małostkowego tour de force. Dokładnie takiego, na jakie Larry David sobie przez lata zapracował.
Pohamuj entuzjazm – proces Larry'ego w finale serialu
Trudno się jednak temu wszystkiemu dziwić o tyle, że o przypuszczalnym kształcie finałowego odcinka mówiło się praktycznie od początku sezonu. A dokładnie to od momentu, gdy tylko stało się jasnym, że fabularną osią tej serii będzie wiszący nad głową Larry'ego proces o złamanie prawa wyborczego w Georgii. Skojarzenia przychodziły do głowy same – finał, sąd, publiczne pranie brudów. Czyżby Larry David zamierzał na koniec przerobić niesławne zakończenie "Kronik Seinfelda", w którym przed obliczem sprawiedliwości stanęli Jerry, George, Elaine i Kramer?
Kolejne tygodnie tylko te spekulacje podsycały, zwłaszcza gdy David przypomniał nam (za sprawą Teda Dansona), że to on we własnej osobie napisał scenariusz do tamtego odcinka i że był to jego powrót do serialu, który wcześniej porzucił. Jak ten powrót wypadł, to już temat trwających od lat dyskusji pomiędzy Larrym, a resztą świata, w których najczęściej jest on odosobniony w swoim stanowisku obrony feralnego zakończenia. Na jego przerabianie można więc było patrzeć na dwa sposoby – albo jako próbę naprawy i odkupienia, albo jeszcze jedno pokazanie wszystkim dookoła, gdzie Larry David ma nasze opinie.
Jak było, przekonaliśmy się na własne oczy, oglądając wspomniany proces w Atlancie, na którym oprócz głównego bohatera i jego przyjaciół, stawiło się całe mnóstwo osób, którym David na różne sposoby nadepnął w przeszłości na odcisk. Szybko stało się więc oczywistym, że powód całego zamieszania w postaci butelki wody podanej przez Larry'ego stojącej w kolejce do głosowania ciotce Rae (Ellia English) to tylko pretekst. Prokurator Earl Mack (Greg Kinnear) miał w planach coś innego, wyciągając mnóstwo starych spraw w jednym tylko celu – daniu Larry'emu nauczki. Pytanie tylko, czy sam główny bohater i twórca serialu w jednym był nią zainteresowany?
Pohamuj entuzjazm – czy Larry David dostał nauczkę?
"Mam 76 lat i nigdy niczego się nie nauczyłem" – stwierdza Larry na początku odcinka, dając nam z miejsca idealne podsumowanie nie tylko finału i serialu, ale pewnie i całej swojej kariery. Bo nieważne, ile osób pojawiłoby się na jego procesie, jak wiele obciążających go sytuacji zostałoby przywołanych i jak bardzo oburzona tym wszystkim byłaby ława przysięgłych i sąd. Larry David nigdy w życiu nie okazałby grama skruchy za swoje postępowanie, bo to po prostu nie w jego stylu. Za to brutalne zabójstwo irytującej muchy na oczach wszystkich dokładnie w tym samym czasie, gdy prawniczka Larry'ego porównywała go do Jezusa? O tak, to już zdecydowanie on.
Trudno zatem mówić o szczególnych niespodziankach, zarówno jeśli chodzi o rezultat procesu, jak i wpływ skazującego wyroku na oskarżonego. Jedno i drugie było równie jasne, jak to, że Susie (Susie Essman) prędzej czy później wścieknie się na Jeffa (Jeff Garlin) i Larry'ego, czy to, że analiza "Kronik Seinfelda" w wykonaniu Leona (J.B. Smoove) będzie jedyna w swoim rodzaju. Larry David musiał więc odpowiedzieć za to, jak małostkowym, upartym i złośliwym jest człowiekiem. Ale czy w takim razie żałuje? Ani trochę.
Bo widzicie, wśród wszystkich cech potencjalnie łączących serialowego Larry'ego z tym rzeczywistym, o jednej możemy powiedzieć, że z pewnością jest prawdziwa. Obydwaj nie mają w zwyczaju żałować tego, co kiedyś zrobili. Otwarcie kawiarni z czystej złośliwości, kradzież butów z Muzeum Holokaustu, zafundowanie 9-latce traumy na resztę życia czy wsadzenie do więzienia bohaterów ulubionego sitcomu Ameryki – Larry niczego nie żałuje.
Jak zatem potraktować w tym świetle fakt, że w "Pohamuj entuzjazm" koniec końców David przerobił zakończenie "Kronik Seinfelda"? Czy uwolnienie ze względu na formalność świadczy o przyznaniu się do błędu? Ależ skąd! Jedyne, o czym może taki finał świadczyć, to tylko to, że Larry David… uważa go za zabawny. Po prostu. Tak jak zabawnym było dla niego to, co zrobił 26 lat temu, tak zabawnym jest teraz przyznanie, że "nikt nie chce tego oglądać". Jak oni mogli wtedy o tym nie pomyśleć?!
Pohamuj entuzjazm – Jerry Seinfeld gościnnie w finale
Jakby natomiast taka dawka autoironii była dla was ciągle niewystarczająca, to jeszcze zabawniejszą czyni ją oczywiście obecność drugiego z najważniejszych bohaterów całej historii. Jerry Seinfeld nie tylko bowiem pojawił się na procesie swojego przyjaciela, ale też ostatecznie wyciągnął go z więzienia, kpiąc sobie w żywe oczy ze wszystkich sporów, jakie toczyły się przez lata wokół zakończenia jego serialu. I co wy na to?
Bo my jesteśmy usatysfakcjonowani, tak zakończeniem, jak i innymi odwołaniami do "Kronik Seinfelda" – od "taśm" Jerry'ego po "spodniowy namiot" Larry'ego (którym ten nawiązał do pierwszego odcinka "Pohamuj entuzjazm", podobnie jak przed laty zrobili to Jerry i George, rozmawiając o guzikach w koszuli). A to przecież nie wszystko, bo finał zafundował nam znacznie więcej atrakcji, na czele z występami tych, którzy pojawiali się tu regularnie (jak Richard Lewis, którego niedawna śmierć nadała jego scenom dodatkowo wzruszającego wymiaru) albo wpadli tylko na finał, jak Dean Norris czy Allison Janney.
Czy w związku z tym można mówić o idealnym zakończeniu? Do głowy przychodzi mi raczej określenie "wystarczająco dobre". Bo choć "Żadnych nauczek" miało dużo atutów, miało też słabsze strony, choćby opieranie się na sentymentach i w gruncie rzeczy dość przewidywalny scenariusz. Nie o to jednak chodziło, żeby na sam koniec Larry i reszta na siłę nas zaskakiwali.
Wręcz przeciwnie, ostatnia scena w samolocie z kłótnią całej ekipy i Susie wysyłającą Larry'ego z powrotem do więzienia w perfekcyjny sposób przypomniała, za co tak bardzo ten serial lubiliśmy. Wszak nic tak jak "Pohamuj entuzjazm" nie przypominało nam, że cokolwiek by się działo, pewne rzeczy są niezmienne. Wraz z tym finałem coś jednak w telewizji się zmienia. Niestety wcale nie mamy wrażenia, że na lepsze.