"Orphan Black: Echa" to powrót do świata kultowego sci-fi z Krysten Ritter w roli głównej – recenzja serialu
Nikodem Pankowiak
20 marca 2024, 19:03
"Orphan Black: Echa" (Fot. AMC)
W czasach częstych powrotów do produkcji sprzed doczekaliśmy się i spin-offu, którego nikt się nie spodziewał. "Orphan Black: Echa" pokazuje, jak po latach wygląda świat "Orphan Black". Czy warto tam zajrzeć?
W czasach częstych powrotów do produkcji sprzed doczekaliśmy się i spin-offu, którego nikt się nie spodziewał. "Orphan Black: Echa" pokazuje, jak po latach wygląda świat "Orphan Black". Czy warto tam zajrzeć?
"Orphan Black: Echa" to spin-off "Orphan Black" – skromnego i niepozornego kanadyjskiego serialu science fiction z Tatianą Maslany w roli głównej. Produkcja doczekała się pięciu sezonów i zyskała spore grono wielbicieli, zachwyconych zwłaszcza wcielającą się w kilka postaci Maslany. Teraz, prawie siedem lat po finale serialu, doczekaliśmy się powrotu do tego świata. Co ciekawe, tym razem zabiera nas do niego Anna Fishko ("Fear the Walking Dead"), twórczyni spin-offu, która wcześniej nie pracowała przy oryginale.
Orphan Black: Echa – o czym jest serial science fiction?
"Orphan Black: Echa" jest z oryginałem powiązane w sposób bardzo luźny. Jego akcja dzieje się aż 35 lat po oryginalne. Zdarzają się powroty dobrze nam znanych postaci, ale w centrum fabuła stoi zupełnie nowa bohaterka – Lucy (Krysten Ritter, "Jessica Jones"), kobieta, która pewnego dnia budzi się na kozetce u terapeutki pozbawiona jakichkolwiek wspomnień, co ma być chwilowym efektem zabiegu, który przeszła. Dość szybko okaże się, że Lucy nie ma wspomnień, bo tych po prostu mieć nie może. Bohaterka została "wydrukowana", można powiedzieć, że narodziła się już w dorosłej formie.
Jej "stwórczynią", bo chyba tak należy to określić jest Kira Manning (Keeley Hawes, "Bo to grzech"), córka Sarah, którą w głównej serii grała wspomniana już Maslany. Kira wyrosła na wybitną naukowczynię i dziś wykorzystuje naukę także do swoich prywatnych celów. To bohaterka mająca przedstawiać różne odcienie moralnej szarości, w swoich badaniach często przekraczająca granicę, ale zawsze mająca ku temu uzasadnienie. Z czasem dowiemy się, że Lucy nie jest dla niej jedynie jednym z wielu eksperymentów. Jej istnienie ma ogromne znaczenie dla Kiry, ale szybko okaże się, że nie tylko dla niej.
Bo choć Lucy odnajdzie spokój z dala od miejskiego zgiełku, u boku swojego partnera Jacka (Avan Jogia, "Now Apocalypse") i jego córki, to szybko stanie się celem dla grupy bardzo niebezpiecznych ludzi. Czego od niej chcą? To zagadka, na której rozwiązanie przyjdzie nam trochę poczekać. Tak jak na rozwiązanie zagadki, dlaczego Kira – córka swojej matki – zajęła się tak kontrowersyjnymi i mogącymi budzić poważne moralne wątpliwości (to wersja dyplomatyczna) badaniami. Czy jej działania można w jakikolwiek sposób usprawiedliwić? To pytanie, które pewnie nie raz zadamy sobie podczas seansu. Nie będzie ono jednak pierwszym, jakie przyjdzie nam do głowy.
Orphan Black: Echa to bardzo dobry występ Krysten Ritter
Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się podczas oglądania "Orphan Black: Echa", jest pytaniem w gruncie rzeczy niezbyt pozytywnym dla samego serialu. Czy naprawdę go potrzebowaliśmy? Czy naprawdę musieliśmy wracać do tego samego, choć już bardzo innego świata? Oryginalny serial, choć zdobył wierną publikę, nigdy nie wyrósł na hit, to zawsze był dość niszowy serial. Czy zatem widzowie rzeczywiście chcieli więcej? Myślę, że odpowiedź na te pytania może sugerować fakt, że choć właśnie możemy cieszyć się jego premierą w Polsce, do tej pory serial nie był emitowany w Stanach Zjednoczonych.
Ten powrót wydaje się wymuszony także dlatego, że choć jest to spin-off, tworzy go w dużej mierze inna ekipa. John Fawcett – współtwórca oryginału – wyreżyserował jedynie kilka odcinków, zaś towarzysząca mu przy oryginalnym serialu Graeme Manson nie ma z "Orphan Black: Echa" nic wspólnego. Równie dobrze mogłaby być to historia osadzona w zupełnie nowym świecie, bez tych kilku powiązań z oryginałem, i prawdopodobnie nie straciłaby nic na jakości. A przynajmniej uniknęłaby porównań, w których wypada dość blado – gdy debiutowało, "Orphan Black" było czymś świeżym, dowodem na to, że można zrobić dobre sci-fi bez blockbusterowego budżetu. "Echa" tej świeżości zwyczajnie nie mają.
Nie znaczy to jednak, że to serial, który należy wyrzucić do kosza, w żadnym wypadku. Fani produkcji science fiction znajdą tu dla siebie całkiem sporo. Choć grana przez Krysten Ritter Lucy nie jest może tak wyrazista jak Sarah, ale nadal to postać na tyle intrygująca i na tyle pozwalająca się ze sobą zżyć, byśmy pozostawali totalnie obojętni na jej los. Od samego początku chcemy wiedzieć o niej więcej i tak jak ona łapiemy się każdego skrawka informacji na jej temat. Początkowo, gdy będzie głównie biegała zdezorientowana po ekranie, Lucy może irytować, jednak z czasem coraz bardziej zaczniemy doceniać występ Ritter.
Orphan Black: Echa – czy warto oglądać serial?
"Orphan Black: Echa" robi dużo, by odróżnić się od swojego serialu–matki. Z drugiej strony, czasem stosuje rozwiązania, które aż nadto będą przypominać oryginalną historię. Zdana niemal wyłącznie na siebie kobieta, na którą poluje tajemnicza organizacja – gdzieś już to widzieliśmy, prawda? Główną różnicą jest czas akcji – "Orphan Black" prezentowało nam czasy teraźniejsze, co było pomocne także od strony budżetowej. "Echa" wybiegają bardzo mocno w przyszłość, ale na ekranie często w ogóle tego nie czuć. Wielokrotnie można odnieść wrażenie, że czas akcji nie robi tutaj absolutnie żadnej różnicy i gdyby ktoś powiedział nam, że na ekranie oglądamy rok 2030, też moglibyśmy w to uwierzyć.
Ten skok w przyszłość okazuje się kłopotliwy, gdy trzeba zaprezentować nam na ekranie bohaterów znanych w oryginalnej serii. Nie będę mówił, o kogo konkretnie chodzi, ale niektóre z tych powrotów nie dość, że wydają się upchnięte w serialu na siłę, to jeszcze wybijają widza z rytmu niezbyt udaną charakteryzacją. Mam nadzieję, że twórczyni serialu wyciągnie z tego wątki na przyszłość i jeśli doczekamy się kolejnego sezonu – na co osobiście nie postawiłbym pieniędzy – będzie on już bardziej stał na własnych nogach, bez niepotrzebnych powiązań w oryginałem.
Finalnie "Orphan Black: Echa" mogą przynieść widzom, zwłaszcza fanom science fiction, sporo przyjemności z oglądania, nawet jeśli czasem serial ma problem z tempem i tonem całej historii i czasami gubi się w rozważaniach natury moralnej i filozoficznej. Nie zawsze stawka będzie wydawała nam się naprawdę duża, czasem trudno będzie się tym wszystkim przejąć, ale finalnie to wciąż serial, który – jeśli potraktujemy go w kategoriach rozrywkowych – może dać nam sporo radochy. Co ważne, stworzono go tak, by oglądać mogli go także nieznający jego poprzednika. Mam jednak wątpliwości, czy akurat takie osoby zechcą po "Echa" sięgnąć.