Hity tygodnia: "Justified", "The Walking Dead", "The Americans", "The Carrie Diaries"
Redakcja
10 marca 2013, 20:24
"The Walking Dead" (3×12 – "Clear")
Agnieszka Jędrzejczyk: Wspaniały, cichy odcinek. Bez cienia przemocy pokazano w nim brutalne okrucieństwo nowego świata, od którego nie są wolni nawet bohaterowie, a do tego w subtelny sposób poprowadzono relacje pomiędzy skłóconymi postaciami. Przymusowy kontakt pomiędzy Carlem a Michonne nie był ani sztuczny, ani wymuszony, a przy okazji pomógł nam odrobinę bardziej zrozumieć czarnoskórą wojowniczkę. Z kolei spotkanie Ricka z Morganem idealnie zademonstrowało wizję, z którą musiał się zmierzyć w drodze do uwolnienia się od własnych demonów. Wydaje się, jakby w "Clear" cały sezon poszedł co najmniej trzy kroki do przodu – praktycznie samym scenariuszem. Więcej takich perełek.
Nikodem Pankowiak: Druga część 3. sezonu nieco mnie rozczarowała, ale muszę przyznać, że ten odcinek wreszcie przywrócił serial na właściwe tory. Michonne udowodniła, że może być przydatną częścią grupy, a Rick wydaje się wracać do normalności. Czy wróci, zobaczymy później, bo na tle niewidzianego od czasów pilota Morgana, każdy wydaje się normalny. Świetnie ukazano historię tego bohatera, a "dom" jaki sobie stworzył, intrygował od pierwszego ujęcia.
Wszystko w tym odcinku było dobre, dodatkową przyjemność oglądania zapewniały detale, takie jak "historia" włóczęgi błagającego o pomoc czy napisy na ścianach schronienia Morgana. Krótki wypad poza mury więzienia i Woodbury pozwolił zaczerpnąć "The Walking Dead" oddech, którego serial potrzebował coraz bardziej.
"The Americans" (1×06 – "Trust Me")
Andrzej Mandel: Jedna scena zrobiła z odcinka "Trust Me" hit. Keri Russel masakrująca wręcz Margo Martindale po tym, co zafundowała naszym ulubionym radzieckim szpiegom w ramach sprawdzania, czy można im ufać, była więcej niż przekonująca. Przez chwilę bałem się, że główna bohaterka zabije swojego oficera prowadzącego. Ten wątek wymieszał się ładnie z innym, udowadniającym, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Jeżeli dodać do tego coś, co przeważnie było w filmach i serialach szpiegowskich ignorowane, czyli wpływ pracy na życie rodzinne, to mamy hit. I nawet nadmierna łatwość, z jaką FBI udało się sprowokować usunięcie Rezydenta KGB nie zepsuła dobrego wrażenia.
Marta Wawrzyn: Porwanie głównych bohaterów mogło wydawać się zbyt przewidywalnym wątkiem – ale pamiętajcie, że tak właśnie miało być. Gdyby twórcy nie chcieli, abyśmy wiedzieli od początku, kto porwał Elizabeth i Philipa, nie pokazywaliby w tym czasie agentów FBI, niemających o tym zielonego pojęcia. Tak miało być, mieliśmy zastanawiać się, co im zrobi KGB, a nie kto ich porwał. Ale w tym odcinku jeszcze bardziej niż scenariusz zachwycili mnie aktorzy – nie tylko dorośli, ale i dzieci, które na stopa wracały do domu. Może nie świadczy to o mnie najlepiej, ale naprawdę nie byłam pewna, jak ta ich wyprawa się skończy.
Cały odcinek po prostu kipiał od emocji, a Keri Russell i Margo Martindale zasługują na wszelkie nagrody za tę krótką scenę, o której pisze Andrzej. Inna świetna scena to ta, w której państwo Jennings ze stoickim spokojem rozbijają swoje auto na drzewie.
"The Americans" ma już zamówienie na 2. sezon – i zasłużenie.
"Go On" (1×18 – "Double Down")
Andrzej Mandel: Ten odcinek miał kilka scen, które znacząco wyniosły go ponad zwykły poziom. Po pierwsze – księgarnia, w której Anne (Julie White) nie może opędzić się od młodych i atrakcyjnych kobiet. Po drugie – scena w kasynie, w której Lauren (Laura Benanti) ogrywa Ryana (Matthew Perry) i wszystkich dookoła. A po trzecie – ten namiętny pocałunek Anne i Brittney (Anne Heise) na parkingu w asyście min znaczącej części reszty grupy wsparcia… Wisienką na torcie było puszczanie baloników z dołączonymi obrączkami.
Odejście Simone (Piper Perabo) przyczyniło się do tego, że "Go On" wraca na swoje śmieszno-smutne tory i znów urzeka tym, że w jednym odcinku mamy okazję do parskania śmiechem i wzruszenia. Lubię to!
Marta Wawrzyn: Bijemy się w piersi – poprzedni odcinek "Go On", w którym Mr. K udawał Mary Poppins, też zasługiwał na miejsce w hitach. Nie znalazł się tam, bo przestaliśmy oglądać serial na bieżąco, zniechęceni drewnianą Piper Perabo w roli Simone. Na szczęście Simone już z nami nie ma i od razu widać poprawę.
Przede wszystkim wraca charakterystyczny dla serialu ton, w którym gorycz miesza się ze słodyczą w różnych proporcjach. Oprócz scen, które wymienił Andrzej, oklaski należą się za pomysł z Faustą i grą w bingo. Ach, i czy zauważyliście oczko puszczone do fanów "Glee" (Brittney z "Go On" też lubi dinozaury)? Bardzo przyjemny odcinek, bardzo dobre "Go On".
"Justified" (4×09 – "The Hatchet Tour")
Marta Wawrzyn: Rzadko zdarzają się tak równe, tak perfekcyjnie napisane sezony, jak 4. sezon "Justified". W zasadzie nie było jeszcze słabego odcinka i wątpię, żeby któryś z czterech, jakie jeszcze pozostały do końca, miał się taki okazać.
Przyznaję, nie czuję się do końca usatysfakcjonowana odpowiedzią na pytanie, kim jest Drew Thompson (spodziewałam się tego i uważam, że rzucono widzom zbyt oczywiste tropy), ale jednocześnie cieszy mnie to, że tę odpowiedź poznaliśmy już teraz. Bo najważniejsze jest, jaki to odkrycie będzie miało wpływ na dalszy rozwój wypadków.
Oprócz rozwiązania głównej zagadki sezonu "The Hatchet Tour" przyniósł mnóstwo świetnych scen: wybuch Arta, Boyd i Ava oglądający elegancki dom na przedmieściu, strzelanina zainicjowana przez posterunkowego Boba. I ten wyraz szczerego współczucia na twarzy Wynna Duffy'ego, kiedy przekazywał Raylanowi kondolencje. Na coraz ciekawszą postać wyrasta Tim, który pokazuje, że też potrafi chodzić własnymi drogami.
"Justified" nie ma w zasadzie już słabszych ogniw – każda postać, każdy wątek, każdy dialog są znakomicie napisane.
"Suburgatory" (2×16 – "How to Be a Baby")
Nikodem Pankowiak: Uwielbiam "Suburgatory" głównie za absurd, którego ten serial od zawsze był pełen, jednak tym razem jego pokłady zalały niemal cały ekran, czyniąc mnie jeszcze bardziej szczęśliwym. Właściwie ciężko od czegoś zacząć, perełek w tym odcinku było naprawdę sporo, a końcowa scena pomiędzy Carmen i Noah to genialne ukoronowanie całego odcinka.
Jill jako "opublikowana autorka" książki dla niemowląt zaliczyła chyba swój najlepszy występ od początku serialu, a wątek Tessy pracującej dla niej jako stażystka to drugi najmocniejszy punkt odcinka. Do tego płacząca bez łez Dalia oraz kilka pomniejszych rzeczy, jak Pan Wolfe starający odegrać się na swoim byłym kochanku. Wszystko to złożyło się na odcinek będący w ścisłej czołówce tego sezonu.
"The Carrie Diaries" (1×08 – "Hush Hush")
Marta Wawrzyn: Gdyby mi ktoś powiedział, że po ośmiu odcinkach serial o nastoletniej Carrie Bradshaw wciąż będzie mi się podobał tak jak na początku, pewnie bym nie uwierzyła. A jednak! "The Carrie Diaries" powoli wyrasta na moje ulubione guilty pleasure.
Odcinek "Hush Hush" wyróżniam przede wszystkim za rewelacyjną scenę w klubie, w której w jednej chwili cały świat Carrie, zbudowany, co tu dużo mówić, z kłamstw, runął jak domek z kart. Nie była to jednak scena dramatyczna, była to scena bardzo, ale to bardzo zabawna. Zwłaszcza zachowanie Larissy sprawiło, że miałam ochotę bić brawo. Oczywiście, że jest zachwycona faktem, iż jej stażystka ma tylko 16 lat! Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że mogłaby zareagować inaczej.
Był też mały ukłon w stronę fanek "Seksu w wielkim mieście": dowiedziałyśmy się, jak zaczęła się miłość Carrie do butów. Sarah Jessica Parker może sobie mówić, że serial jest dziwny – ja tę lukrowaną wersję historii Carrie Bradshaw akceptuję w 100%. Po ośmiu odcinkach ma dla mnie tyle samo uroku co na początku.