"Nadzwyczajna" wraca z 2. sezonem i to świetny moment, aby ją nadrobić – recenzja serialu Disney+
Mateusz Piesowicz
6 marca 2024, 16:13
"Nadzwyczajna" (Fot. Disney+)
Oglądacie "Nadzwyczajną"? Pewnie nie, więc teraz jest dobra pora, żeby zacząć, bo specyficzny brytyjski serial superbohaterski wrócił z 2. sezonem i nadal jest jedyny w swoim rodzaju.
Oglądacie "Nadzwyczajną"? Pewnie nie, więc teraz jest dobra pora, żeby zacząć, bo specyficzny brytyjski serial superbohaterski wrócił z 2. sezonem i nadal jest jedyny w swoim rodzaju.
W świecie, w którym wszyscy są super, tylko ona jest w pełni (nad)zwyczajna. Jen (Máiréad Tyers), bo o niej oczywiście mowa, poznaliśmy przed rokiem i z miejsca się zakochaliśmy. Nie, bynajmniej nie w jej czarującym charakterze, urzekającej osobowości i pozytywnym spojrzeniu na świat, bo tych okazała się pozbawiona w równym stopniu, co supermocy. Ale to dobrze, ponieważ właśnie negatywne cechy głównej bohaterki, a nade wszystko sposób, w jaki mimo nich radziła sobie z rzeczywistością, sprawiły, że "Nadzwyczajna" była taką rewelacją. Czy nadal nią jest?
Nadzwyczajna sezon 2 – co słychać u Jen i reszty?
Składający się z ośmiu odcinków 2. sezon (całość jest już dostępna na Disney+) zaczyna się dokładnie tam, gdzie poprzednio przerwaliśmy. Jen, choć w dalszym ciągu bez mocy, ma powody do radości – nie tylko zdobyła pieniądze potrzebne do rozpoczęcia terapii, która ma z niej wydobyć ukryte zdolności, ale też ma najprawdziwszego własnego kota/współlokatora/chłopaka. Pełnia szczęścia?
No, nie do końca. Wszystko przez to, co już zajawiono nam pod koniec 1. sezonu, a więc odnalezioną przypadkiem rodzinę Spermana (Luke Rollason), o której istnieniu ten nie miał pojęcia. Jak można się domyślać, pojawienie się na horyzoncie Nory (Rosa Robson, "Wyjęci spod prawa") i jej syna wprowadzi w życie Jen sporo dodatkowego chaosu, skutkując wieloma kompromitującymi i komicznymi sytuacjami, ale nie tylko. Wylewający się z ekranu tonami absurd będzie bowiem, podobnie jak do tej pory, tylko pretekstem dla emocjonalnego rozwoju bohaterów wykonujących kolejne, z dawna odwlekane i absolutnie przerażające kroki ku dorosłości.
My zaś będziemy te ich niezdarne próby oglądać z bliska, a w przypadku Jen nawet z bardzo bliska, bo dosłownie z wnętrza jej umysłu. Wszystko za sprawą jej coacha George'a (Julian Barratt, "Wielka") i jego mocy, które pomagają pacjentom zanurzyć się w głąb samych siebie, aby znaleźć blokujące rozwój ich potencjału przeszkody. Uwierzylibyście, że wśród nieporządku (żeby nie użyć mocniejszych słów) panującego w głowie Jen będzie ich cała sterta?
Nadzwyczajna bywa bardzo zwyczajna – i świetnie!
Emocjonalna podróż przez liczne problemy bohaterki (od lęku przed wężami w toalecie po trudności w wyrażaniu intymnych uczuć) została naszkicowana bardzo grubą kreską, ale co tu takie nie jest? "Nadzwyczajna" pokazała już w 1. sezonie, że potrafi ten brak subtelności przekuć w zaskakująco szczere treści i tym razem nie jest inaczej. Pod grubą pokrywą z często rubasznych żartów skrywa się zatem sporo prawdy, do której prędzej czy później Jen uda się dotrzeć, przy okazji dowiadując się nieco o sobie samej.
Gdzie w tym wszystkim pogoń za supermocami? Wbrew pozorom, te mają w tym sezonie jeszcze mniejsze znaczenie niż wcześniej. W przypadku Jen łatwo zapomnieć o ich braku, bo pełnią rolę celu, od którego znacznie ciekawsza jest sama podróż. W serialowej rzeczywistości występują z kolei nadal w pokaźnej ilości i są przy tym mniej czy bardziej wymyślne, ale zarazem pełnią wyłącznie służebną rolę względem istotniejszych z fabularnego punktu widzenia kwestii.
Bez obaw jednak, nie sprawia to w najmniejszym stopniu, że serial traci na swoim pokręconym humorze i specyficznym uroku. Przeciwnie, twórczyni "Nadzwyczajnej" Emmie Moran zwariowanych pomysłów nie brakuje, wciąż potrafi też nimi zaskoczyć i bardzo skutecznie rozbawić. Wie jednocześnie, że na samych dowcipach daleko się nie zajedzie – muszą one być nośnikiem bardziej trwałych treści i tak też się dzieje, zresztą nie tylko w wątku głównej bohaterki.
Nadzwyczajna w 2. sezonie pozwala postaciom rozkwitnąć
Podczas gdy Jen i Sperman rozgryzają trudy wspólnego życia, manewrując przy tym pomiędzy jej aktualnymi problemami i jego ludzką przeszłością, równie skomplikowane rzeczy dzieją się u Carrie (Sofia Oxenham) i Kasha (Bilal Hasna). Para, której pod koniec poprzedniego sezonu udało się rozstać, teraz mierzy się z konsekwencjami tej sytuacji, a zadanie mają o tyle utrudnione, że wciąż mieszkają razem. Z jednej strony trzeba więc nauczyć się funkcjonować w nowym układzie, z drugiej odkryć, kim się właściwie jest bez tej drugiej osoby.
Na pozór "Nadzwyczajna" nie robi tu nic specjalnego. Ekranowych rozstań i prób radzenia sobie z nimi widzieliśmy wszak setki i tutejsza sytuacja niczym się od nich nie różni. Poza tym, że Carrie porad jak zostać niezależną kobietą szuka u zmarłych (Sofia Oxenham przechodzi w tym sezonie samą siebie), a Kash w potrzebie zmierzenia się z własną niedojrzałością wpada na pomysł napisania superbohaterskiego musicalu. I tak oklepane motywy zyskują nowe życie, a dynamika między obojgiem postaci sprawia, że ich przepychanki w żadnym momencie nie stają się nudne.
Dodajmy do tego przyjacielsko-siostrzano-rodzicielską relację Carrie z Jen, trudne stosunki tej drugiej z matką (Siobhán McSweeney) i pełen wyparcia związek Spermana ze swoim kocim ja, a otrzymamy iście szaloną mieszankę, która zawsze znajduje uziemienie akurat wtedy, gdy już wydaje się, że tym razem odleciała za daleko. Efektem jest historia potrafiąca rozbawić do łez, ale też pełna autentycznych emocji, uczuć i sytuacji, które wielu młodych (i nie tylko) ludzi zna aż za dobrze z własnego doświadczenia. Pod tym względem to naprawdę nadzwyczajny serial.
Nadzwyczajna – sezon 2 stawia krok w dobrą stronę
Jasne, można powiedzieć, że kryjąca się pod niedorzeczną komedią fabuła jest stosunkowo prosta, nie wnosząc niczego nowego do naszego życia. Warto jednak docenić sposób, w jaki twórczyni już po raz drugi z rzędu kreśli nadspodziewanie wiarygodne portrety swoich bohaterów, dodając im jeszcze głębi i rozbudowując o kolejne złożone warstwy. A to wszystko w takiej serialowej bzdurce.
Bo nie ma co ukrywać, że ostatecznie "Nadzwyczajna" jest właśnie taką, czasem zdrowo odjechaną, niepoprawną i bardzo niegrzeczną, a czasem ciepłą, wzruszającą i pocieszną bzdurką, którą pochłania się w jeden wieczór, dobrze się przy tym bawiąc i zapominając o niej na następny dzień. W 2. sezonie nic się pod tym względem nie zmieniło, a mimo to trudno odmówić serialowi widocznego gołym okiem postępu w kreacji bohaterów, nabrania fabularnej dojrzałości czy odważniejszego eksplorowania poważnych tematów pod błahą przykrywką. Nie tylko z tego powodu mam więc nadzieję, że na tym się nasze spotkania z Jen i resztą nie zakończą.