"Rojst Millenium" to znakomite pożegnanie z jednym z najlepszych polskich seriali – recenzja 3. sezonu
Nikodem Pankowiak
28 lutego 2024, 09:01
"Rojst Millenium" (Fot. Netflix)
Wreszcie nadszedł moment, na który fani polskich seriali czekali długo. "Rojst" powrócił i w swoim finałowym sezonie pokazuje, jak głęboko sięgają korzenie zła. Jakie jeszcze tajemnice skrywa las na Grontach? I co skrywa Kierownik?
Wreszcie nadszedł moment, na który fani polskich seriali czekali długo. "Rojst" powrócił i w swoim finałowym sezonie pokazuje, jak głęboko sięgają korzenie zła. Jakie jeszcze tajemnice skrywa las na Grontach? I co skrywa Kierownik?
"Rojst" ma skomplikowaną historię. Najpierw miał być filmem, który jednak przekształcił się w serial stworzony dla platformy Showmax. Gdy ta wycofała się z naszego kraju, prawa do emisji przejął Netflix, który zamówił także kolejny sezon, z akcją osadzoną 13 lat po pierwszym, w latach 90. Teraz przyszła pora na finałowy, 3. sezon o podtytule "Millenium" (widzieliśmy przedpremierowo wszystkie sześć odcinków), w którym wszystkie drogi i tajemnice wreszcie się ze sobą połączą, a widzowie uzyskają odpowiedzi na pytania, które mogły nurtować ich od początku.
Rojst Millenium – 3. sezon zdradza, kim jest Kierownik
Mamy końcówkę roku 1999, Polska szykuje się na nowe millenium. Szykuje się pełna obaw – z telewizorów można usłyszeć o pluskwie milenijnej, a ludzie chcąc nie chcąc zastanawiają się, czy wraz z przyjściem 2000 roku może nas czekać katastrofa.
Choć od ostatniego spotkania z bohaterami "Rojstu" nie minęło tak dużo, bo tylko nieco ponad dwa lata – gdzieżby porównywać to z 13-letnim przeskokiem między 1. a 2. sezonem – w ich życiach zmieniło się sporo. Mika (Łukasz Simlat) przymuszony przez żonę przechodzi na emeryturę, a Jass (Magdalena Różczka), którą spotkała prywatna tragedia, właśnie wylądowała w szpitalu, cudem unikając śmierci podczas strzelaniny. Choć ich drogi się rozeszły, wkrótce skrzyżują się ponownie, gdy policja znajdzie w lesie przestraszoną nastolatkę, która wyraźnie była świadkiem jakiegoś koszmaru.
Wanycz (Andrzej Seweryn) znów będzie prześladowany przez duchy przeszłości, z kolei Zarzycki (Dawid Ogrodnik) powoli próbuje na nowo układać sobie życie. Robi to u boku Joanny (Vanessa Aleksander), czym oczywiście nie jest zachwycona jego córka, Wanda (Wanda Marzec). Chwilowo na urlopie od dziennikarstwa, wkrótce i tak będzie zmuszony do zmierzenia się z najważniejszą sprawą swojego życia, gdy Wanda zniknie w tajemniczych okolicznościach. Policja będzie rozkładała ręce i mówiła o buncie nastolatki, która "sama się znajdzie", ale ojciec wie lepiej – to musiało być porwanie. Po odstawieniu trochę na boczne tory w 2. sezonie Zarzycki znów znajdzie się więc w centrum całej historii.
Spiritus movens 3. sezonu "Rojstu" jest jednak ktoś inny. Bohater, który do tej pory zawsze znajdował się w cieniu, choć wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z jego istotności. Mowa oczywiście o Kierowniku (Piotr Fronczewski), którego spotykamy w wieczór jego urodzin. Urodzin, podczas których jak żywe wrócą wspomnienia z jego przeszłości. I to właśnie ta przeszłość będzie kluczowa dla zrozumienia tej postaci i wydarzeń sezonu.
W retrospekcjach poznamy go znacznie bliżej i dowiemy się, w jaki sposób zbudował swoją pozycję w mieście, gdzie wszystko zdaje się kręcić wokół niego. Wcielający się w jego wersję z lat 60. Filip Pławiak ("Chyłka") w swojej roli błyszczy i jest zdecydowanie jednym z najjaśniejszych punktów tego sezonu. W ruchach, wyglądzie, głosie (wspomaganym komputerowo) jest po prostu młodym Fronczewskim i trudno mi wyobrazić sobie kogoś lepszego w tej roli.
Rojst Millenium – sezon 3 świetnie spina całą historię
Retrospekcje, w których to właśnie Kierownik staje się centralną postacią, pozwalają widzom na lepsze zrozumienie tego bohatera, jego motywacji i wpływu na całą historię. Wpływu, którego wcześniej mogliśmy do końca nie dostrzegać. Ostatecznie wiążą one ze sobą także losy kilku różnych postaci, dzięki czemu finalnie wszystkie elementy lądują na swoim miejscu, a zaprezentowana nam w tym sezonie historia jest zadziwiająco spójna do samego końca. Jan Holoubek i Kasper Bajon – twórcy serialu – przy jej opowiadaniu nie potykają się ani razu. Muszę tutaj ukłonić im się nisko w pas, ponieważ od pierwszych minut "Rojstu Millenium" byłem zachwycony tym, co widzę na ekranie, ale jednocześnie cały czas towarzyszyła mi obawa, czy to wszystko nie rozsypie się w finale. O dziwo, nie rozsypało.
Sama zagadka, a właściwie zagadki, napędzające w tym sezonie fabułę, oprócz tego, że w sposób naturalny łączą się ze sobą, są po prostu wciągające – znów, bo to coś, co charakteryzuje "Rojst" od samego początku. A przy tym, biorąc pod uwagę mnogość postaci i wątków, z którymi w tym sezonie mamy do czynienia, ani na moment nie mamy wrażenia, by cokolwiek wepchnięto do scenariusza na siłę. Znów istotny będzie tutaj las na Grontach, którego historia wciąż kładzie się cieniem na całym mieście. Jak szybko się przekonamy, znajdą się i tacy, którzy tę historię będą chcieli na zawsze pogrzebać, w imię świętego spokoju i dobra narodu polskiego.
"Rojst" zawsze był doskonały w pokazywaniu prawdziwej Polski z nie tak dalekiej przeszłości. Nie tej z pierwszych stron gazet, bo siłą serialu jest umiejscowienie akcji w mieście średniej wielkości, gdzie życie – zarówno w PRL-u, jak i w już wolnej Polsce – wyglądało inaczej niż w Warszawie. Wydaje mi się jednak, że serial Netfliksa nigdy nie był tak dobry w malowaniu portretu Polski, jak teraz. Ba, nie wiem, czy jakikolwiek współczesny serial mógłby być tutaj konkurencją. Polska drugiej fazy transformacji, ze wszystkimi toczącymi ją chorobami, jest tutaj pokazana bez żadnego filtra. Mamy więc inteligentów, dla których w czasach dzikiego kapitalizmu nie ma zbyt wiele miejsca, mamy "przedsiębiorców" będących zwykłymi gangsterami, mamy łapówki, przysługi i cały ten syf z okresu przed wejściem do Unii Europejskiej, którego nie były w stanie przypudrować coraz nowocześniejsze meble, samochody i telefony komórkowe.
Rojst Millenium – sezon 3 pokazuje mroczną stronę Polski
Polska w "Rojście" to dziki kraj. Kraj cwaniactwa, malwersacji i kłamstw – w polityce, historii i biznesie. To kraj, gdzie komendant policji gra w karty i chleje wódkę z gangsterami, śliniąc się przy okazji do nagich dziewczyn, dla których "modeling" miał być szansą na wyrwanie się ku lepszemu życia, a stał się jedynie generatorem kolejnych traum. Nie wydaje mi się, by "Rojst" chciał tutaj szykować coś na wzór aktu oskarżenia wobec III RP, ale końcówka lat 90. w serialu zdecydowanie nie jest czasem, do którego chciałoby się wracać, nawet jeśli chwilami uśmiechniemy się na wspomnienie programów emitowanych wtedy w telewizji czy ogólnej ówczesnej przaśności.
Ale chyba najmocniejszą stroną tego sezonu jest niewyobrażalnie wręcz mocna obsada. Pomyślcie o jakimś polskim aktorze lub aktorce, a jest duża szansa, że choć na moment zobaczycie ich na ekranie. Oprócz wspomnianych wcześniej nazwisk mamy jeszcze chociażby Janusza Gajosa ("Bez tajemnic") w roli kolejnego ducha przeszłości nawiedzającego Gronty po latach. W rolach drugo-, a nawet trzecioplanowych pojawią się takie osoby jak Tomasz Schuchardt ("Morderczynie"), Konrad Eleryk ("Pati"), Tomasz Sapryk ("Wielka woda") czy Michalina Łabacz ("Belfer"). Trochę wygląda to tak, jakby duet Holoubek i Bajon urządzali swojemu serialowi prawdziwie huczne pożegnanie (bal u Kierownika?), a połowa polskiej sceny aktorskiej chciała wziąć w nim udział.
I faktycznie, jest to pożegnanie huczne. Nie będzie spoilerem stwierdzenie, że pożegnanie z "Rojstem" ma słodko-gorzki posmak. Słodki, bo jednak dla niektórych bohaterów zaczyna świecić słońce i wygląda na to, że nowe millenium może przynieść dla nich coś dobrego. Ale czy dla wszystkich? Z pewnością nie, w końcu świat dookoła nie zmieni się magicznie, gdy rok 1999 zostanie zastąpiony przez 2000. Wydaje się jednak, że "Rojst" i jego bohaterowie żegnają się z nami w najlepszym możliwym momencie. Takich serialowych pożegnań – przemyślanych, niewymuszonych i przede wszystkim w szczycie formy – życzyłbym nam wszystkim jak najwięcej.