"Typ: Zabójca" jest jak "Fatalne zauroczenie" w nowym wydaniu – recenzja serialu z Emmą Appleton
Mateusz Piesowicz
22 lutego 2024, 15:43
"Typ: Zabójca" (Fot. Paramount+)
Ofiara, prześladowca i ich skomplikowana relacja. Jeśli znacie ten schemat, to "Typ: Zabójca" raczej niczym was nie zaskoczy. A czy pomimo tego może przypaść wam do gustu?
Ofiara, prześladowca i ich skomplikowana relacja. Jeśli znacie ten schemat, to "Typ: Zabójca" raczej niczym was nie zaskoczy. A czy pomimo tego może przypaść wam do gustu?
"Czy próbowałeś mnie zabić?" – pyta główna bohaterka w otwierającej scenie serialu "Typ: Zabójca" (w oryginale "The Killing Kind", tak jak powieść autorstwa Jane Casey, na której oparto tę historię) i jest to pytanie, które podczas seansu 6-odcinkowej produkcji platformy Paramount+ (w Polsce można ją oglądać na HBO Max, gdzie jest już dostępny cały sezon) usłyszycie jeszcze nie raz. Możecie się przy tym zastanawiać nad odpowiedzią, choć jeśli znane są wam gatunkowe realia psychologicznych thrillerów o obsesyjnych prześladowcach – a z tym mamy tu do czynienia – będzie ona dość oczywista.
Typ: Zabójca – o czym jest serial dostępny na HBO Max?
Spokojnie, nie zaspoilerowałem wam właśnie największej serialowej tajemnicy. Twórcy "Typu: Zabójca" mają bowiem w rękawie więcej asów, którymi wodzą widzów za nos, prawie do samego końca nie chcąc ujawnić swoich sekretów i dać jednoznacznych odpowiedzi. Faktem jest jednak, że poruszają się przy tym po dobrze znanych rejonach, co sprawia, że trudno uznać ich dzieło za szczególnie odkrywcze i zaskakujące.
Zresztą już pierwszy rzut oka na fabułę pozwala stwierdzić, że chyba gdzieś to widzieliśmy. "Typ: Zabójca" opowiada historię Ingrid Lewis (Emma Appleton, "Wiedźmin"), wziętej prawniczki, której klientem był w przeszłości niejaki John Webster (Colin Morgan, "Przygody Merlina"), wybroniony przez nią z zarzutów o prześladowanie swojej partnerki. Rok po tych wydarzeniach mężczyzna ponownie pojawia się w życiu bohaterki, dokładnie w dniu, w którym w tragicznych okolicznościach ginie jej przyjaciółka i mentorka. Czy Webster miał z tym coś wspólnego? I co dokładnie łączy go z Ingrid?
Jak nietrudno się domyślić, opowiadana w serialu historia jest pełna fabularnych zawijasów, twistów i ślepych uliczek mających wyprowadzić oglądającego w pole, a bohaterkę wpędzić w poczucie narastającej paranoi. Jej skomplikowane uczucia wobec Webstera, jego niejednoznaczna postawa i dziejące się wokół Ingrid dziwne i przerażające rzeczy splatają się w krąg manipulacji, kontroli, obsesji i niepewności, który z czasem zaciska się wokół kobiety coraz mocniej, doprowadzając ją na krawędź wytrzymałości, a widza z nerwów na skraj fotela. Przynajmniej w teorii.
Typ: Zabójca z czasem wykonuje zwrot w stronę tandety
W praktyce ta intrygująco brzmiąca mieszanka nie urasta jednak ani razu w ciągu niespełna pięciu godzin do miana naprawdę pasjonującej historii, aspirując co najwyżej do kategorii zajmującej rozrywki. A i to jedynie w porywach i raczej w pierwszej połowie sezonu, bo im dalej, tym bardziej na wierzch wychodzą szyte grubymi nićmi intrygi oraz tandetne rozwiązania scenariuszowe.
Jasne, tego typu historie pewnego rodzaju tandetę mają wpisaną w swoje fundamenty. Wystarczy wspomnieć nasuwające się z miejsca podobne tytuły, jak serial "Ty" czy też filmowe lub serialowe "Fatalne zauroczenie". Tempo, w jakim "Typ: Zabójca" przestawia wajchę z w miarę ambitnej psychologii na tanią sensację, jest jednak rozczarowująco szybkie. Jakby twórcy w pół drogi uznali, że wystarczy już tego przynudzania, bo jeszcze nam się widz zmęczy i ucieknie sprzed ekranu.
Czy taki brak wiary we współczesnego telewizyjnego odbiorcę nie jest aby uprawniony, to jednak osobna kwestia. Tutaj większe znaczenie ma, że zmieniając swoje oblicze, serial najzwyczajniej w świecie traci na jakości, ze standardowego acz solidnego thrillera stając się trywialną i przesadnie dramatyczną kryminalną pulpą. A szkoda, bo nawet jeśli podaje je w formie fast foodu, "Typ: Zabójca" wciąż ma do powiedzenia kilka ważnych rzeczy.
Typ: Zabójca delikatnie podchodzi do trudnego tematu
Choćby w kwestii wiodącego motywu, czyli niezdrowych relacji damsko-męskich, które tu oglądamy na różnych przykładach w formie nadużyć, przymusu, kontroli i stalkingu. Twórcy balansują co prawda na bardzo cienkiej linie między realistycznym przedstawieniem patologicznych zachowań a ich tabloidyzacją, ale udaje im się zachować w tym umiarkowaną równowagę. Przynajmniej na tyle, że da się z serialu wyciągnąć jakieś sensowne wnioski, m.in. na temat pozycji kobiet jako ofiar w patriarchalnym społeczeństwie.
Sama próba ugryzienia takiego tematu przez serial tego rodzaju jest już warta pochwał, choć przesadzać z nimi oczywiście nie ma co. Koniec końców "Typ: Zabójca" ucieka wszak od tematu, skupiając się na znacznie łatwiejszych i bardziej efekciarskich kwestiach, no i nie unikając przy okazji groźnego wciskania napastnika w ramy romantycznej historii. Dobrze przynajmniej, że ta ostatnia jest mimo wszystko wzięta w nawias i nigdy nie wybija się ponad całą resztę, gdyż uczuciom Ingrid wobec Webstera zawsze towarzyszą wątpliwości i obawy, które udzielają się również widzom.
Typ: Zabójca – czy warto oglądać brytyjski serial?
Jest zatem serial Paramount+ wart chociaż tyle, że ani nie normalizuje, ani nie idealizuje przestępstw, starając się z wyczuciem stąpać po bardzo grząskim gruncie. To już wbrew pozorom sporo, co jednak niekoniecznie musi wystarczać, aby uznać go za obowiązkowy seans. Przeciwnie, "Typ: Zabójca" to rzecz przeznaczona raczej jedynie dla miłośników gatunku i to takich, którym nie przeszkadzają kwadratowe dialogi i plastikowe postaci, od których roi się zwłaszcza na kompletnie niedopracowanym drugim planie.
Pod względem fabularnym mamy więc do czynienia z produkcją mocno flirtującą z kiczowatymi thrillerami klasy B, od których odróżnia ją w gruncie rzeczy tylko wspomniane podejście unikające szkodliwego promowania patologii. Cała reszta to już jednak wielka sterta stereotypowych rozwiązań i scenariuszowych klisz, które ledwo się ze sobą spinają, czyniąc serial seansem odpowiednim do obiadu, bo poświęcanie mu większej uwagi może się źle skończyć. Owszem, realizacyjnie jest lepiej – czasem trafi się jakiś niestandardowe ujęcie, momentami pojawia się napięcie, a para aktorów w głównych rolach wypada nader przyzwoicie – ale czy to wystarcza, żeby "Typ: Zabójca" koniecznie znalazł miejsce w waszym repertuarze? Raczej nie.