"Nowa konstelacja" to kosmiczny thriller spiskowy, który potrafi wkręcić – recenzja serialu Apple TV+
Marta Wawrzyn
21 lutego 2024, 08:14
"Nowa konstelacja" (Fot. Apple TV+)
Apple TV+ niewątpliwie umie w kosmiczne seriale, choć akurat "Nowa konstelacja" bardziej niż na samym kosmosie skupia się na ziemskich skutkach podróży pozaziemskich. Czemu warto obejrzeć spiskowy thriller z Noomi Rapace?
Apple TV+ niewątpliwie umie w kosmiczne seriale, choć akurat "Nowa konstelacja" bardziej niż na samym kosmosie skupia się na ziemskich skutkach podróży pozaziemskich. Czemu warto obejrzeć spiskowy thriller z Noomi Rapace?
Od "For All Mankind", poprzez "Inwazję" i "Fundację", aż po "Silos" – Apple TV+" co chwila udowadnia, że ma do zaoferowania fanom science fiction więcej, niż którakolwiek inna platforma. I z "Nową konstelacją" nie jest inaczej, choć przy wyżej wymienionych blockbusterach jest to produkcja raczej skromna, kameralna, skupiająca się bardziej na eksplorowaniu zakamarków ludzkiej psychiki niż kosmosu jako takiego.
Nowa konstelacja – o czym jest serial sci-fi Apple TV+?
W centrum wydarzeń w serialu "Nowa konstelacja" – widziałam przedpremierowo całość, czyli osiem odcinków – znajduje się Jo Ericsson (Noomi Rapace, "Dziewczyna z tatuażem"), szwedzka astronautka, która powraca na Ziemię po katastrofie w kosmosie i odkrywa, że coś dziwnego stało się z jej życiem. Niby wszystko jest na swoim miejscu, witają ją mąż i córka, ale kiedy zaczyna myśleć o szczegółach, te coraz bardziej się nie zgadzają. Dodatkowo zaczyna mieć jakieś tajemnicze halucynacje, a może wizje. Równolegle serial od samego początku wprowadza wątek, dziejący się nieco później gdzieś w szwedzkim lesie, w którym oglądamy, jak Jo z córką uciekają. O co tu chodzi?
Kosmiczny thriller, którego twórcą jest Peter Harness ("Wojna światów", "Jonathan Strange & Mr Norrell"), od samego początku wrzuca zarówno swoją bohaterkę, jak i widza w środek wydarzeń i każe się orientować. Pytań i elementów układanki jest bardzo dużo: wszystko zaczyna się od wypadku na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, w którym ginie kolega Jo. Grana przez Rapace bohaterka zostaje sama, traci łączność z Ziemią i robi, co w jej mocy, aby się uratować, podczas gdy zaczyna jej się kończyć tlen. Znajdując się w ogromnym stresie, zaczyna widzieć koszmarne rzeczy, których prawdopodobnie wcale tam nie ma – bo niby jak miałyby być rzeczywistością?
Jednocześnie oglądamy wątek Henry'ego Caldery (Jonathan Banks, "Breaking Bad", "Better Call Saul"), wybitnego fizyka, noblisty, który sam kiedyś był astronautą. Teraz jest bliski ważnego odkrycia i mocno liczy na to, że Jo przywiezie mu z kosmosu pewien cenny dowód, który pozwoli mu dalej poprowadzić przełomowe badania. Oprócz niego w grupie ważniejszych postaci znajdują się: James D'Arcy ("Oppenheimer") jako Magnus, mąż Jo; bliźniaczki Davina i Rosie Coleman ("Larkinowie") jako jej córka, Alice; William Catlett ("Black Lightining") jako Paul, kolega Jo z misji kosmicznej; a także Barbara Sukowa ("Voyager") jako dawna radziecka kosmonautka Irena Lysenko.
Nowa konstelacja – skandynawski thriller w kosmosie
Wydarzenia z "Nowej konstelacji", mimo iż zahaczają o wielkie tematy, rozgrywają się w wąskim kręgu postaci, a europejska sceneria, dość skromna realizacja, częste przeskakiwanie na język szwedzki i psychodeliczna muzyka sprawiają, że całość sprawia wrażenie raczej serialu z szeroko pojętego gatunku nordic noir niż wielkiego kosmicznego projektu platformy, która lubi szastać milionami. Jeśli więc liczyliście na rozmach w stylu "For All Mankind" i rozbudowaną, wielowątkową historię dziejącą się głównie w kosmosie, to nie ten serial. Fani skandynawskich thrillerów poczują się za to jak w domu, bo czego jak czego, ale śniegu, mroku i tajemnic to tu nie brakuje.
Nie tak łatwo jest pisać o "Nowej konstelacji", nie zdradzając, o co w niej chodzi – a byłby to ogromny spoiler – napiszę więc tylko, że odnajdziecie tu motywy znane z takich horrorów jak "Skinamarink" i "Odludzie", jest też w tym serialu coś z filmu "Interstellar", jest samotność w kosmosie à la "Grawitacja" czy wątki w stylu "Rozłąki", na szczęście nie tak śmiertelnie nudne jak w drogim, ale pustym serialu Netfliksa.
Pierwsze trzy odcinki, dostępne od dziś na Apple TV+, są wypakowane wydarzeniami i raczej stawiają na mnożenie pytań niż dawanie odpowiedzi. W kolejnych akcja nieco zwolni i wszystko zacznie się układać. Możecie więc serial oglądać bez obaw, że twórcy – wśród których znajduje się też m.in. odpowiedzialna za część odcinków reżyserka Michelle MacLaren ("Lśniące dziewczyny", "Breaking Bad") – nie wiedzą, co robią. To dobrze przemyślane puzzle, gdzie wszystko wskoczy na swoje miejsce i zostanie wyjaśnione bardzo dokładnie – wręcz zbyt dokładnie – i to nie raz, a kilka razy.
Nowa konstelacja – czy warto oglądać serial Apple TV+?
"Nowa konstelacja" ma swoje wady, ale to wciąż ciekawa propozycja zarówno dla fanów kosmicznych historii, jak i osób, którzy lubują się w mrocznych skandynawskich produkcjach i/lub różnych grach na inteligencję z publicznością. Serial Apple TV+ niewątpliwie bardzo sprawnie wciąga widza w wir swoich zdarzeń, idealnie dawkując pytania i odpowiedzi. Jeżeli zaczniecie serial, prawdopodobnie też go dokończycie, choćby z czystej ciekawości, o co w nim chodziło. Nie obawiajcie się też braku satysfakcjonującego zakończenia – finał jak najbardziej go dostarcza, jednocześnie stanowiąc potencjalny wstęp do kolejnych serii. Te osiem odcinków można więc potraktować jako zamkniętą całość i pewnie tak byłoby najlepiej, ale podejrzewam, że Apple TV+ będzie jednak chciało kontynuować tę historię w takiej czy innej formie.
Czy był tu potencjał na serial wybitny? Myślę, że jednak nie. "Nowa konstelacja", poczynając od samego konceptu, a kończąc na jego wykonaniu. zdecydowanie nie jest ani drugim "Silosem", ani następcą "For All Mankind". To nie ta sama kategoria wagowa. Z drugiej strony, nie będąc kolejnym wielkim dramatem, do jakich nas przyzwyczaiło Apple TV+, ma szansę zdobyć dużą publiczność i okazać się swoistym czarnym koniem.
Ta więcej niż przyzwoita rozrywkowa produkcja to z jednej strony sprawnie zrealizowany, momentami bardzo klimatyczny europejski thriller spiskowy, a z drugiej, opowieść, która ma ambicje, aby być czymś więcej i zadawać pytania o naturę wszechrzeczy i granice ludzkiego poznania. To też swego rodzaju trik, intelektualna zagwozdka, gra z widzem w symbole, metafory i skojarzenia. Ot, chociażby to nie przypadek, że córka Jo – świetnie zresztą zagrana przez bliźniaczki Coleman – ma na imię Alice. I takich sytuacji pt. "to nie przypadek" jest w serialu więcej, a ci, którzy będą oglądać go uważnie, na koniec będą mogli stwierdzić: "a nie mówiłem/-am?".
Przed wami osiem godzin rozrywki na niezłym poziomie, w skandynawskim klimacie zaserwowanym jednak w znacznie mniej hermetyczny sposób, niż uczyniliby to sami Skandynawowie. Warto dać się wkręcić, docenić kolejną wyrazistą rolę Noomi Rapace oraz podwójną obecność Jonathana Banksa, a także sprawdzić artystów, którzy wykonują utwory otwierające i zamykające odcinki (są to odpowiednio Surrogate Sibling i Suvi-Eeva Äikäs). Jeśli tylko nie spodziewaliście się kolejnego wielkiego serialu, który wywróci cały wasz świat do góry nogami, nie powinniście być rozczarowani.