"Vikings" (1×01): Bez wiatru w żaglach
Andrzej Mandel
5 marca 2013, 22:11
"Vikings" zapowiadało się na hit. Historia życia Ragnara Lodbroka to wręcz gotowy scenariusz, niezależnie od tego, którą wersję legendy przyjmiemy za podstawę. Ale brak tu wiatru w żaglach.
"Vikings" zapowiadało się na hit. Historia życia Ragnara Lodbroka to wręcz gotowy scenariusz, niezależnie od tego, którą wersję legendy przyjmiemy za podstawę. Ale brak tu wiatru w żaglach.
"Rites of Passage" najprościej można podsumować kilkoma słowami – biją się, idą, robią coś, znów idą, płyną. Po drodze spada jedna głowa i wprowadzane są postacie drugoplanowe. Całość może być nawet ciekawa, ale coś mi zdecydowanie nie grało.
Na pewno zagrała mi klimatyczna czołówka. Nie mogę się też przyczepić do zdjęć (komputerowe dorabianie tła zauważyłem raz). "Vikings" to serial dobrze filmowany, a twórcy wiedzą, jakie widoki pokazać, by chwycić za serce. Widoki to jednak nie wszystko.
Po pierwsze, przez cały odcinek się nudziłem. Główny bohater poszedł do króla, po drodze obejrzał proces i ścięcie, po czym wrócił od króla. W międzyczasie załatwił sobie nowy statek i pouczył nas podstaw nawigacji w czasach przed kompasem. Koniec. Wszystko to rozwleczone na 45 minut, choć zmieściłoby się w dwudziestu. "Thorghal" ma więcej akcji na 48 stronach komiksu.
Właśnie, jakoś tak oglądając "Vikings" myślałem o "Thorghalu". W komiksie (nie mówię o spin-offach, ziew) nawet gdy akcja stała, to coś się działo. A tu nie dzieje się nic. Bohaterowie serialu najwyraźniej nie mają specjalnych przeżyć wewnętrznych, a ich refleksja nad światem ogranicza się do problemów prozaicznych. Naprawdę nie wiem skąd, w takim razie, wzięły się te wszystkie legendy i mity wikingów zaludniające świat Gigantami i bogami Asgardu.
Nie sądzę, by problemem był zbytni realizm. Realia epoki, na oko, wydają się być oddane całkiem wiernie (aczkolwiek pytanie czemu wszyscy mają zdrowe zęby pozostanie zapewne bez odpowiedzi) i świat wikingów wydaje się być wręcz namacalny, ale przesady w tej wierności nie widać. To nie hiperrealizm, ale trzymanie się pewnej konwencji. Nie tu więc pies jest pogrzebany.
Aktorsko "Vikings" też się trzymają. Aktorzy może nie tworzą tu kreacji na miarę najważniejszych nagród, ale ogląda się ich przyjemnie. Wydają się też dobrze dobrani do ról. Problemem musi więc być scenariusz.
Serial ten wygląda dla mnie tak, jakby scenariusz nie istniał. Może to mylne wrażenie, może w następnych odcinkach historia nabierze rozpędu albo jakiejś głębi, ale na chwilę obecną "Vikings" to morderczo nudny serial.