"Noc, której obudził się Laurier" to Xavier Dolan, jakiego pokochali widzowie – recenzja miniserialu
Nikodem Pankowiak
28 lutego 2024, 16:02
"Noc, której obudził się Laurier" (Fot. Club Illico)
Twórcy kina artystycznego odważnie wchodzą do telewizji, a kolejnym przykładem jest "Noc, której obudził się Laurier", francuskojęzyczny serial z Kanady, za który odpowiada sam Xavier Dolan. Jak wypadł jego telewizyjny debiut?
Twórcy kina artystycznego odważnie wchodzą do telewizji, a kolejnym przykładem jest "Noc, której obudził się Laurier", francuskojęzyczny serial z Kanady, za który odpowiada sam Xavier Dolan. Jak wypadł jego telewizyjny debiut?
"Noc, której obudził się Laurier" to debiutujący właśnie na CANAL+ (1. odcinek już dostępny online, telewizyjna premiera 28 lutego o godz. 21:00 na CANAL+ Premium) dramat rodzinny z elementami thrillera, który swoją premierę w Kanadzie miał pod koniec 2022 roku. Dlaczego akurat ten skromny, 5-odcinkowy serial – prezentujący na dodatek zamkniętą historię – miałby szczególnie zainteresować widzów? W końcu produkcji o rodzinnych tajemnicach, wzajemnych pretensjach i skomplikowanych relacjach było już nieprzebranie dużo. Otóż odpowiedź jest prosta i składa się z imienia i nazwiska: Xavier Dolan.
Noc, której obudził się Laurier – o czym jest serial?
Xavier Dolan to złote już-nie-dziecko kanadyjskiej kinematografii. Gdy w 2009 roku, w wieku zaledwie 19 lat, pokazał światu swój pierwszy film, "Zabiłem moją matkę", z miejsca okrzyknięto go sensacją, a nazwisko młodego filmowca i aktora zarazem stało się jednym z najgorętszych w świecie kina niezależnego. Jego kariera wystrzeliła, a z biegiem lat w jego kolejnych produkcjach zaczęły pojawiać się takie gwiazdy jak Léa Seydoux, Marion Cotillard, Kit Harington czy Natalie Portman. I choć na przestrzeni lat zdarzyło mu się kilka wpadek, jego nazwisko pozostało marką. Kilkanaście lat po premierze swojego pierwszego filmu, Dolan zabrał się wreszcie za swój pierwszy serial.
"Noc, której obudził się Laurier" (widziałem całość) to serial, który Dolan nie tylko napisał i wyreżyserował, ale także zagrał w nim jedną z głównych ról. Produkcja została oparta na teatralnej sztuce Michela Marca Boucharda pod tym samym tytułem. W swojej adaptacji Dolan postanowił jednak dość mocno odejść charakteru tej sztuki, której akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, na przestrzeni jednego wieczoru. Twórca serialu "rozciągnął" ją nieco w czasie i tym samym oczywiście "wyciągnął" ją z jednego pokoju na zewnątrz. Nie zmieniło się przy tym clou serialu – historia rozbitej rodziny, którą od środka niszczy mroczny sekret.
Cała historia kręci się wokół czwórki rodzeństwa – najstarszego Juliena (Patrick Hivon), Denisa (Éric Bruneau, "Wyśnione miłości"), najmłodszego Elliota (Dolan) oraz ich siostry, Mireille (Julie LeBreton), która wiele lat wcześniej zerwała jakikolwiek kontakt z rodziną. Teraz Mireille, wybitna tanatolożka, wraca po latach do domu, by na życzenie właśnie zmarłej matki zająć się jej ciałem. Ta śmierć, a także powrót rodzinnej czarnej owcy na nowo obudzi dawne żale i pretensje. Na wierzch zacznie wychodzić także głęboko zakopany sekret, który wiele lat wcześniej tak naprawdę zdefiniował życie całej rodziny i teraz może zrobić to ponownie.
Noc, której obudził się Laurier – Xavier Dolan w telewizji
To właśnie takie klimaty stały się znakiem rozpoznawczym twórczości Dolana i to w nich czuje się on najlepiej – skromnych historiach skupiających się maksymalnie na kilku bohaterach. A jeśli dodamy do tego fakt, że jedną z centralnych figur w tej historii jest postać matki, to możemy powiedzieć, że Dolan wrócił do domu. W końcu jego dwa prawdopodobnie najlepsze filmy mają matkę w tytule, na dodatek w obu z nich w rolę matki wciela Anne Dorval, która także tutaj – w retrospekcjach – wciela się w matriarchinię rodu. Śmiało możemy więc stwierdzić, że reżyser serialu kolejny raz znalazł się w swojej artystycznej strefie komfortu.
Dolan w serialu mocno odszedł od sztuki, na której "Noc, której obudził się Laurier" oparto, ale tę teatralność czuć w niejednej scenie, chociażby dzięki ich scenografii – najintensywniejsze sceny zwykle dzieją się w małych, zamkniętych przestrzeniach. Twórcy serialu udaje się w takich momentach budować napięcie tak wyczuwalne, że niemal namacalne. Zdarzają się jednak sceny – jak na przykład ta, gdy rodzeństwo niemal w komplecie gromadzi się przy umierającej w łóżku matce – w których Dolan idzie nieco za daleko z teatralnością, gdzie symbolizm zaczyna trącić łopatologią.
Siłą napędową serialu pozostają jednak jego bohaterowie – rozbici, pokiereszowani przez życie i złe decyzje, które podjęli lata temu, a które uruchomiły prawdziwy łańcuch nieszczęść. Można odnieść wrażenie, że Dolan do samego końca nie mówi o nich wszystkiego, a my obserwujemy tylko skrawki – niezwykle istotne, ale jednak skrawki – z ich życia. Oczywiście dowiemy się, skąd wziął się toczący ich ból i smutek, ale to jedynie geneza – wiele pozostanie przed nami nieodkryte na zawsze. Zakończenie serialu zasugeruje, że nie wszystko stracone i nawet po latach egzystencjalnej udręki, nałogów, walki z wewnętrznymi demonami jest możliwe ujrzenie słońca na horyzoncie, ale nawet w tak pozytywnym przesłaniu znajdzie się miejsce na wiele goryczy.
Noc, której obudził się Laurier – czy warto oglądać?
Nie mogło jednak być inaczej – gdy bliżej poznamy każdego z bohaterów, szybko zorientujemy się, że żadne z nich nie jest jednoznacznie czarne albo białe, w każdym, nawet wydawałoby się najbardziej negatywnym bohaterze, znajdziemy tutaj odcienie szarości. W centrum historii znajdzie się przede wszystkim relacja Mireille i Juliena, na którą wpłynęły wydarzenia sprzed lat. Tylko czy to, co zdefiniowało życie całej rodziny nie jest przypadkiem jednym wielkim kłamstwem?
Widzom nie będzie trudno zorientować się, że prawda jest znacznie bardziej skomplikowana, pytanie tylko, czy wyjdzie ona na światło dzienne. Bo gdy jedni będą chcieli ją odsłonić, inni za wszelką cenę będą próbowali ją pogrzebać. I właśnie to powolne dochodzenie do prawdy, wraz z odsłanianiem wszystkich konsekwencji jej ukrywania, będzie do samego końca napędzało serial.
Produkcje Dolana zwykle charakteryzuje coś, co moglibyśmy nazwać wymuskaniem – wszystkie kadry są w nich zawsze przemyślane, nic nie jest pozostawione przypadkowi i dokładnie tak samo wygląda to w jego serialu. Wiele ujęć – nawet gdy mówimy o obskurnych, zaśmieconych pomieszczeniach – można byłoby zastopować i oprawić w ramkę, a gdy dodamy do nich jeszcze świetną oprawę muzyczną, za którą współodpowiada sam Hans Zimmer, dostaniemy serial, na który po prostu chce się patrzeć. Dolan wyraźnie chce, by "Noc, której obudził się Laurier" była dziełem sztuki od a do zet i na całe szczęście w próbach dojścia do tego nie popada ani w pseudoartyzm, ani w groteskę.
Ten serial to w skrócie Xavier Dolan, którego dobrze znamy – jeśli ktoś do tej pory nie przekonał się do jego twórczości, raczej nie przekona się i teraz. W ogólnym rozrachunku jest to jednak jedno z jego lepszych dzieł, dlatego fani powinni być z kolei zachwyceni. Można pokusić się o stwierdzenie, że jego pierwszy serial jest tak naprawdę dłuższym filmem, który na potrzeby emisji pokrojono na odcinki, ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z bardzo udanym telewizyjnym debiutem. Istnieje spora szansa, że "Noc, której obudził się Laurier" nie będzie tylko jednorazowym epizodem, krótką przygodą Dolana z inną formą wyrazu – bardzo trzymam za to kciuki, bo współczesna telewizja jak powietrza potrzebuje takich twórców.